"Creeping Death” z zaskoczenia, bo przecież tournee promujące album „72 Seasons” odbywa się pod hasłem niepowtarzającego się repertuaru — rozpoczęło pierwszy z dwóch warszawskich koncertów. Ale wcześniej była meksykańska fala z żółtymi — w kolorze okładki — prostokątnymi szablonami, rytualne, wypuszczone z taśmy „It’s A Long Way To The Top Of Rock’n’Roll”, które podniosło ciśnienie fanów, ponieważ zaraz potem przy dźwiękach i obrazie „The Ectasy of Gold” Morricone Metallica wchodzi na scenę.
Przybijanie piątek trwało tylko chwilę, ponieważ w środku sceny, zwanej wężową jamą, nawoływali muzyków najwierniejsi fani z najlepszymi miejscami, którzy na pewno nie mają węża w kieszeni. To właśnie z ich perspektywy było najbliżej do członków kwartetu.
Metallica zagrała na Stadionie Narodowym
Z kolei z myślą o fanach poza płytą, w amfiteatrze i na wyższych kondygnacjach stadionu, Metallica wprowadziła najnowsze rozwiązanie scenograficzno-nagłośnieniowe: osiem wież z pierścieniami ekranów, na których można było oglądać muzyków w zbliżeniach i miksach kadrów, a także z warkoczami głośników. Dzięki temu osiągnięto też rekordową frekwencje, sprzedając bilety na wszystkie miejsca oraz na płytę. 70 tys.? 80 tys.? Na pewno to był rekord.
Czytaj więcej
Takiego koncertowego tygodnia w Polsce jeszcze nie było. Metallica zagra dwa razy na PGE Narodowym. Najlepiej sprzedający się raper świata Travis Scott pojawi się w Krakowie, zaś w Gdyni na Open’erze zagra Foo Fighters i zaśpiewa Dua Lipa.
Nie tylko Kirk Hammett, James Hetfield i Robert Trujillo mieli pełną mobilność, przemieszczając się po obrębie sceny, wchodząc w interakcje z fanami. Z myślą o perkusiście Larsie Ulrichu zamontowano windy wynoszące perkusję w kilku miejscach sceny. Wszyscy, poza Hammettem przybrali też żółte barwy płyty na instrumentach - gitarach, basie i perkusji. Hammett, który do każdej kompozycji dobierał inną gitarę, skupiał się na wydobywaniu z niej innych muzycznych barw. A jednak jego solówki zawsze miały jedną cechę: niepowtarzalną błyskotliwość, bo to gitarzysta z topu, jeśli nie numer 1, muzyk z palcami szybszymi od światła.