Wśród analiz i komentarzy odnoszących się do przyczyn porażki Zjednoczonej Prawicy w ostatnich wyborach w obozie jej sprzyjającym dominują dwa nurty. Z jednej strony przyczyny upatruje się w złej, raczej topornej i przerysowanej kampanii wyborczej, która była kontrskuteczna. Winę miałby tu ponosić sam prezes Jarosław Kaczyński. Z drugiej powiada się, że obóz władzy został odrzucony ze względu na swoją prawicowość lub konserwatyzm albo też iż jego narodowo-patriotyczny program nie był prezentowany wystarczająco atrakcyjnie.
Czytaj więcej
Szanowni Państwo, drodzy Czytelnicy. W przeddzień tych wyjątkowych wyborów pragniemy przypomnieć, jakie wartości przyświecają redakcji „Rzeczpospolitej”.
Jest to o tyle nieprawdziwe, że PiS nie jest partią ani prawicową, ani konserwatywną, a patriotyzm ma tylko na pokaz. Jeśli podstawą oceny przyczyn porażki PiS będzie doświadczenie władzy tej partii w latach 2015–2023, a nie mylące narracje, w tym życzliwy dla tej partii symetryzm, to należy ich szukać w sferze ontologii, a nie socjotechniki czy błędu poznawczego. A więc w gruntownie szkodliwej dla Polski, kratokratycznej istocie jego rządów: władzy dla władzy – a nie w tworzonych przezeń zręcznie zasłonach dymnych. Tę istotę sprowadzam do siedmiu grzechów głównych PiS.
Grzech pierwszy: całościowe upartyjnienie państwa
Państwo zostało uprowadzone przez partie obozu władzy. Wyrażało się to nie tylko w przemieszczeniu „centralnego ośrodka dyspozycji politycznej” z Sejmu, siedziby rządu czy Kancelarii Prezydenta do partyjnej siedziby Prawa i Sprawiedliwości, gdzie stale urzędował prezes Jarosław Kaczyński. To na Nowogrodzkiej zapadały najważniejsze dotyczące Polski decyzje, to tam pielgrzymowali działacze PiS zajmujący najważniejsze stanowiska w państwie, którzy następnie decyzje podejmowane przez prezesa wdrażali w życie w kierowanych przez siebie instytucjach.
Zgodnie z partyjną logiką działali nie tylko szef rządu czy marszałkowie Sejmu, lecz także instytucje, których konstytucyjnie definiowanym atrybutem jest niezależność od wszelkiej władzy, czyli Trybunał Konstytucyjny, Narodowy Bank Polski czy media publiczne. Te ostatnie instytucje zostały obsadzone zresztą przez dziwne indywidua, które nie tylko realizowały linię partii (polecenia prezesa), lecz i swym zachowaniem oraz kompetencją obrażały zarówno wizerunek ważnych instytucji państwa, jak i poczucie przyzwoitości i inteligencję Polaków. Upartyjnieniu podlegało nie tylko wszystko to, co służyło utrzymywaniu władzy, ale też to, co dawało korzyści ludziom władzy i ich rodzinom. Chodziło zwłaszcza o spółki Skarbu Państwa (one zasilały także fundusz partii) oraz wymuszanie uległości na przedsiębiorstwach prywatnych.