To, że odczyt PKB za drugi kwartał będzie „rozczarowujący”, zapowiedziała już w zeszłą niedzielę Janet Yellen, amerykańska sekretarz skarbu. Wskaźnik GDPN-ów, liczony przez oddział Fedu w Atlancie, sugerował, że gospodarka skurczyła się w drugim kwartale o 1,2 proc. Wśród analityków z prywatnych instytucji dominowało jednak przekonanie, że drugi kwartał przyniesie jednak niewielki wzrost. Średnio prognozowali oni zwyżkę o 0,5 proc. (to prognoza annualizowana, czyli liczona kw./kw. w tempie rocznym).
Dwa kwartały spadku PKB z rzędu są zwykle uznawane za techniczną recesję. Władze USA stosują jednak inną definicję recesji, ustaloną przez Narodową Radę Badań Ekonomicznych (NBER). Przewiduje ona, że recesja to „znaczący spadek aktywności ekonomicznej, trwający dłużej niż kilka miesięcy, widoczny w całej gospodarce”. NBER ocenia m.in. sytuację na rynku pracy, wydatki konsumenckie, produkcję przemysłową i szereg innych czynników. I raczej uzna, że jeszcze zbyt wcześnie jest mówić o prawdziwej recesji w USA. Przeciwko oficjalnemu ogłoszeniu recesji w USA przemawia przede wszystkim sytuacja na rynku pracy. – Na każdego bezrobotnego przypadają dwa nowe miejsca pracy, a średnio w czasie kwartału powstaje 375 tys. etatów, więc rynek pracy jest silny – wskazuje Seema Shah, strateg Principal Global Investors.
– Na podstawie wskaźników, którym NBER poświęca najwięcej uwagi, wszyscy możemy się zgodzić, że Stany Zjednoczone z pewnością nie są teraz w stanie recesji. Wszystkie z tych wskaźników albo wciąż rosną, albo się spłaszczyły. Nie odnotowano jednak znaczącego spadku. Jeśli spojrzymy na wskaźniki obliczane w czasie rzeczywistym, gospodarka nadal wygląda dobrze, choć tempo jej wzrostu spowalnia – twierdzi Christopher Dembik, szef działu analiz makroekonomicznych Saxo Banku.
Czytaj więcej
Badanie przeprowadzone przez naukowców z Dartmouth College jest pierwszym, które oceniło wpływ ekonomiczny krajów względem siebie w kontekście ich emisji gazów cieplarnianych.