Przed wojną Kraków miał ćwierć miliona mieszkańców. Teraz jest ich trzy razy więcej. Serce tego kolosa bije wciąż na obszarze, niewiele wykraczającym poza linię Plant. Wychuchane stare miasto za dnia oblegają hordy turystów, a w nocy – imprezowiczów. W XIX-wiecznych kamienicach w sąsiedztwie dworca kolei warszawsko-wiedeńskiej zamiast obiecanego nowego centrum wyrosła galeria handlowa.
Chyba nie tak wyobrażały sobie przyszłość podwawelskiego grodu jego dawne elity. Warszawa, terroryzowana przez Rosjan i obrócona w kupę gruzów przez Niemców, unowocześniła się z musu. Kraków, omijany przez dziejowe kataklizmy, starał się zmieniać tak, by wszystko pozostało po staremu. Rzeczywistość skrzeczała, lecz kultywowano pamięć o dawnej wielkości. Na większość zabytków wydano jednak wyrok śmierci. Nie został on wykonany z prozaicznego powodu: na poważne inwestycje zabrakło pieniędzy.
200 lat temu Kraków po raz drugi w swej historii został stolicą państwa. Co prawda miniaturowego: z południową granicą na Wiśle, zachodnią na Przemszy, a północną niesięgającą nawet Ojcowa. Oprócz Krakowa obejmowało ono swym obszarem trzy, zamieszkane głównie przez Żydów, prywatne miasteczka i 224 wsie. Polacy mogli kręcić głowami, ale w Niemczech czy we Włoszech tego typu państewka istniały od stuleci. Niektóre całkiem dobrze sobie radziły.
Wolne, Niepodległe i Ściśle Neutralne Miasto Kraków i jego Okręg (tak brzmiała oficjalna nazwa tworu powołanego do istnienia przez uczestników kongresu wiedeńskiego) sukcesu nie odniosło. Zamiast gospodarki kwitł przemyt. Z dobrej koniunktury korzystali przede wszystkim bankierzy, handlowcy i flisacy. Kultura i nauka lepiej miały się w Warszawie i Wilnie. Największym sukcesem było powstrzymanie upadku miasta, a największą inwestycją – kopiec usypany ku czci Kościuszki.
To, że kłody pod nogi rzucali zaborcy, można jeszcze zrozumieć. Trudniej wytłumaczyć nieudolność i brak wyobraźni lokalnych elit. Partia „miejska" i „prezesowska" nie marnowały żadnej okazji, by wziąć się za łby. Łączyło je tylko jedno – deklarowany patriotyzm. „Ostatni skrawek wolnej Polski" tkwił więc w politycznym klinczu, z wolna przekształcając się w narodowy skansen.