Witold M. Orłowski: Diagnoza Morawieckiego słuszna, ale recepta wątpliwa

Czy kraje unijne powinny zrezygnować z kolejnego fragmentu suwerenności na rzecz działań wspólnych? Oczywiście, że tak. Bo inaczej nie da się sprostać wyzwaniom, które tak celnie wskazał Mateusz Morawiecki.

Publikacja: 21.06.2024 04:30

Mateusz Morawiecki

Mateusz Morawiecki

Foto: Fotorzepa/ Jakub Czermiński

Tekst Mateusza Morawieckiego „Wielka sprzeczność Europy” z pewnością jest wart bardzo uważnego przeczytania i przemyślenia. Nieważne, czy się zgodzimy z konkretnymi wnioskami, czy też nie, bez wątpienia były premier porusza kluczowy dla naszej przyszłości problem. Świat się radykalnie zmienia, niekoniecznie w dobrym kierunku.

Wskutek zastosowania nowych technologii gwałtownie zmienia się gospodarka, zmienia się polityka, zmienia się społeczeństwo. Na naszych oczach w znacznej mierze załamuje się ład, który przez kilka minionych dekad wydawał się zapewniać bezpieczeństwo. Zastępuje go coraz ostrzejsza walka, toczona zarówno środkami pokojowymi, jak i coraz częściej wojennymi. A jednocześnie ci, którzy obserwują uważnie zachodzące zmiany, widzą, że zmienia się środowisko, w którym żyjemy, w wyraźny sposób zmienia się klimat, a działalność człowieka zaczyna wywierać coraz bardziej destrukcyjny wpływ na całą planetę.

Widząc to wszystko, Mateusz Morawiecki stwierdza: Europa musi zmienić strategię działania. Przyzwyczajona do „łatwych” czasów Unia Europejska optymistycznie uznała, że stać ją na realizację jednocześnie wielu celów. Uznała, że może realizować trzy cele naraz: po pierwsze, utrzymać swój model socjalny, bazujący na wysokim stopniu solidarności między różnymi grupami społecznymi i generacjami (swoją „umowę społeczną”), oraz inwestować więcej we wspieranie innowacyjności, po drugie, wygospodarować odpowiednie środki na obronność, a po trzecie, jednocześnie realizować ambitny program walki z niekorzystnymi zmianami środowiska naturalnego. Może przy tym utrzymywać swoje przywiązanie do wolnego handlu, choć inni stosują narzędzia protekcjonizmu. Może świadomie obniżać swoją konkurencyjność stosowaniem polityki klimatycznej, podczas gdy inni wykorzystają to, by wyprzeć z rynku europejski przemysł. I w dodatku powinna to robić, nie zwiększając swojego zadłużenia, utrzymując mocny pieniądz i nie dopuszczając do inflacji.

Czytaj więcej

Filip Grela: Dlaczego młodzi zagłosowali na Konfederację?

W opinii byłego premiera są to trzy obszary działań, których nie da się prowadzić jednocześnie, a więc stanowią tzw. niemożliwą do pogodzenia trójcę (tak jak w ekonomii: stały kurs walutowy – niezależna polityka pieniężna – swobodny przepływ kapitału, albo w ostatnio częściej używanym przykładzie: demokracja – suwerenność narodowa – uczestnictwo w procesach globalizacji).

Ogólna diagnoza Mateusza Morawieckiego jest słuszna

Skoro fundamentalnych wyzwań jest tak wiele, na coś środków musi zabraknąć. Rezygnacji ze wzmocnienia bezpieczeństwa oczywiście nikt o zdrowych zmysłach nie może dziś proponować. A z kolei dyskusji o zerwaniu (czy też jakimś ograniczeniu) europejskiej „umowy społecznej” były premier w ogóle nie dopuszcza. W tej sytuacji, jego zdaniem, jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest wycofanie się (przynajmniej częściowe) ze zbyt ambitnej polityki klimatycznej.

Nie mam wątpliwości, że ogólna diagnoza Mateusza Morawieckiego jest słuszna. Świat zmienia się w bardzo niebezpiecznym kierunku i Unia Europejska musi się do tych nowych wyzwań przystosować. W warunkach rosnących w wielu dziedzinach potrzeb trzeba na nowo zastanowić się, jak ustalić strategiczne priorytety jej funkcjonowania – albo bardziej brutalnie, które z zagrożeń są największe i wymagają skoncentrowania zasobów i wysiłku kosztem (niestety) ograniczenia ich tam, gdzie zagrożenia są mniejsze.

To prawda, że „brukselskim elitom” brak dostatecznej legitymacji politycznej do forowania wielu zmian, a już z całą pewnością brak umiejętności wytłumaczenia Europejczykom, dlaczego te zmiany są konieczne: od opłat za emisję CO2 poczynając, na przymocowanych do butelek nakrętkach kończąc

Mało kto podważa dziś fakt, że absolutnym priorytetem dla Europy stało się na nowo bezpieczeństwo. Nie można udawać, że mamy na świecie tylko przyjaźnie nastawionych sąsiadów, a mechanizmy sojuszu z USA zawsze będą wystarczać dla odstraszenia ewentualnych wrogów. Być może wchodzimy właśnie w trwający dekady okres zimnej wojny, w której Europa (nie z własnej woli) nie będzie mogła zachować neutralności i będzie się musiała liczyć z coraz większymi zagrożeniami. Albo będzie w stanie sobie z nimi poradzić przy użyciu własnych sił, albo musi liczyć się z możliwymi politycznymi, gospodarczymi i społecznymi katastrofami.

Drugie nieulegające wątpliwości stwierdzenie jest takie, że Unia ma od lat problemy z konkurencyjnością i dynamiką rozwojową. W XXI wieku przeciętne roczne tempo wzrostu PKB wyniosło w Unii 1,5 proc., podczas gdy w USA 2 proc., a w Indiach i Chinach 6–8 proc. rocznie. Unia pozostaje jednym z najlepiej rozwiniętych gospodarczo obszarów świata (z PKB per capita kilkukrotnie wyższym niż w Indiach i Chinach, choć o 30 proc. niższym niż w USA), dzięki czemu jest w stanie zapewnić swoim obywatelom jedne z najlepszych warunków do życia na świecie. Ale jednocześnie nie jest ani dynamiczna, ani (mimo posiadanych ogromnych zasobów intelektualnych i kapitału ludzkiego) nie potrafi włączyć się do toczonego przez gigantów globalnego pojedynku technologicznego.

Czytaj więcej

Sekretarz generalny NATO reaguje na pakt obronny zawarty przez Rosję i Koreę Północną

Trzecia uwaga, z którą trudno się nie zgodzić, to mała skuteczność polityki Zielonego Ładu (i ogólnie polityki klimatycznej), która z jednej strony wiąże się z ogromnymi kosztami, a z drugiej nie jest w stanie w znaczący sposób zmniejszyć problemu globalnego ocieplenia.

I muszę dodać jeszcze czwartą uwagę, nawiązując do problemu, który przewija się gdzieś w tekście. To prawda, że „brukselskim elitom” brak dostatecznej legitymacji politycznej do forowania wielu zmian, a już z całą pewnością brak umiejętności wytłumaczenia Europejczykom, dlaczego te zmiany są konieczne: od opłat za emisję CO2 poczynając, na przymocowanych do butelek nakrętkach kończąc.

Argument, że nie wolno w ogóle dyskutować na temat „europejskiej umowy społecznej” (przyszłości modelu socjalnego), jest co najmniej wątpliwy. Nie tylko wolno, ale trzeba to robić, bo europejskiego modelu socjalnego, tak czy owak, nie da się na dłuższą metę utrzymać. W starzejących się społeczeństwach nie da się sfinansować potrzeb emerytów składkami od pracujących

Zmiany klimatyczne są realnym zagrożeniem

Ale nawet zgadzając się z ponurą, ale zapewne realistyczną wizją licznych zagrożeń opisywanych przez Mateusza Morawieckiego, nie można podpisać się pod wszystkimi jego argumentami.

Zacznijmy od zagrożeń: były premier słusznie zwraca uwagę na sprawy bezpieczeństwa i konkurencyjności, ale sprawy dla siebie jako polityka niewygodne raczej bagatelizuje. Jak sugeruje, walka ze zmianami klimatycznymi to tylko „szaleństwo brukselskich elit”. Ja akurat należę do tych, którzy uważają zmiany klimatyczne za śmiertelne zagrożenie i dla całej planety, i dla Polski.

Czytaj więcej

Mapa drogowa do neutralności klimatycznej

W kontrze do tego mamy albo kompletnych negacjonistów twierdzących, że żadnych niepokojących zmian nie ma, a polityka klimatyczna jest szkodliwą bzdurą (do górniczych związków zawodowych i liderów Konfederacji ostatnio dołączył prezes PiS), albo zwolenników tezy, że nawet jeśli coś jest na rzeczy, to nas te sprawy nie dotyczą (najwyżej będą rosły sobie palmy nad Bałtykiem). Nie, grożą nam zjawiska znacznie groźniejsze – na przykład masowa imigracja nie setek tysięcy, jak dziś, ale setek milionów mieszkańców Afryki, szturmujących granice Europy w ucieczce przed śmiercią głodową.

Jak już mamy poważnie rozmawiać o problemach stojących przed Europą, to róbmy to serio, a nie unikajmy starannie tych, które nie spodobają się pewnym grupom wyborców

Trudno też zgodzić się z takim podejściem, że o jednych sprawach należy mówić otwarcie i nie bać się dyskusji, ale inne trzeba uznać za aksjomaty, których nie wolno dotykać. Co do obrony nie ma wątpliwości. Europa nie jest i nic nie wskazuje na to, by w przewidywalnej przyszłości była bezpieczna, a zatem można co najwyżej spierać się o to, w jaki sposób temu zaradzić. Ale już argument, że nie wolno w ogóle dyskutować na temat „europejskiej umowy społecznej” (przyszłości modelu socjalnego) jest co najmniej wątpliwy. Nie tylko wolno, ale trzeba to robić, bo europejskiego modelu socjalnego, tak czy owak, nie da się na dłuższą metę utrzymać. W starzejących się społeczeństwach nie da się sfinansować potrzeb emerytów składkami od pracujących, bo drastycznie spada relacja płacących składki do pobierających świadczenia (masowa imigracja, nawet gdyby była społecznie akceptowanym narzędziem walki z tym zjawiskiem, oznaczałaby tylko przesunięcie problemu w czasie, zapewne o kilka czy kilkanaście lat).

Jak już mamy poważnie rozmawiać o problemach stojących przed Europą, to róbmy to serio, a nie unikajmy starannie tych, które nie spodobają się pewnym grupom wyborców.

Trudno zaakceptować wnioski Mateusza Morawieckiego

Jak widać, zgadzam się w zasadzie z samą diagnozą, ale niekoniecznie z wnioskami. Zresztą nie pierwszy raz: przypomnijmy sobie, jak słuszna była diagnoza problemów rozwojowych polskiej gospodarki sformułowana osiem lat temu w „Strategii odpowiedzialnego rozwoju” Mateusza Morawieckiego i jak karykaturalnie nieskuteczne okazały się recepty, które w niej sformułowano (flotylle dronów, milion samochodów elektrycznych czy awans Polski do światowej czołówki technologicznej dzięki inwestycjom państwowych firm paliwowych).

Czytaj więcej

Konrad Szymański: Wynik wyborów do PE nie przynosi rewolucji w UE

Wnioski, które można wyczytać z tekstu byłego premiera, są takie: wszystkim problemom da się zaradzić, ale po pierwsze, trzeba zrezygnować z polityki klimatycznej (albo ją radykalnie zredukować); po drugie, zwiększyć wydatki na obronę do 4–5 proc. PKB; po trzecie, skuteczniej sięgnąć po narzędzia protekcjonizmu i wymuszonej reindustrializacji krajów Unii; po czwarte, zmienić Europę w kontynent innowacji, inwestycji, talentów, wysokich technologii i dobrze płatnych miejsc pracy. Innymi słowy „odkryć w sobie na powrót gen przygody”.

Pamiętam, że przed którąś z olimpiad kolega kierownik z audycji satyrycznej „60 minut na godzinę” sformułował precyzyjne rady dla polskich sportowców, gwarantujące zdobycie medali. Było to: „biegajcie szybciej, skaczcie wyżej, rzucajcie celniej”. Nie wystarczy rzucenie haseł – trzeba jeszcze umieć powiedzieć, jak to zrobić.

Czytaj więcej

Szef największej partii w europarlamencie: Donald Tusk wynegocjuje stanowiska

Europa ma zwiększyć wydatki na obronę? Oczywiście że tak. Ale przecież już dziś wydaje łącznie (wraz z Wielka Brytanią) trzy–cztery razy więcej od Rosji, a więc główny problem leży gdzie indziej. Pytanie powinno dotyczyć głębszej integracji Unii, zwłaszcza w obszarze polityki i obrony, czemu – jeśli pamięć mnie nie myli – były premier stanowczo się sprzeciwia.

Europa ma odzyskać gen przygody i się zreindustrializować? Jasne. Może budową w paru krajach kolejnych państwowych fabryk samochodów elektrycznych i kilku dodatkowych CPK? Nie, ten gen może się odrodzić tylko dzięki mozolnej pracy w zakresie edukacji i tworzenia otoczenia (prawnego, gospodarczego i społecznego) sprzyjającego prywatnej przedsiębiorczości.

Europa nie może sama rujnować swojej konkurencyjności przez nadmiernie wyśrubowane normy ekologiczne? Tak, ale przede wszystkim powinna dokonać jak najszybciej skutecznej transformacji energetycznej, którą przez minione osiem lat udało się skutecznie w Polsce spowolnić, a środki, które powinny na nią iść, szły na kupowanie głosów wyborczych.

Przede wszystkim Europa potrzebuje nowego modelu działania ze znacznie większym stopniem integracji z jednej strony, a silniejszym politycznym mandatem dla instytucji unijnych z drugiej

Wiele recept Mateusza Morawieckiego na pewno warto zastosować. Raje podatkowe powinny zostać całkowicie zniszczone. Tu naprawdę wystarczy tylko wola – i zapewne porozumienie z USA.

Tempo realizacji polityki klimatycznej powinno zostać na nowo przemyślane, import emisji CO2 ukrytych w sprowadzanych towarach odpowiednio opodatkowany, a koszty transformacji energetycznej złagodzone dla krajów, które je odczują najmocniej. Były premier miał wiele lat, by skuteczniej wynegocjować takie rozwiązania w interesie Polski.

Czytaj więcej

Mateusz Morawiecki nie może liczyć na Suwerenną Polskę w wyborach prezydenckich. "Nie poprzemy"

Europejski przemysł obronny powinien zostać wsparty skoordynowanymi zamówieniami unijnymi i ogromnymi grantami na prace badawcze.

Ale przede wszystkim Europa potrzebuje nowego modelu działania ze znacznie większym stopniem integracji z jednej strony, a silniejszym politycznym mandatem dla instytucji unijnych z drugiej. Ze znacznie przyjaźniejszym rynkowi i wolnej przedsiębiorczości podejściem, a jednocześnie ze skuteczniejszymi wspólnymi politykami rozwojowymi. Z większymi zadaniami, ale też z większym wspólnym budżetem. Czy oznacza to, że kraje unijne powinny zrezygnować z kolejnego fragmentu swojej suwerenności na rzecz działań wspólnych? Oczywiście, że tak. Bo inaczej nie da się sprostać wyzwaniom, które tak celnie wskazał Mateusz Morawiecki.

O autorze

Witold M. Orłowski

Autor jest głównym doradcą ekonomicznym PwC w Polsce, wykładowcą Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej i Akademii Finansów i Biznesu Vistula. 

Tekst Mateusza Morawieckiego „Wielka sprzeczność Europy” z pewnością jest wart bardzo uważnego przeczytania i przemyślenia. Nieważne, czy się zgodzimy z konkretnymi wnioskami, czy też nie, bez wątpienia były premier porusza kluczowy dla naszej przyszłości problem. Świat się radykalnie zmienia, niekoniecznie w dobrym kierunku.

Wskutek zastosowania nowych technologii gwałtownie zmienia się gospodarka, zmienia się polityka, zmienia się społeczeństwo. Na naszych oczach w znacznej mierze załamuje się ład, który przez kilka minionych dekad wydawał się zapewniać bezpieczeństwo. Zastępuje go coraz ostrzejsza walka, toczona zarówno środkami pokojowymi, jak i coraz częściej wojennymi. A jednocześnie ci, którzy obserwują uważnie zachodzące zmiany, widzą, że zmienia się środowisko, w którym żyjemy, w wyraźny sposób zmienia się klimat, a działalność człowieka zaczyna wywierać coraz bardziej destrukcyjny wpływ na całą planetę.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Zarządzenie flotą może być przyjemnością
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację