Konsumenci przerażeni cenami w sklepach coraz częściej łapią się za kieszenie i zastanawiają się, jak oszczędzić na bieżących wydatkach. Mogą np. kupować mniej żywności, szukać tańszych zamienników czy rezygnować z usług, które nie są uznawana za niezbędne – np. restauracji czy podróży.
Kupujemy trochę mniej
Z badań sondażowych platformy UCE Research i Grupy BLIX wynika, że ponad połowa Polaków zamierzała ograniczyć wydatki na bieżące zakupy w I kwartale tego roku. Oszczędzać będziemy także na wydatkach związanych ze Świętami Wielkanocnymi – głównie w postaci poszukiwania produktów o jak najniższych cenach (jakość schodzi na drugi plan). Z kolei badania GUS pokazują, że konsumenci powoli zaczynają powstrzymywać się przed dokonywaniem poważniejszych zakupów. Przykładowo sprzedaż samochodów w lutym spadła realnie rok do roku o 20 proc., a mebli, elektroniki i sprzętu AGD – o 4,4 proc.
Takie strategie oszczędnościowe mają na celu utrzymanie kondycji budżetów domowych czy dostosowania ich do spadającej siły nabywczej dochodów. I zwykle, w „normalnych” warunkach, prowadzą do zdławienia inflacji, a przynajmniej do jej dużego przyhamowania.
Szczególna sytuacja
Bo im mniejszy popyt konsumpcyjny, tym mniejsza pożywka do wzrostu cen. Zresztą osiągnięcie takiego celu leży u podstaw tradycyjnej reakcji na wysoką inflację ze strony banku centralnego, czyli podwyżek stóp procentowych. Ale obecne sytuacja jest szczególna.