Bartłomiej Ciążyński: Prokuratura jak za Stalina

Powrót do stalinowskiej koncepcji ustroju prokuratury, w którym jest w pełni podległa rządowi, już zbiera niedobre żniwo. Podporządkowani ministrowi prokuratorzy nie mogą prawidłowo wykonywać swojej pracy - pisze Bartłomiej Ciążyński.

Aktualizacja: 30.04.2016 11:18 Publikacja: 30.04.2016 10:42

Bartłomiej Ciążyński: Prokuratura jak za Stalina

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Media donoszą, że prokurator, który miał wszcząć postępowanie w sprawie nieopublikowania wyroku Trybunału Konstytucyjnego, został przeniesiony z wydziału, czyli de facto zdegradowany, a jego bezpośredni przełożony – naczelnik wydziału – który akceptował decyzję o prowadzeniu takiego śledztwa, złożył rezygnację z pełnionej funkcji.

Widać zatem, że powrót do modelu, w którym minister sprawiedliwości jest jednocześnie przełożonym wszystkich prokuratorów, ma swoje pierwsze – niedobre – skutki. Prokuratorzy bowiem, którzy w myśl zasady legalizmu (art. 10 Kodeksu postępowania karnego) powinni inicjować śledztwa i ścigać przestępstwa, są w tej fundamentalnej regule ograniczeni przez polityków partii rządzącej. Zanim prokurator rozpocznie śledztwo, musi się bowiem zastanowić, czy jest to zgodne z interesem nadrzędnych nad nim polityków.

Prokuratura została uzależniona od rządu. W konsekwencji określona w art. 7 ust. 1 ustawy – Prawo o prokuraturze niezależność prokuratorska jest teoretyczna i iluzoryczna, ponieważ faktycznie działania prokuratorów opierają się już nie tyle na hierarchicznym podporządkowaniu, które w prokuraturze było zawsze, ile bezwzględnym posłuszeństwie. Prokurator jest w tej strukturze sprowadzony do roli urzędnika wykonującego pracę zadaną i nadzorowaną przez przełożonego, który ma swojego przełożonego, który... itd., aż do ministra sprawiedliwości, który jest politykiem. Przydana natomiast przepisami ustaw „niezależność" jest teoretyczna i można o niej mówić jedynie w cudzysłowie.

Jest to także niedobry rezultat tego, że o prokuraturze nie ma mowy w żadnym przepisie konstytucji. Nie chroni ona zatem prokuratorów przez zakusami polityków.

Nowe-stare prawo o prokuraturze przywraca model obowiązujący w PRL, a wypracowany w czasach stalinowskich na modłę radziecką. Wówczas to stanowisko prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości piastowała jedna osoba – polityk, członek Rady Ministrów, z przełożonym w osobie premiera. Prokuratura była więc – jak obecnie – podporządkowana i uzależniona od polityków, partii. Zapewne będziemy mieć też do czynienia z renesansem tzw. prawa telefonicznego (pojęcie zaczerpnięte ze Związku Radzieckiego) polegającego na tym, że polityk telefonuje do wysokiego rangą prokuratora z „prośbą" załatwienia sprawy, tenże do niższego rangą, by ostatecznie telefon zadzwonił na biurku szeregowego prokuratora i w słuchawce usłyszał polecenie oczekiwanego „na górze" załatwienia. Prawo telefoniczne w prokuraturze może dzięki nowej ustawie przeżyć swoją drugą młodość.

W mojej ocenie prokuratura powinna być niezależna, a prokuratorzy odpowiedzialni za prowadzone sprawy. Gdyby bowiem prokurator odpowiadał za prowadzone sprawy, tak jak odpowiada przed klientem adwokat i radca prawny, prowadziłby swoje śledztwa z większym zaangażowaniem i pieczołowitością. Skutkiem ustrojowej konstrukcji, w której prokurator jest de facto urzędnikiem podległym politykom, jest to, że można go zdezawuować, przenieść, odwołać, a jego orzeczenia podważyć, ale nie w drodze kontroli instancyjnej lub sądowej, ale poprzez decyzje polityczne. Podporządkowanie prokuratury politykom, którzy mogą dyrygować pracą organów ścigania, stawia pod znakiem zapytania pełnienie podstawowej funkcji prokuratury, czyli bezwzględne strzeżenie praworządności i czuwanie na ściganiem przestępstw.

Reforma prokuratury powinna więc iść w zupełnie odwrotnym kierunku niż ten, który zaoferowała większość parlamentarna, a mianowicie budować korpus niezależnych, wyspecjalizowanych i odpowiadających za swoją pracę śledczych.

Autor jest radcą prawnym z Wrocławia

Media donoszą, że prokurator, który miał wszcząć postępowanie w sprawie nieopublikowania wyroku Trybunału Konstytucyjnego, został przeniesiony z wydziału, czyli de facto zdegradowany, a jego bezpośredni przełożony – naczelnik wydziału – który akceptował decyzję o prowadzeniu takiego śledztwa, złożył rezygnację z pełnionej funkcji.

Widać zatem, że powrót do modelu, w którym minister sprawiedliwości jest jednocześnie przełożonym wszystkich prokuratorów, ma swoje pierwsze – niedobre – skutki. Prokuratorzy bowiem, którzy w myśl zasady legalizmu (art. 10 Kodeksu postępowania karnego) powinni inicjować śledztwa i ścigać przestępstwa, są w tej fundamentalnej regule ograniczeni przez polityków partii rządzącej. Zanim prokurator rozpocznie śledztwo, musi się bowiem zastanowić, czy jest to zgodne z interesem nadrzędnych nad nim polityków.

Prawo karne
Wypadek na Trasie Łazienkowskiej. Nowe, szokujące informacje ws. Łukasza Żaka
Prawo dla Ciebie
Chronili swoje samochody przed powodzią. Policja wzywa ich na komendę. Będą mandaty?
Prawo karne
Ekstradycja Sebastiana M. Pomoże interwencja Radosława Sikorskiego?
Prawo dla Ciebie
Pracodawcy wypłacą pracownikom wynagrodzenie za 10 dni nieobecności
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Prawo pracy
Powódź a nieobecność w pracy. Siła wyższa, przestój, czy jest wynagrodzenie