Władza ostentacyjnie neguje skuteczność środków tymczasowych nałożonych przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Nie przystępuje do Prokuratury Europejskiej. I składa antyeuropejskie wnioski do Trybunału Konstytucyjnego, które mają być podkładką do całkowitego odrzucenia prawa unijnego tam, gdzie staje ono na straży prawa do sprawiedliwego i rzetelnego procesu sądowego oraz niezależnego wymiaru sprawiedliwości.
We wniosku czekającym najprawdopodobniej na rozstrzygnięcie w dniu 15 lipca (po odroczeniu rozprawy z 13 lipca) w TK, premier z góry zakłada istnienie konfliktu interesów pomiędzy przepisami prawa unijnego, a prawa krajowego. W istocie chodzi jednak o kwestionowanie orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i rzekomej niekonstytucyjności przyjętej w Luksemburgu wykładni prawa unijnego. Wniosek to również premierska nadzieja na definitywnie wykluczenie możliwości stosowania przez sądy przepisów (rzekomo) niezgodnych z Konstytucją, a także przepisów, które zostały usunięte z polskiego porządku prawnego przez nomen omen Trybunał Konstytucyjny. Trzeci element wniosku sprowadza się do kwestii, czy aby standardy unijne rzeczywiście mogą „wspierać" sądy krajowe w ich prawie do kontroli niezawisłości sędziów i uchwał Krajowej Rady Sądownictwa dotyczących wniosków w sprawie nowych nominacji sędziowskich. W skrócie – wydaje się, iż Premierowi takie kompetencje sądów pozostają nie w smak.
Działania szefa polskiego rządu wywołały w innych państwach członkowskich pomruk oburzenia. W perspektywie prowadzą one bowiem do akceptacji ignorowania prawa unijnego tam, gdzie może stanąć na drodze pomysłom destrukcji niezależnego wymiaru sprawiedliwości. Niezawisłe sądy i niezawiśli sędziowie to wartości dziś więc chronione właśnie przez traktaty, niestety nie przez polskie władze.
Za okrutny, z punktu widzenia prawnego, chichot historii należy uznać decyzję podjętą przez TK w dniu 14 lipca. Orzekając o rzekomej niekonstytucyjności prawa traktatowego w zakresie, w jakim dopuszcza nałożenie środków tymczasowych zawieszających taką aktywność jak funkcjonowanie tzw. Izby Dyscyplinarnej TK zezwala na dowolne przestrzeganie prawa unijnego tylko wtedy, gdy jest to wygodne. Takie rozumienie niezależności oznacza jednak sytuację, w której funkcjonować, w ramach systemu prawnego państwa członkowskiego, będą mogły twory para-sądowe, utworzone – tak jak Izba Dyscyplinarna – z naruszeniem chociażby zasady niezależności. Co więcej – skutkuje oficjalnym ignorowaniem prawa unijnego tuż po tym, gdy TSUE wydał kolejne postanowienie o zawieszeniu działalności Izby Dyscyplinarnej. Decyzja TK być może pozostaje zgodna z interesem rządzących – działa jednak na szkodę interesu państwa i obywateli.
W razie, gdyby dwa wnioski podważające bariery, jakie autorytarnym zapędom władz państw członkowskich może stawiać prawo unijne, to za mało, aby przekonać niektórych, że za chwilę się rozbijemy o niesłuszne rozumienie pojęcia „suwerenność" – przejdźmy do trzeciego. Wniosek grupy posłów PiS również kwestionuje prawo Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej m.in. do nakładania środków tymczasowych w takiej formie, jaka dotknęła tzw. Izbę Dyscyplinarną (a więc umożliwiających zawieszenie jej działania).