W strefie euro 2024 r. nie będzie z gospodarczego punktu widzenia bardziej udany od mijającego. Najbardziej prawdopodobny scenariusz to wzrost aktywności ekonomicznej o zaledwie 0,5 proc. – czyli stagnacja. W USA wzrost będzie szybszy niż w zachodniej Europie, ale znacznie wolniejszy niż w 2023 r. Obie gospodarki będą zbierały żniwo radykalnego zacieśnienia polityki pieniężnej z ostatnich lat.
W takim otoczeniu Polska ma szanse błyszczeć. Ankietowani przez „Rzeczpospolitą” ekonomiści przeciętnie prognozują, że polski produkt krajowy brutto zwiększy się o 3 proc. Na tle historycznym nie byłby to wynik spektakularny, ale w porównaniu z mijającym rokiem, gdy PKB Polski praktycznie stał w miejscu, oznaczałby wyraźne ożywienie.
Konsumencki raj
Kołem zamachowym gospodarki będzie popyt konsumpcyjny, który – jak przeciętnie prognozują ekonomiści – zwiększy się realnie (w cenach stałych) o 3,8 proc. po niewielkiej zniżce w 2023 r. Nie brakuje jednak prognoz, że konsumpcja podskoczy o ponad 5 proc. Pomijając lata 2021 i 2022, gdy najpierw popyt odbudowywał się po pandemicznym paraliżu, a potem podbił go napływ uchodźców z Ukrainy, taki wzrost spożycia gospodarstw domowych w tym stuleciu zdarzył się tylko trzy razy.
Czytaj więcej
Na horyzoncie widać przebłyski optymizmu. Będziemy mieli więcej pieniędzy w portfelach, więc konsumpcja uskrzydli gospodarkę. Ale przestanie spadać inflacja.