Stwierdzenie wskazujące cynizm i realizm Kijowa to bynajmniej nie zarzut, lecz raczej lekcja, która powinna być dogłębnie przestudiowana w gabinetach przy al. Szucha. W ostatnich tygodniach urzędowania gabinetu Zjednoczonej Prawicy byliśmy świadkami mnóstwa posunięć ze strony polityków PiS, mających na celu zagospodarowanie antyukraińskich nastrojów obecnych w niewielkiej, ale głośnej części społeczeństwa. Nie poprzestano na słowach, choć te również źle się zestarzały.
Poza warstwą retoryczną posunięcia rządu Mateusza Morawieckiego uderzały w interesy ukraińskie i ograniczały możliwość czerpania zysków z najbardziej dochodowej części ukraińskiego biznesu, czyli eksportu płodów rolnych. Jedynej oprócz metalurgii i hutnictwa, według Ośrodka Studiów Wschodnich, istotnej gałęzi ukraińskiego eksportu. W czasie dramatycznych braków budżetowych Ukrainy był to cios wyjątkowo dotkliwy.
Czytaj więcej
Liczenie na wdzięczność w relacjach międzynarodowych jest błędem. W przypadku Polski i Ukrainy oba kraje mają wspólny interes, i to na nim powinniśmy opierać wspólną politykę. Na co może się przełożyć spotkanie Donalda Tuska i prezydenta Wołodymyra Zełenskiego w Kijowie?
Ukraina nie pozostała dłużna i zarówno prezydent Wołodymyr Zełenski, jak i kijowskie elity polityczne szybko zmienili pełną braterstwa retorykę na twarde i zimne argumenty, a także skarżąc się w Brukseli, jakby zapomnieli o polskiej pomocy w pierwszych dniach wojny.
Znajome problemy
Kto jednak obserwuje politykę dłużej, ten wie, że wdzięczność nie jest żadną walutą w polityce. Jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie kierunek ukraiński w polskiej polityce zagranicznej nie był zbyt wysoko na liście priorytetów. Choć wymiana handlowa i migracje do Polski każdego roku rosły, na poziomie politycznym mieliśmy ciągłe spory o Wołyń, o ukraińskie produkty rolne czy o transporty przez granicę.