Średnio 300 z około 700 przelatujących nad Polską samolotów podlega kontroli obszarowej prowadzonej z warszawskich lotnisk. Mało tego, połowa naszego rodzimego ruchu lotniczego również jest obsługiwana z obiektów usytuowanych na Okęciu i w Modlinie. A to właśnie tam trwa spór między kontrolerami ruchu a Polską Agencją Żeglugi Powietrznej.
I jest to konflikt, który może w znacznej mierze sparaliżować niebo nad Polską. Może się to stać już niebawem, bowiem do 1 maja – a więc dnia, w którym na stanowisku pracy pozostanie zaledwie 28 z dotychczasowych 208 kontrolerów ruchu lotniczego w Warszawie – pozostało już tylko cztery dni. Co prawda, linie lotnicze korzystające z obu portów lotniczych jeszcze nie odwołują na masową skalę lotów zaplanowanych na najbliższe tygodnie, ale rutynowo zastrzegają sobie możliwość poinformowania o odwołaniu lotu nawet w ostatniej chwili. Alternatywą dla Warszawy będzie przekierowanie ruchu na lotniska w innych polskich miastach, co będzie jednak oznaczać konieczność pokonania kilkuset kilometrów do Warszawy z np. Krakowa, Katowic czy Wrocławia.
Czytaj więcej
Jeśli ruch lotniczy na Lotnisku Chopina nie będzie odbywał się w normalnym trybie, to Polskie Linie Lotnicze LOT i ich pasażerowie będą głównymi poszkodowanymi - ostrzega polski przewoźnik.
Bardzo intensywne rozmowy trwają od niedzieli, jednak stronom udało się na razie uzgodnić jedynie 24 postulaty zmian w sferze bezpieczeństwa pracy kontrolerów. Te jednak nie wyczerpują postulowanych przez nich zmian w regulaminie pracy. Poza tym do ustalenia została jeszcze kwestia wynagrodzeń. Argumentując to zmniejszeniem ruchu lotniczego nad Polską w okresie pandemii, pracodawca zapowiedział obniżki zarobków kontrolerów o 30 proc.
Jak wskazuje Adrian Furgalski, prezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR, szanse na szybkie osiągnięcie porozumienia są niewielkie.