Potrójna fuzja – Orlenu, Lotosu i PGNiG – ma zakończyć się powstaniem silnego koncernu, aktywnie uczestniczącego w transformacji polskiej energetyki. Z przekształcaniem polskiej energetyki z opartej na węglu w przyjazną środowisku i ludziom zwlekaliśmy do ostatniego momentu. Teraz to, co mogliśmy rozłożyć na dłuższy okres, musimy zrobić w krótkim czasie. I dobrze, by stało się to z maksymalnym udziałem polskiego kapitału.
Obecna ekipa rządząca przy każdej okazji podkreśla, że sukces polskiej gospodarki opiera się na silnych grupach kontrolowanych przez Skarb Państwa. Mam poważne wątpliwości, czy system, w którym czyni się filarem gospodarki państwowe firmy, ma wiele wspólnego z nowoczesną gospodarką rynkową. Są jednak w Polsce obszary, gdzie tylko państwowe firmy mogą udźwignąć kosztowne projekty, z prostej przyczyny: nie mają tak samo silnych odpowiedników w sektorze prywatnym. Transformacja energetyczna to jeden z tych obszarów.
Autorzy połączenia trzech koncernów muszą wykazać się nie tylko wirtuozerią w dziedzinie strategii, ale i nieprzeciętnym darem przekonywania. Czeka ich trudna dyskusja z trzema ważnymi grupami odbiorców.
Zacznijmy od Brukseli. Praktycznie każda poważna fuzja w sektorze paliwowo-energetycznym w ostatnich dwóch dekadach oznaczała trudne negocjacje z europejskimi urzędnikami. Zgoda Komisji Europejskiej jest obwarowana licznymi warunkami i wpisana w określony harmonogram czasowy. Oczywiście, nigdy nie zdarza się, by wszystko szło gładko i nie było odstępstw od harmonogramu. A każde potencjalne odstępstwo oznacza konieczność dialogu z urzędnikami. Nie jest tajemnicą, że dzisiejsza Polska nie jest pupilkiem Unii, a brukselscy decydenci nie kwapią się, by iść na rękę obecnemu rządowi. Rozmowy z Komisją Europejską będą zapewne trudne, a polscy rozmówcy będą musieli naprawdę bronić swoich argumentów.
Na krajowym podwórku potencjalnym problemem mogą być rozmowy ze związkami zawodowymi. I nie z powodów merytorycznej oceny szczegółów planowanego połączenia. Logika związków, jak uczy doświadczenie, jest prosta: każde przekształcenie, każda duża zmiana to okazja, by ostro negocjować warunki. Nie oszukujmy się, że inaczej będzie i tym razem, szczególnie że łączą się trzy grupy, różniące się rozwiązaniami z zakresu polityki pracowniczej i socjalnej. Jak je ujednolicić? W jakim czasie? Jak podejść do obaw pracowników obawiających się zwolnień? I jak to wszystko zapisać w postaci, która może być podstawą do egzekwowania ustaleń? To tylko najważniejsze kwestie, które z pewnością będą tematem rozmów.