O zaginionych, nigdy nieogłoszonych drukiem dziełach „młodego gniewnego" polskiej literatury krążyły już najbardziej fantastyczne legendy. Powiadano nawet, że przebywając na emigracji w Stanach Zjednoczonych, Hłasko zostawił maszynopisy w bagażniku samochodu zaparkowanego przed domem, w którym mieszkał w Los Angeles. Po nagłej śmierci pisarza – w czerwcu 1969 roku w Wiesbaden – auto miało zostać ściągnięte przez służby miejskie i złomowane. Tak przepadły ponoć ostatnie nieznane rękopisy. Tymczasem okazuje się, że najciemniej jest pod latarnią, w tym wypadku sensacja kryła się w zasobach zasłużonej dla kultury polskiej książnicy.
Powieść z mikrofilmu
Niekiedy wilkiem się nazywał, lecz wilkiem nie był, raczej chciał być, gdy cały naród raźnie śpiewał – wolał zawyć" – pisała w wierszu o Hłasce jego narzeczona Agnieszka Osiecka.
Radosławowi Młynarczykowi wystarczył zaledwie kwadrans, by przekonać się, że jedna z przedstawionych mu na mikrofilmie wersji „Sonaty marymonckiej" z dziełem tym ma niewiele wspólnego. Niewiele to znaczy zaledwie pierwszą stronę. Reszta tekstu różni się diametralnie. Gdy Młynarczyk podzielił się tym odkryciem z promotorem prof. Stefanem Chwinem, ten kazał mu natychmiast zarzucić pozostałe projekty i skoncentrować się tylko na tej sprawie.
– Hłasko to dla mnie niezwykle ważny autor, bo do gatunku powieści socrealistycznej wprowadził zupełnie nowe rewolucyjne elementy, rozsadzając go w ten sposób od środka – powiedział nam Radosław Młynarczyk. – Ciekawił mnie również wpływ opisywanej przez Hłaskę przestrzeni miejskiej – a raczej krajobrazów przedmieść i dzielnic robotniczych – na psychikę jego bohaterów. Dlatego zdecydowałem się poświęcić mu pracę dyplomową. Ani przez chwilę nie spodziewałem się jednak, że uda mi się znaleźć nieznaną i kompletną powieść.
Przez pięć miesięcy badacz ślęczał z lupą nad wydrukami skanów, starając się odczytać wyjątkowo niewyraźne notatki nanoszone przez Hłaskę na maszynopis, a także pozostałe – i zachowane w manuskrypcie – wersje tekstu. Autor „Pierwszego kroku w chmurach" nie należał bowiem do prozaików, którym pisanie przychodzi z łatwością. Wielokrotnie zmieniał i poprawiał poszczególne zdania, a nawet akapity. Zdarzało się, że niezadowolony z efektu przepisywał całość. Stąd taka liczba materiałów dotyczących jednego dzieła.