Stanisław Kluza: Czas gorącego pieniądza

Wiele wskazuje na to, że najbliższe 12 miesięcy będzie rokiem gorącego pieniądza: większych wydatków konsumpcyjnych i skłonności do ryzykownych inwestycji.

Publikacja: 02.02.2020 21:00

Stanisław Kluza: Czas gorącego pieniądza

Foto: iStockphoto

Efekt ten pojawi się w następstwie rosnącej różnicy między niskim oprocentowaniem depozytów i innych bezpiecznych instrumentów finansowych a inflacją postrzeganą jako ceny dóbr podstawowych, wpływających na zasobność portfela przeciętnej rodziny. Szczególną rolę odegra wzrost cen żywności, energii, kosztów utrzymania mieszkania i podstawowych usług.

Można oczekiwać zwiększonego boomu zakupowego – tzw. zakupów wyprzedzających bądź zapobiegawczych. Gdy ceny rosną, wiele osób może przyspieszyć decyzje np. o remoncie mieszkania, nabyciu auta, sprzętów wyposażenia domowego – zależnie od możliwości domowego budżetu.

Trend zakupowy, którego można się spodziewać, będzie korzystny dla koniunktury i rynku dóbr konsumenckich. W efekcie polska gospodarka dostanie kolejne bodźce do podtrzymania wzrostu. Z drugiej jednak strony procesy te spowodują wiele wyzwań, z którymi będą musieli zmierzyć się politycy i decydenci gospodarczy. I to już niebawem. Problemy z zabezpieczeniem wartości pieniądza w czasie oraz znaczący wzrost kosztów konsumpcji podstawowej (przy spadku siły nabywczej transferów socjalnych) mogą powodować wzrost niezadowolenia społecznego licznych grup gospodarstw domowych, zwłaszcza niezamożnych i średniozamożnych.

Niepokoić może także trwające już w Polsce przejście od inflacji homogenicznej do heterogenicznej. Wszystko wskazuje na to, że w 2020 r. nasili się zróżnicowanie odczuwania wzrostów cen produktów i usług konsumpcyjnych w zależności od poziomu dochodów i zamożności. Osoby mniej zasobne i o niższych dochodach mają wyższy udział wydatków na tzw. konsumpcję podstawową. A to właśnie ceny żywności podstawowej oraz energii i innych mediów, np. opłat za wywóz śmieci, będą rosły najszybciej. Ziemniaki w rok podrożały dwukrotnie. Dwucyfrowo urosły ceny: pieczywa, nabiału, mięsa wieprzowego, warzyw i owoców czy ryb.

W konsekwencji inflacja najbardziej dotknie rodziny o niewielkich zasobach finansowych. Analizy wskazują na kilka możliwych sposobów zaradzenia tym procesom. Wybór któregokolwiek będzie ważną decyzją polityczną.

Należy też zwrócić uwagę na rynek pracy. Od kilku lat z sukcesem przechodzi on naturalną transformację z rynku pracodawcy w rynek pracownika. Wpływa na to nie tylko demografia i wzrost zamożności, ale i przemiany społeczne. Bardziej cenimy równowagę między życiem zawodowym i osobistym. Przez 30 lat wynagrodzenie straciło nieco na znaczeniu wobec perspektyw rozwoju i pracy w dobrym otoczeniu.

Tymczasem ostatnie zmiany płacy minimalnej i składek ZUS mogą znacząco spowolnić, a nawet przejściowo odwrócić naturalne tendencje na rynku pracy. W 2020 r. wzrost bezrobocia może okazać się wyższy, niż wynika to z sezonowości.

Najbardziej to dotknie małe i średnie firmy spoza wielkich miast. Tam koszt pracy jest dużo niższy, a przedsiębiorstwa są zbyt małe i bez zaplecza kapitałowego, by mogły się szybko umaszynowić. W praktyce będzie to odczuwalne dla firm z polskim, najczęściej rodzinnym kapitałem.

Sumując mikroekonomiczny rezultat po stronie pojedynczych firm w agregat rynku pracy, otrzymujemy rozłożony w czasie impuls kryzysogenny. W rezultacie za kilkanaście miesięcy zacznie się kończyć paliwo do dalszego wzrostu PKB pobudzanego indywidualną konsumpcją.

Kwestia rozważnego zarządzania polityką płacy minimalnej i składkami ZUS jest o tyle istotna, że jeżeli ich wzrost nie jest nadmiernie wymuszany, to wzrost zatrudnienia i aktywności zawodowej w gospodarce przekłada się w autonomiczny sposób na trwałość koniunktury gospodarczej. Wzrost wynagrodzeń musi być skorelowany ze wzrostem produktywności.

Mniejsze bezrobocie i łatwość znalezienia pracy to też impuls do wtórnego wzrostu popytu na pracę, także tą niżej wycenianą. To wyższa wartość dodana w gospodarce i wyższa konsumpcja. W rezultacie to też oddolna presja rynku na podnoszenie płac przez pracodawców, a niewymuszona przez interwencję państwa.

Kluczowe wyzwania dla polityki gospodarczej w 2020 r. skupią się wokół zarządzania skutkami decyzji dotyczących rynku pracy – dla inflacji, koniunktury i inwestycji przedsiębiorstw. Zwiększy się niepewność zarówno w sektorze firm, jak i gospodarstw domowych.

Stanisław Kluza, w przeszłości m.in. przewodniczący KNF, obecnie analityk ekonomiczny i prezes Instytutu Debaty Eksperckiej i Analiz Quant Tank.

Perspektywy rozwoju polskiej gospodarki były przedmiotem konferencji „Sytuacja w gospodarce polskiej i sektorze bankowym" organizowanej przez Instytut Debaty Eksperckiej i Analiz – Quant Tank oraz Instytut Rozwoju Gospodarczego, która odbyła się w styczniu w SGH.

Efekt ten pojawi się w następstwie rosnącej różnicy między niskim oprocentowaniem depozytów i innych bezpiecznych instrumentów finansowych a inflacją postrzeganą jako ceny dóbr podstawowych, wpływających na zasobność portfela przeciętnej rodziny. Szczególną rolę odegra wzrost cen żywności, energii, kosztów utrzymania mieszkania i podstawowych usług.

Można oczekiwać zwiększonego boomu zakupowego – tzw. zakupów wyprzedzających bądź zapobiegawczych. Gdy ceny rosną, wiele osób może przyspieszyć decyzje np. o remoncie mieszkania, nabyciu auta, sprzętów wyposażenia domowego – zależnie od możliwości domowego budżetu.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację