Górnictwo węgla kamiennego ma w Polsce od lat nieodmiennie złą prasę. Wydarzenia ostatnich dni – protesty pracowników Kompanii Węglowej przeciw ogłoszonemu przez rząd „planowi naprawczemu" spółki wywołały kolejną falę krytyki pod adresem tego sektora. Krytyki sprowadzającej się do stwierdzeń typu „cała Polska dopłaca do górniczych przywilejów".
W mojej ocenie kreowany obecnie wizerunek górnictwa jest szkodliwy nie tylko dla branży i jej pracowników, ale również całego regionu, z którego pochodzę. A sprawa ma kilka aspektów, o których rzadko można usłyszeć.
Nigdy nie byłem zawodowo ani prywatnie związany z górnictwem. Gliwice, choć leżą na Górnym Śląsku, nie są uzależnione od tego sektora przemysłu. Miasto rozwija się również, opierając się na nowoczesnym, tworzonym od podstaw przemyśle wytwórczym z branżą motoryzacyjną na czele, logistyce oraz firmach z branży hi-tech.
Kopalnia Sośnica-Makoszowy, jedna z czterech, które były na rządowej liście do likwidacji, zatrudnia w Gliwicach kilka tysięcy osób. Obecna trudna sytuacja tego zakładu wynika z błędów i zaniechań osób, które nim zarządzały, ale to właśnie załoga może ponieść tego konsekwencje.
Mit nr 1: Nierentowna branża i oczekiwania związkowców
Kiedy w połowie ub. roku związki zawodowe działające przy KWK Sośnica-Makoszowy zwróciły się do mnie o pomoc w ratowaniu zakładu, o którym już wtedy mówiło się, że grozi mu likwidacja, skorzystałem z wiedzy prawdopodobnie najlepszych w Polsce ekspertów w dziedzinie górnictwa – naukowców Politechniki Śląskiej.