To nie marszałkowi Tomaszowi Grodzkiemu marzy się zastępstwo w czasie bezkrólewia. Tak zdecydowała konstytucja. Swoją drogą w dawnej Rzeczypospolitej prowadzono długie spory, kto jest interreksem – marszałek Sejmu czy prymas. Ostatecznie stanęło na prymasie. Nasza konstytucja w przypadku opróżnienia urzędu w wyniku wygaśnięcia kadencji prezydenta znalazła miejsce dla marszałka izby wyższej. I słusznie. Wykładnia systemowa, na którą powołują się niektórzy przeciwnicy interreksa z Senatu, prowadzi do wniosku, że tak musi być, ponieważ ust. 3 art. 131 Konstytucji RP traktuje go jako ostatnią deskę ratunku, wymieniając tę jego kompetencję na końcu przywołanej normy. W tym przypadku zarówno wykładnia językowo-logiczna, jak i systemowa prowadzą do tego samego wniosku, ponieważ w tym przypadku wykładnia celowościowa jest wykluczona, co wynika z orzecznictwa TK, choć też nie stoi na przeszkodzie przyjętej interpretacji. A więc interreksem jest marszałek Senatu.
Nie sądzę, by twórcy konstytucji przewidywali, że może kiedyś nie dojść do wyborów. Pozbawienie obywateli tak podstawowego prawa jest równoznaczne z zamachem stanu. Miejmy świadomość, w jakiej rzeczywistości przyszło nam żyć. Prawo często nie nadąża za życiem, ale tym razem go niejako wyprzedziło.
Na koniec jeszcze jedna uwaga. Co prawda wykładnia teleologiczna (celowościowa) powinna być w tym przypadku – jak mówi TK – wykluczona, ale konfrontacja tego, co się stało z normami konstytucyjnymi, może podpowiadać taką myśl: marszałkiem Sejmu w naszych warunkach jest zawsze przedstawiciel większości parlamentarnej. Za sytuację, w której doprowadzono do nieprzeprowadzenia wyborów jest odpowiedzialna większość rządząca. To ona miała wszystkie instrumenty potrzebne do przeprowadzenia wyborów lub ich legalnego odłożenia. Może lepiej, jeśli w okresie bezkrólewia interreksem nie będzie przedstawiciel większości sejmowej odpowiedzialnej za nieprzeprowadzenie wyborów. Szczególnie że większość sejmowa odrzuciła wszystkie poprawki Senatu do poprzedniej ordynacji.
Miejmy świadomość
Można zrozumieć rządzących, że dążą za wszelką cenę do zrzucenia z siebie odpowiedzialności za ten zamach stanu poprzez jego zatuszowanie za pomocą byle jak przeprowadzonych wyborów. Można zrozumieć kandydatów, że ulegają presji na szybkie wybory, gdy patrzą, jak topnieją środki na kampanię, której niby nie ma, a jest. Można zrozumieć obywateli, którzy nie mogą już psychicznie wytrzymać napięcia spowodowanego niepewnością jutra, także w kwestii legitymizacji władzy. Można nawet zrozumieć manipulatorów od ordynacji wyborczej, którzy nie godzą się na wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, która realnie jest i narasta. W czasie stanu nadzwyczajnego nie można nie tylko przeprowadzać wyborów, ale nie wolno także zmieniać prawa wyborczego. Boją się więc, że na pewien czas zostaną im zabrane zabawki, które tak lubią. I być może to główny powód niewprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Proszę nam jednak nie wmawiać, że niezależni eksperci, w tym byli sędziowie konstytucyjni, kierują się innymi racjami niż konstytucyjne.
Proszę nam nie wmawiać, że odbył się jakiś okrągły stół w kwestii terminu wyborów. Okrągły stół tworzy się wtedy, gdy nie można rozwiązać kryzysu środkami parlamentarnymi i potrzebne jest włączenie sił pozaparlamentarnych w proces decyzyjny. Tak było w 1989 r. Rządzący szukali wtedy sposobu na podzielenie się władzą z pozaparlamentarną opozycją. Jeśli dziś ktoś wierzy, że obecna władza chce się podzielić władzą z opozycją – jest naiwny. Pamiętać także trzeba, że okrągły stół sam w sobie nie ma mocy sprawczej – konieczne jest przełożenie jego politycznych ustaleń na decyzje parlamentu czy rządu.
Trzeba mieć na uwadze w perspektywie zbliżających się wyborów, że np. w trakcie elekcji prezydenckiej w 2010 r. w konsulacie w Brukseli znaleziono w urnie 98 kart do głosowania więcej niż wydano. Trzeba więc zrobić wszystko, by gwarancje uczciwych wyborów nie pozostały tylko w sferze wiary. Czy nasza opozycja wierzy w to, że jeśli wprowadzi jakieś poprawki do ostatnio uchwalonej ordynacji wyborczej, to zostaną one przyjęte przez Sejm? Czy wybory teraz zarządzone nadal będziemy traktować jako wybory?