To była słynna linia paryskiej „Kultury", która sprowadzała się do hasła: „Nie ma niepodległej Polski bez niepodległej Ukrainy". Jerzy Giedroyc był trochę rozczarowany, że polityka ministra Skubiszewskiego nie była bardziej ofensywna w tym zakresie, stąd te posłania do mnie. Giedroyc chciał się upewnić, że rozumiem jego punkt widzenia i go podzielam. I tak do pewnego stopnia było. Ale gdy minister spraw zagranicznych Ukrainy zaproponował, żebyśmy podpisali umowę o strategicznym partnerstwie, to nie byłem do tego chętny. Powiedziałem mu, że najpierw musielibyśmy określić, co znaczy owo strategiczne partnerstwo. A ponieważ oni sami tego nie wiedzieli, to takiej umowy nie podpisaliśmy. Ukraina też dość długo prowadziła politykę dwóch azymutów, czyli orientowała się zarazem na Rosję i na Zachód. Tyle że społeczeństwo tam było bardziej prowolnościowe i proeuropejskie niż na Białorusi. Dzisiaj wydaje się, że Białoruś może się stać proeuropejska i prowolnościowa.
A jaka polityka wobec Rosji obowiązywała w czasach, gdy był pan szefem MSZ?
Z tym był problem, bo nigdy nie mieliśmy wyobrażenia, jakiej Rosji byśmy chcieli, z jaką byśmy najchętniej współpracowali. Polskie elity wydają się uważać, że dla Polski byłoby najlepiej, gdyby Rosja przestała istnieć. Ja jednakże starałem się zarysować taki program rozwijania stosunków z Rosją, który byłby symetryczny z naszą polityką wobec Niemiec. Ogłosiłem taki plan podczas przemówienia w Senacie. Wedle mojej wiedzy nikt nigdy nie przedstawił innego pomysłu na politykę wobec Rosji. Ale też trzeba pamiętać, że mogłem stawiać wtedy na symetrię, bo sytuacja w Rosji była taka, a nie inna. To był ten krótki czas, kiedy Rosja stała na rozdrożu i skłaniała się ku Europie oraz NATO. Zawsze będę wspominał moją nieoficjalną rozmowę z ministrem spraw zagranicznych Rosji Andriejem Kozyriewem. Siedzieliśmy przy kawie, gdy on powiedział: „Co się tak spieszysz do tego NATO, poczekaj, to obaj tam wstąpimy". Odpowiedziałem mu wtedy, że pójdę pierwszy i przetrę szlaki. Gdy już zostaliśmy przyjęci do NATO, co w Rosji było odbierane jako ich ciężka porażka, minister Kozyriew, pytany, dlaczego do tego doszło, odpowiedział: „Co się dziwić, jak się sika pod wiatr, to ma się mokre nogawki". Dzisiaj takich ludzi już nie ma w kierownictwie Rosji. Ale też od lat nie było żadnych twórczych idei w naszych wzajemnych relacjach.
To nie jest tylko wina polskich dyplomatów. Do tanga trzeba dwojga.
Oczywiście, obie strony powinny się postarać, ale ktoś musi wyjść z inicjatywą. Dlaczego jesteśmy dzisiaj tak bardzo bez znaczenia, gdy są formułowane założenia polityki europejskiej wobec Rosji? Bo wiadomo, że u Polaków to się spotka z wetem. Zachodni Europejczyk postrzega Rosję jako niezrealizowaną szansę. A my postrzegamy ją jako niezrealizowaną groźbę. Tu nie ma pola do dogadania się. Osobiście jestem bardzo zmartwiony tą polityką. Stosunki z Niemcami udało nam się poprawić, ale stosunki z Rosją są w tak samo złym stanie, jak były we wrześniu 1939 roku. Wyraźnie osłabiły się też kontakty europejsko-rosyjskie. To jest o tyle niebezpieczne, że gdyby dzisiaj znaleźli się politycy proeuropejscy w Rosji, to mieliby mało argumentów na rzecz tej opcji.
Wracając do Białorusi, czy gdyby Unia Europejska bardziej zainteresowała się teraz tym krajem, zaoferowała pomoc, to sytuacja Białorusinów by się zmieniła?
Nie wiem, czy coś by się zmieniło w krótkim okresie, ale jestem pewien, że Białorusini dostaliby sygnał, iż ktoś się nimi interesuje, że mają czego szukać w Europie. To jest dla ludzi szalenie ważne. Takie gesty solidarnościowe są konieczne. Dzisiaj stało się niemodne przypominanie, że skoro myśmy doświadczyli wsparcia ze strony Zachodu, to wobec innych powinniśmy również tak się zachowywać. Ale tak właśnie powinno być. Bo kto niby ma odpowiadać na postulaty białoruskie? Portugalczycy? Łukaszenko cały czas podkreśla, że do żadnej kolorowej rewolucji w kraju nie dopuści. Boi się, że zmiotą go protesty społeczne, tak jak na Ukrainie. I ma rację, bo społeczeństwo białoruskie zaczęło zdradzać proeuropejskie sympatie. Kijów historycznie nie jest żadnym Zachodem. Przecież to była stolica Rusi. A jednak stał się miastem europejskim, bo ludzie nabrali przekonania, że mogą być Europejczykami. Z Mińskiem może być tak samo.
Andrzej Olechowski Współzakładał, wraz z Donaldem Tuskiem i Maciejem Płażyńskim, Platformę Obywatelską. Wcześniej w rządzie Jana Olszewskiego był ministrem finansów, potem związał się z prowałęsowskim BBWR, a w gabinecie Waldemara Pawlaka kierował dyplomacją. Ekonomista, ubiegał się o urząd prezydenta.