W poniedziałek na nieformalnej kolacji w Brukseli spotykają się przywódcy państw UE, żeby omówić wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego. Czy już wtedy dowiemy się, kto zajmie najwyższe stanowiska w UE? Czy sprawdzi się szeroko rozpowszechniany scenariusz, że będziemy mieli Ursulę von der Leyen z Europejskiej Partii Ludowej jako przewodniczącą Komisji Europejskiej, portugalskiego socjalistę António Costę jako przewodniczącego Rady Europejskiej i estońską liberałkę Kaję Kallas jako wysoką przedstawiciel UE ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa?
180 mln ludzi wzięło udział w wyborach europejskich w dniach 6–9 czerwca i jest to fantastyczny przykład praktykowania demokracji na scenie globalnej. Jesteśmy drugą największą demokracją na świecie. I moja partia, Europejska Partia Ludowa, jest zdecydowanym zwycięzcą tych wyborów. Nie tylko zdobyliśmy najwięcej głosów w całej UE, ale jesteśmy też jedyną partią politycznego centrum, która zdobyła dodatkowe mandaty w porównaniu z poprzednimi wyborami.
Czytaj więcej
Socjaliści, liberałowie i Zieloni ostrzegli szefową Komisji Europejskiej, że nie poprą jej na drugą kadencję, jeśli nie zerwie aliansu z liderką włoskiej skrajnej prawicy Giorgią Meloni.
Osiągnęliśmy to, ponieważ mieliśmy odpowiednie osoby na czele list na szczeblu krajowym i europejskim i mamy odpowiedni program, który odnosi się do kwestii, którymi ludzie są naprawdę zainteresowani. I to jest punkt wyjścia do spotkania przywódców w poniedziałek. Teraz oczekuję, że ci, którzy tak wiele mówią o demokracji, czyli socjaliści i liberałowie, będą szanować demokrację. I zaakceptują naszą kandydatkę Ursulę von der Leyen na przewodniczącą Komisji Europejskiej.
Dodatkowym argumentem za podjęciem decyzji w poniedziałek jest to, że Europa potrzebuje w tym momencie stabilności. Spójrzmy na Francję, spójrzmy na inne kraje. Mamy wiele wyzwań, również zewnętrznych, na czele z Rosją. Ważne jest kontynuowanie naszego zdecydowanego podejścia do Ukrainy w tak trudnej politycznie atmosferze.