30 listopada Netflix ogłosił rozpoczęcie nowego sposobu wynagradzania osób zaangażowanych w pracę nad produkcją tytułów. Chodzi tu o m.in. scenarzystów, reżyserów, operatorów filmowych, aktorów pierwszego i drugiego planu. Ale także, np. scenografów czy osób odpowiedzialnych za kostiumy, gdy dla danej produkcji te elementy będą miały szczególne znaczenie. Ma to dotyczyć tylko wybranych produkcji, które osiągną określoną oglądalność w serwisie.
Czytaj więcej
Brak podstaw, by domagać się dodatkowego wynagrodzenia za odtwarzanie treści np. na Netflixie.
Jak informuje Netflix, „warunki dotyczące wynagrodzeń będą każdorazowo ustalane we współpracy z lokalnymi producentami”. Producenci ci mają najpierw konsultować się ze współtwórcami utworu, a dopiero potem przystępować do negocjacji z serwisem. Samo dodatkowe wynagrodzenia mają być wpłacane twórcom bezpośrednio (w odróżnieniu od tantiem, które płacone są za pośrednictwem organizacji zbiorowego zarządzania).
- W najlepszym interesie polskich twórców są elastyczne rozwiązania, które uzupełniają istniejące procedury oparte o zbiorowe zarządzanie prawami. Takie też są zapisy dyrektywy unijnej – mówi Rachel C. Schumacher, starszy radca ds. międzynarodowych stosunków pracy w Netflix. - Testowane rozwiązanie jest formą samoregulacji opartej o swobodę umów, a jego kontynuacja będzie zależna od finalnego kształtu implementacji dyrektywy unijnej przez Polskę – dodaje.
- Nowe rozwiązania regulacyjne powinny dawać twórcom elastyczność rozliczania się pośrednio przez organizacje zbiorowego zarządzania lub bezpośrednio w ramach ustaleń kontraktowych – wskazuje Igor Ostrowski, partner w kancelarii Dentons. - Byłby to mechanizm zgodny z art 18 Dyrektywy prawnoautorskiej. Taka elastyczność jest w witalnym interesie twórców, do których kieszeni powinno trafiać jak najwięcej środków z tytułu sukcesu danych projektów – dodaje.