Były szef warszawskiej giełdy Jarosław Grzywiński trzy dni temu w rozmowie z „Parkietem” wieszczył nadciągające poważne problemy gospodarcze. Mówił o czekającej świat długotrwałej recesji, wygaszaniu inwestycji przez firmy, problemach ze zbijaniem inflacji i pobudzeniem gospodarki. Do tego ciążyć będzie droga energia, być może nawet ubóstwo energetyczne, problemy na rynku pracy, gdzie pracodawcy obciążeni innymi rosnącymi kosztami ograniczą zwyżki płac, wreszcie spadki na giełdach i urealnienie wycen. Jego zdaniem czeka nas sztorm w gospodarce, którego siła wybije się poza skalę Beauforta.
– Wszystkie dotychczasowe działania rządu, które w trybie alarmowym skupiają się na kwestii inflacji, prowadzą do wypłaszczenia ścieżki inflacyjnej w krótkim okresie. A to nie może się skończyć dobrze. Inflacja nie wygasa, a jest przesuwana na kolejne kwartały – mówi nam Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – To pociąga za sobą określone koszty, choćby związane ze wzrostem waloryzacji świadczeń. Rząd kumuluje ogromne wydatki budżetowe, ale też i pozabudżetowe, na rok wyborczy 2023 r. Wedle moich szacunków wzrost wydatków zdeterminowanych z tytułu różnych podjętych już zobowiązań to jest około 120 mld zł. To ponad 5 proc. PKB. Stymulacja fiskalna w tej skali oznacza, że dodatkowy impuls inflacyjny sięgnie 3–4 pkt proc. w przyszłym roku. Podobny co do skali będzie również w 2024 r., bo kiedyś wreszcie trzeba będzie odmrozić zamrożone podatki i ceny – tłumaczy.
Czytaj więcej
Gospodarka amerykańska skurczyła się w drugim kwartale o 0,9 proc., po tym jak w pierwszych trzech miesiącach roku PKB spadł o 1,6 proc. Według definicji stosowanej przez administrację Bidena, to jeszcze nie recesja.
Zdaniem Jankowiaka w tych warunkach obniżki stóp procentowych z punktu widzenia optymalnej polityki monetarnej są niewyobrażalne. Mało tego, prawdopodobieństwo, że stopy jeszcze wzrosną, a nie spadną, jest wyższe. – Ten sposób zarządzania kryzysem, także energetycznym i surowcowym, oraz polityką gospodarczą prowadzi wprost do długotrwałej stagflacji, bo bank centralny poprzez podwyżki stóp jeszcze spowolni wzrost gospodarczy. Ta stagflacja obejmie 2023 i co najmniej 2024 r. W tej sytuacji będą narastały poważne nierównowagi makroekonomiczne, które będą widoczne w podwójnym deficycie, czyli fiskalnym i na rachunku obrotów bieżących – mówi Janusz Jankowiak. – Jeśli ktoś chce to nazwać armagedonem, to tak, na to powinniśmy się szykować – podsumowuje.
– Czeka nas kilkuletni okres kłopotów gospodarczych – mówi z kolei ekonomista prof. Witold Orłowski. Jego zdaniem w perspektywie kilku kwartałów właściwie nie wiadomo, czego bardziej się bać: czy możliwej, bardzo silnej recesji, wtedy być może bez specjalnego martwienia się inflacją, czy też mniej silnych efektów recesyjnych, za to z wysoką, trudną do zbicia inflacją. – Jest jeszcze najczarniejszy scenariusz w postaci jednoczesnej silnej recesji i wysokiej inflacji, czyli głębokiej stagflacji. Mogłoby to nastąpić w sytuacji, gdyby na problemy czysto gospodarcze nałożyły się też inne, na przykład w postaci problemów dostaw energii do Europy – mówi prof. Orłowski. – Czarne scenariusze zakładają, że świat może czekać bardzo długi okres bessy i bardzo trudnej walki z inflacją. Wszystko może się też ułożyć lepiej, ale niestety, długoletniej stagflacji nie da się wykluczyć – dodaje.