Prof. Grzegorz Kołodko lubi zaskakiwać. Tym razem odkurzył temat trochę już w Polsce zapomniany, jakim jest wprowadzenie wspólnej waluty europejskiej. A zapomniany nie dlatego, że jest on nieistotny dla polskiego modelu gospodarczego i naszych interesów narodowych, ale ponieważ w ostatnich latach wytworzył się w Polsce swoisty konsensus praktycznie wszystkich ugrupowań politycznych i pewno większości ekonomistów w sprawie niemożności czy wręcz szkodliwości przyjęcia euro dla naszego kraju.
Nieuchronna globalizacja
Uważam taki sposób myślenia za błędny, jeśli nie szkodliwy, stąd głos prof. Kołodki tym bardziej zasługuje w obecnej sytuacji na uwagę. Euro obchodzi właśnie 15. urodziny i obowiązuje w 19 państwach Unii Europejskiej oraz 11 innych krajach. Dotychczas, wbrew oczekiwaniom – znowu większości ekonomistów – żadne z państw członków strefy euro nie zdecydowało się tego elitarnego klubu opuścić. Nawet w Grecji – kraju stanowiącym szczególny przykład zmaterializowania się wszystkich słabości tej waluty po siedmiu latach permanentnego kryzysu – da się zauważyć, że mimo kłopotów dnia codziennego lewicowy rząd wdraża pod kontrolą instytucji unijnych i Międzynarodowego Funduszu Walutowego bolesny program oszczędności budżetowych. A ponad 70 proc. Greków nie dopuszcza myśli o zastąpieniu euro drachmą, raczej podświadomie czując, że opuszczenie Eurolandu pogorszy jeszcze ich sytuację.
Myślę, że podstawowe tezy prof. Kołodki o nieuchronności procesów globalizacyjnych i kontynuacji daleko posuniętej integracji europejskiej są prawdziwe. Ani nie będzie odwrotu od wspólnej waluty w Europie, ani odejścia od procesów globalizacyjnych, gdyż nawet świeżo objawiony przeciwnik globalizacji, czyli prezydent elekt Donald Trump, jakoś we własnych firmach wyprowadzał pracochłonne procesy produkcji za granicę. A Marine Le Pen, lansując pomysł powrotu do franka (ostatnio co prawda w złagodzonej wersji równolegle z dawną europejską jednostką rozliczeniową ECU), nie ma szans wygrać wyborów prezydenckich we Francji.
Problem euro w Europie polega na tym, że Euroland jest specyficznym klubem ekskluzywnych członków, którzy do niego wstąpili na zasadzie dobrowolności, ale który nie gwarantuje powszechnej szczęśliwości przez sam fakt przystąpienia. By tak się stało, trzeba jeszcze odpowiednio się zachowywać, tzn. przestrzegać reguły gry, które zdefiniował unijny traktat z Maastricht w 1992 r.
Myślę, że konieczność przestrzegania tych kryteriów nawet dzisiaj nie budzi większych kontrowersji, ponieważ charakteryzują one zdrową i zrównoważoną gospodarkę. Żadna zmiana paradygmatu w tym zakresie nie nastąpiła! Są to, oprócz niezależnego banku centralnego, stabilności cen, fiskalne, kursowe i stóp procentowych. Nieprzestrzeganie tych kryteriów, warunkujących skuteczność funkcjonowania wspólnej waluty, nawet w imię szczytnych ideałów, rodzi powstawanie nierównowagi, co dla wspólnego obszaru walutowego jest katastrofalne.