Czy Stany Zjednoczone przestaną być Państwem Środka

Da się wywieść bardzo wiele analogii między upadkiem dynastii Zhou 2,5 tys. lat temu a dzisiejszym rozpadem jednobiegunowego ładu światowego.

Publikacja: 05.08.2021 18:42

Czy Stany Zjednoczone przestaną być Państwem Środka

Foto: AFP

Badacze traktatu „Sztuka wojny" uważają, że miał on więcej niż jednego autora. O rozciągniętym w czasie procesie kształtowania się tego dzieła świadczą m.in. różnice stylu i języka. Tym śmielej można zatem powiedzieć, że traktat jest produktem swojej epoki.

Czasy, w których żył mistrz Sun, to okres całych stuleci pogłębiającego się chaosu politycznego. Narastał on wraz z popadaniem w bezsiłę dynastii Zhou, która rządziła chińskim światem. Była ona nie tylko centrum władzy politycznej, ale i matecznikiem ludzkiej cywilizacji, strażnikiem postępu materialnego i etycznego. Władcy dynastii stanowili łącznik między światem bogów i ziemian. Byli przy tym prawodawcami i strażnikami porządku świata (dziś powiemy status quo). Ten, kto kontestował harmonię i pokój, kontestował legitymizację dynastii, której misją było propagowanie cywilizacji na wszystkie barbarzyńskie ludy dookoła.

Nazwa „Państwo Środka" wywodzi się właśnie od tej roli imperium Zhou. W późniejszych dziesięcioleciach mieliśmy do czynienia już z państwami środka. Chiński obszar cywilizacyjno-kulturowy rozszerzał się, przez co państwa zewnętrzne, dzięki zasobom nowych terytoriów, rosły w siłę. Te położone centralnie, w tym tzw. domena królewska dynastii Zhou, stały na straży porządku etyczno-politycznego m.in. przez pielęgnowanie rytuałów. Określenie „Państwo Środka" jest w takiej wizji pewnym tytułem honorowym, rolą, jaką odgrywały kolejne reżimy polityczne chińskiej historii. To bardzo zgrabna ideologia, która uprawomocnia sinizację (akulturację), podboje i aneksję sąsiadów.

Chaos i harmonia

Harmonia to uporządkowanie świata za pomocą systemu etycznego lub prawnego. To instytucje służące indoktrynacji do uznawania pewnego porządku rzeczy (w tym politycznego) jako oczywistego. To wizja świetlanej przyszłości dla dzieci i wnuków, dla której ludzie poświęcają swoje „dziś" w znojnej pracy. We współczesnym nam świecie będzie to kontrolowany przez Stany Zjednoczone system globalnej wymiany towarowej, instrumenty prawa międzynarodowego i zdolność ich wymuszania, a więc m.in. swoboda żeglugi i US Navy jej strzegąca.

Chaos jest ustaniem funkcjonowania porządku regulującego zachowanie uczestników. Chaos to nieobecność dóbr publicznych, takich jak zaufanie i równość wobec prawa, które obniżają koszty i ryzyko. Na równość wobec prawa składa się kwestia dotrzymywania umów, przestrzegana – jak ktoś sprytnie spostrzegł – tylko między podmiotami o w miarę równej sile.

Tu warto dodać, że w różnych kulturach różnie rozumie się zasadę dotrzymywania umów. Z fascynującej książki o kulturze japońskiej pt. „233 słowa kluczowe japońskiego kodu kulturowego" możemy się dowiedzieć, że w kulturze japońskiej jest rzeczą oczywistą, że uzgodnienia można negocjować, gdy tylko zmienią się okoliczności (układ sił). W zachodniej kulturze prawnej, której część stanowi tzw. równość wobec prawa, postanowienia umowne są „zamrożone", a ich naruszenie obłożone sankcjami, przez co stronie silniejszej trudniej wymuszać coś na stronie słabszej.

Hegemon – epicentrum cywilizacji

Da się wywieść bardzo wiele analogii między upadkiem dynastii Zhou 2,5 tys. lat temu a rozpadem jednobiegunowego ładu światowego, jaki ma miejsce w drugiej i trzeciej dekadzie XXI wieku. Pojawiają się pretendenci, uzurpatorzy, podmioty „łamiące ład światowy". Dynastię Zhou u początków, jej rządów nad „wszystkim, co pod niebem" (całym światem), można potraktować jako światowego hegemona, jedyny, a zarazem centralny ośrodek polityczny. W podobny sposób postrzegamy Stany Zjednoczone i pax americana, czyli dominację ekonomiczną i przestrzenną (kontrolę przepływów strategicznych) i narzucanie reguł gry przez decydentów w Waszyngtonie.

Analogia wprost rzuca się w oczy: Stany Zjednoczone są dziś takim ośrodkiem władzy politycznej, ekonomicznej i wojskowej dla całej planety, jakim dla środkowego biegu Żółtej Rzeki, a z czasem coraz dalej, była dynastia Zhou.

Dążenia Chińskiej Republiki Ludowej do złamania ładu światowego trafnie nazywane są przez dr. Jacka Bartosiaka próbą odwrócenia skutków tzw. wielkich odkryć geograficznych. Aspiracje te nazywane też są „przywróceniem prymatu Chin" z tego prostego powodu, że przez większą część ostatnich 2 tys. lat to cywilizacja konfucjańska, obok hinduskiej, była najwyżej ucywilizowanym i najbardziej produktywnym rejonem świata.

Wielkie odkrycia geograficzne Europejczyków zasiliły cywilizację zachodnią pięć wieków temu. Są też podstawą materialną do dominacji europejskich potęg kolonialnych i postkolonialnych po dziś dzień. XIX i XX wiek to prymat Europy we wszystkich sferach rozwoju technologii, filozofii, sztuki. To Europa, a potem i USA promieniowały swoim wpływem i przewagą cywilizacyjną na resztę świata. Były one nienawidzone, ale i naśladowane. To cywilizacja zachodnia była i jest Państwem Środka – przez ostatnie dwa stulecia.

Dzięki wypracowanym instytucjom i praktykom, ale też wojnom wydajność zachodnich wzorców zdystansowała wszystkie inne. To są wartości budowane i podtrzymywane przez całe pokolenia, także w aspekcie ideologii. Premiowanie mobilności społecznej jest największą zachętą do realizowania aspiracji. To kultura pracy. Wypracowane w cywilizacji zachodniej wzorce okazały się lepsze. Epizody wojny kulturowej, takie jak szkolenie „spróbuj być mniej białym", motywowane ewidentnie ultrarasistowskimi uprzedzeniami decydentów korporacji Coca-Cola, to utożsamienie tych wartości z rasą. Decyzja ta jest (a może nie) bitwą jedynej III wojny światowej, jaka będzie się toczyć o prymat na świecie – bitwą w wojnie o usunięcie z przestrzeni kulturowej państw zachodnich wzorców, będących fundamentem ich siły gospodarczej i wszelkiej innej.

W czasie zimnej wojny wyścig kosmiczny między Stanami Zjednoczonymi a ZSRS, zwłaszcza w kwestii lądowania człowieka na Księżycu, był wyścigiem o prestiż i demonstrowanie wyższości technologicznej. Świetnie odmalowaną dynamikę rywalizacji o prymat (i poczucie wyższości cywilizacyjnej) zobaczymy w serialu „For All Mankind" (2019). W fikcyjnym świecie to Związek Radziecki uprzedza Amerykanów w wysłaniu pierwszego człowieka na Księżyc. Bohaterski kosmonauta swój „mały krok" uczynił, głosząc, że robi to „ku chwale marksistowsko-leninowskiej drogi życia". Piorunujący efekt.

To w osiągnięcia kultury i techniki krajów zachodnich wpatrują się wszystkie państwa i aspirujące lokalne potęgi, takie jak Turcja, do dziś patrzą jak we wzorzec, który należy podziwiać i naśladować, jeśli chce się kroczyć drogą rozwoju i postępu, bogactwa i władzy. Jeśli chce się uzyskać sprawczość polityczną – wolność od sprawczości Stanów Zjednoczonych, globalnego Państwa Środka. Mówiąc krótko, teraz chcą być nim ponownie Chiny. I praktycznie im się już udało.

Kapitaliści sprzedali sznur

Jak idzie aktualnemu hegemonowi, strażnikowi światowej harmonii? W skrócie – tak sobie. Świat, w którym bardziej opłaca się coś kupić, niż zrabować, to dobro publiczne, którego strażnikiem są Stany Zjednoczone. Póki co.

W myśl zasady „kapitaliści sprzedadzą nam sznur, na którym ich powiesimy" z terenu hegemona wyeksportowano technologię i środki produkcji dóbr materialnych. Dysproporcja sił metropolii i prowincji gwałtownie się zmienia. W roku 2000 gospodarka USA była osiem razy większa od chińskiej. W roku ubiegłym – już tylko 1,4 raza. Można patrzeć także na inne znamienne detale: w roku 1950 wszystkie z 25 najwyższych wieżowców znajdowały się w USA, w roku 2020 – już tylko pięć, a gdyby nie iglice i anteny – dwa. Innym ciekawym aspektem jest kwestia kształcenia specjalistów i profesjonalistów: ChRL to miejsce, gdzie systemy edukacyjne i społeczne zamiast youtuberów, gwiazd Instagrama i nienawidzących własnej tożsamości cywilizacyjnej aktywistów produkują więcej inżynierów i naukowców. Warto zestawić te procesy społeczne z rozwojem II Rzeszy po roku 1870. Był to zdominowany przez Prusy niemieckojęzyczny matecznik cywilizacyjny. Podjęto w nim fascynujący, planowy i rozciągnięty na całe pokolenia wysiłek cywilizacyjny. Skończył się on wprowadzeniem na usługi woli politycznej tak przełomowych i zmieniających geografię układu sił technologii, jak produkcja nawozów sztucznych, benzyny syntetycznej. Doprowadził do supremacji niemieckiej myśli naukowej w fizyce teoretycznej... i katastrofalnej, kosztującej miliony istnień ludzkich wojny światowej.

Pchana aspiracjami decydentów II Rzesza była w stanie wygenerować moc i rzucić wyzwanie potęgom kolonialnym, a w tym przede wszystkim Imperium Brytyjskiemu. Zdyscyplinowani wizją swojego prymatu i poczuciem misji najpotężniejszego państwa świata Amerykanie dokonali najbardziej spektakularnego wyczynu w wyścigu kosmicznym.

Dziś przed naszymi oczami rozwija się identyczna rozgrywka dominacyjna o zmazanie hańby narodowej i przywrócenie Chinom należytego miejsca w porządku rzeczy. O powrót do roli Państwa Środka, wiodącego ośrodka cywilizacji na powierzchni naszego świata.

Autor jest socjologiem, laureatem stypendium tajwańskiego Ministerstwa Edukacji Narodowej oraz doktorantem Wydziału Historiografii w Chinese Culture University w Tajpej na Tajwanie

Badacze traktatu „Sztuka wojny" uważają, że miał on więcej niż jednego autora. O rozciągniętym w czasie procesie kształtowania się tego dzieła świadczą m.in. różnice stylu i języka. Tym śmielej można zatem powiedzieć, że traktat jest produktem swojej epoki.

Czasy, w których żył mistrz Sun, to okres całych stuleci pogłębiającego się chaosu politycznego. Narastał on wraz z popadaniem w bezsiłę dynastii Zhou, która rządziła chińskim światem. Była ona nie tylko centrum władzy politycznej, ale i matecznikiem ludzkiej cywilizacji, strażnikiem postępu materialnego i etycznego. Władcy dynastii stanowili łącznik między światem bogów i ziemian. Byli przy tym prawodawcami i strażnikami porządku świata (dziś powiemy status quo). Ten, kto kontestował harmonię i pokój, kontestował legitymizację dynastii, której misją było propagowanie cywilizacji na wszystkie barbarzyńskie ludy dookoła.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Powódź 2024. Raport NIK jak lekcja
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Miłosz: Czy powódź przekona polityków, by oddali komunikację w ręce specjalistów
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Państwo to strażak i urzędnik. W powodzi nie zawiedli
Opinie polityczno - społeczne
Renaud Girard: Polska - czwarta siła w Europie
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie polityczno - społeczne
Kazimierz Groblewski: Igrzyska w Polsce – podrzucajmy własne marzenia wrogom, a nie dzieciom