Czasy, gdy niemal na każdej ulicy była co najmniej jedna apteka, już dawno minęły. Nie tylko statystyki, ale także codzienne obserwacje dowodzą, że aptek ubyło, co jednak nie hamuje wzrostu sprzedaży leków. Z niedawnego raportu Stowarzyszenia Leki tylko z Apteki wynika, że co prawda całkowite wydatki na leki na osobę są w Polsce jednymi z najniższych w Europie, ale na leki bez recepty statystyczny Polak przeznacza najwięcej na Starym Kontynencie. Do tego dochodzą wydatki na wspierające nasze zdrowie suplementy diety czy zioła.
Przejaw lekomanii, która nasila się wraz z wiekiem? Możliwe, ale nie mniej ważnym powodem jest pogłębiający się kryzys publicznej służby zdrowia i coraz trudniejszy dostęp do lekarzy specjalistów.
Polak leczy się więc często sam – z pomocą porad na forach internetowych, krewnych i znajomych polecających różne skuteczne preparaty. Kupujemy je nie tylko w stacjonarnych aptekach, ale też coraz częściej przez internet. Wprawdzie w obu tych miejscach szukamy promocyjnych cen, lecz inflacja medyczna (którą najbardziej widać w szybkim wzroście cen usług medycznych) podbija także ceny produktów farmaceutycznych.
Dodatkowo nasze wydatki na zdrowie, w tym na leki, zwiększa i będzie zwiększał w najbliższych latach tzw. dług zdrowotny – czyli skutki zaniedbań, które powstały podczas pandemicznych ograniczeń w dostępie do lekarzy, przychodni i okresowych badań. Przełożyło się to na choroby, które często wymagają teraz bardziej zaawansowanych, a więc i droższych, leków.
Jak pisała niedawno „Rzeczpospolita”, aż 64 proc. kosztów zakupu leków w Polsce pokrywamy z własnej kieszeni, a nie w ramach publicznego systemu ochrony zdrowia czy prywatnego systemu ubezpieczeń. Nic więc dziwnego, że jednym z haseł tegorocznej kampanii wyborczej są darmowe leki dla kolejnych grup uprawnionych osób. Darmowe, czyli finansowane z budżetu NFZ, być może także kosztem jeszcze większych utrudnień w dostępie do badań i lekarzy. W efekcie i tak na zdrowie będziemy wydawać coraz więcej.