Strefa euro powoli dźwiga się z kryzysu zadłużenia, który nie tylko doprowadził do załamania gospodarczego w kilku najbardziej zadłużonych krajach Eurolandu, ale i postawił pod znakiem zapytania dalszą przyszłość unii walutowej w Europie. W instytucjach europejskich trwa dyskusja o tym, jakich zmian wymaga system zarządzania ekonomicznego strefą euro, aby zapobiec podobnym wydarzeniom w przyszłości. Wśród proponowanych reform wymienia się utworzenie odrębnego budżetu dla strefy euro, który miałby wspomagać kraje członkowskie znajdujące się w tarapatach finansowych. Taki projekt znalazł się w tzw. raporcie pięciu prezydentów, opublikowanym w czerwcu ubiegłego roku.
Propozycja jest także dyskutowana w Parlamencie Europejskim i doczekała się już sprawozdania, którego współautorami są francuska socjalistka i niemiecki chadek. Może to wskazywać, że dwa najważniejsze państwa członkowskie dogadały się już w tej sprawie, co oznacza, że prędzej czy później oficjalna decyzja zostanie podjęta. Jednak bliższa analiza wskazuje, że pomysł odrębnego budżetu dla strefy euro budzi poważne wątpliwości, czy jest uzasadniony ekonomicznie. Stanowi też zagrożenie dla politycznej spójności w ramach UE.
Lista wątpliwości
Zacznijmy od argumentów ekonomicznych. Zgodnie z propozycją Parlamentu Europejskiego wspólny budżet miałby spełniać trzy główne zadania. Po pierwsze, ma być instrumentem wspierania reform strukturalnych w państwach członkowskich strefy euro w celu poprawy konkurencyjności ich gospodarek. Zgodnie z tą koncepcją państwa podejmujące trudne reformy, wiążące się z poniesieniem pewnych kosztów ekonomicznych i społecznych (na przykład reformy emerytalne), otrzymywałyby „marchewkę" w postaci finansowego wsparcia na pokrycie tych kosztów.
Propozycja taka jest jednak kontrowersyjna, ponieważ osłabia bodźce do prowadzenia odpowiedzialnej polityki i rodzi pokusę nadużycia (moral hazard). Reformy strukturalne służą przecież poprawie konkurencyjności i przyspieszeniu wzrostu gospodarczego, i poszczególne państwa same powinny być żywotnie zainteresowane ich przeprowadzeniem.
Stworzenie instrumentu wsparcia zaburza ten mechanizm. Państwa członkowskie miałyby powód, by zwlekać z podjęciem niezbędnych reform aż do momentu otrzymania pomocy finansowej. Oznaczałoby to nagradzanie maruderów za to, że nie robią sami tego, co do nich należy, kosztem państw, które przeprowadziły trudne reformy bez żadnej pomocy z zewnątrz, jak np. państwa skandynawskie.