W 2005 r. weszło w życie lex Gosiewski. Ustawa, która otwierała aplikacje prawnicze. Znosiła limity miejsc, odbierając korporacjom przemożny wpływ na to, kto może trafić do zawodu. Pamiętam tamtą euforie młodych prawników, dla których przez lata rozpoczęcie aplikacji było poza zasięgiem. Wielu nawet nie próbowało, uważając, że nie ma na to żadnych szans, bo miejsca zarezerwowane były dla „swoich”. Nie pomogło straszenie przez działaczy korporacji: bezrobociem, wyssanymi z palca historiami z Niemiec, gdzie przeludniony rynek miał sprawić, że część młodych prawników, „jeździła na taksówkach”.
Rozpoczął się szturm młodych ludzi, którzy poczuli, że w końcu na jasnych zasadach mogą ubiegać się o wstęp do prawniczego świata. W 2008 r., do egzaminów na aplikacje przystąpiło ponad 13 tys. absolwentów prawa. Przez kolejne lata ich liczba utrzymywała się powyżej 10 tys.
Czytaj więcej
Na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości opublikowano w poniedziałek wstępne wyniki tegorocznych egzaminów na aplikacje prawnicze.
Rynek wypełniał się młodymi adwokatami, radcami, notariuszami i okazał się bardzo chłonny. Wzrost gospodarczy, skok cywilizacyjny, nowe technologie, rosnąca świadomość prawna Polaków, sprawiały, że na rynku było miejsce zarówno dla dużych, jak i indywidulanych kancelarii. Przez następną dekadę kierunek prawo był najczęściej obleganym kierunkiem studiów, tuż obok dość osobliwej psychologii.
Odwrócenie trendu rozpoczęło się w 2015 r., kiedy liczba kandydatów na aplikacje zaczęła powoli spadać. Najpierw do 9 tys., później 7,6 tys., by osiągnąć w tym roku najniższy poziom 5800 kandydatów. To niewiele biorąc pod uwagę, że prawo może studiować w Polsce ponad 40 tys. osób.