W zeszłym tygodniu pisaliśmy o uruchomionym przez Netflix pilotażowym programie nowego systemu wynagrodzeń dla współtwórców seriali, które osiągną określony poziom oglądalności. Jego utrzymanie będzie zależało m.in. od ostatecznego kształtu przyjętej ustawy implementującej dyrektywę ws. prawa autorskiego i praw pokrewnych na jednolitym rynku cyfrowym.
Obecny projekt zakłada rozszerzenie tantiem przewidzianych w art. 70 ust. 21 prawa autorskiego na materiały rozpowszechniane w formie streamingu lub VOD. Firma proponuje zaś bardziej elastyczne podejście, zakładające, że „w przypadku jeśli współtwórcom i wykonawcom przysługuje wynagrodzenie, o którym mowa w ust. 21, na podstawie ustaleń umownych”, nie miałby zastosowania obowiązek pośrednictwa organizacji zbiorowego zarządzania (OZZ). Zdaniem samych OZZ to rozwiązanie może być groźne dla samych twórców.
Czytaj więcej
Brak podstaw, by domagać się dodatkowego wynagrodzenia za odtwarzanie treści np. na Netflixie.
– W praktyce oznacza pozbawienie twórców wszelkich tantiem z internetu, bo zawsze można będzie dowieść, że w umowach pojawił się zapis, który przewiduje jakąś formę dodatkowego wynagrodzenia – wskazuje Dominik Skoczek, dyrektor Stowarzyszenia Filmowców Polskich, Związku Autorów i Producentów Audiowizualnych. – „Ustalenia umowne” mogą być przecież nawet ustne. Jedynie ustawowa gwarancja niezrzekalności dodatkowego wynagrodzenia może zapewnić wszystkim twórcom proporcjonalny udział w zyskach platformy z eksploatacji filmów w internecie – dodaje .
Jednak dr hab. Wojciech Machała z Uniwersytetu Warszawskiego wskazuje, że możliwość rezygnacji z pośrednictwa OZZ nie oznacza rezygnacji z prawa do dodatkowego wynagrodzenia. – Uelastycznienie tego modelu nie spowoduje, że twórcy stracą prawo do dodatkowego wynagrodzenia, to bowiem jest niezbywalne i nie można się go zrzec (tak stanowi art. 18 ust. 3 ustawy) – tłumaczy ekspert.