Kodeks wyborczy pozbawił rodaków na obczyźnie możliwości głosowania korespondencyjnego. Ich prawo wyborcze jest jeszcze bardziej iluzoryczne po tym, jak komisjom skrócono terminy na podanie wyniku. To może unieważnić wiele głosów oddanych poza granicami kraju i grozi odebraniem konstytucyjnych praw wielu wyborcom.
Tak się złożyło, że zmiany w zasadach głosowania Polonii zbiegły się w czasie z wynikami wyborów prezydenckich, w których okazało się, że Polonia z Wysp Brytyjskich była życzliwsza Rafałowi Trzaskowskiemu niż Andrzejowi Dudzie. Upadł wieloletni mit o poparciu emigracji dla partii prawicowych.
Od dawna jednak – bynajmniej nie od początku rządów PiS – politycy starają się wpływać na kształt okręgów wyborczych, by wywalczyć jak najlepszy wynik dla swojej partii.
Co jakiś czas słychać, by tym z naszych rodaków, którzy nie bywają w ojczyźnie, nie mają tu majątku ani nie płacą podatków, odebrać możliwość udziału w głosowaniu. Konstytucyjnie byłoby to niezwykle trudne, dopóki obowiązują przepisy deklarujące szczególną więź Rzeczypospolitej z rozsianymi po świecie Polakami. Tymi, którzy z różnych względów ojczyznę musieli opuścić, i tymi, którzy zostali na ziemi ojców, tylko wiatr historii przesunął granice i teraz mieszkają w innym państwie. Odebranie prawa głosu całej tej zróżnicowanej społeczności nie powinno wchodzić w grę. Byłoby to bowiem zaprzeczeniem wszystkich gestów, jakie Polska uczyniła po 1989 r. pod adresem kustoszy tradycji dawnej Rzeczypospolitej.
Czytaj więcej
Politycy opozycji mają wątpliwości dotyczące przebiegu wyborów parlamentarnych. Wszystko za sprawą nowelizacji kodeksu wyborczego.