Ustawa „permisywnie" regulująca warunki przerywania ciąży została usunięta z obrotu prawnego decyzją Trybunału Konstytucyjnego (pod prezesurą prof. Andrzeja Zolla) w 1997 r. Ukształtował się „kompromis aborcyjny", zakazujący przerywania ciąży z wyjątkiem trzech przypadków. Ten „kompromis" zakwestionował ostatnio Trybunał („ulepiony" przez PiS). Wybuchły gwałtowne i masowe protesty. Protestujący eksponują na ogół kwestię przymusu rodzenia zniekształconego płodu, ale jest przecież oczywiste, że chcą generalnej liberalizacji prawa aborcyjnego.
Nie wydaje się, by wyrok TK można było uznać za merytoryczną ocenę zgodności prawa aborcyjnego z konstytucją. Decyzja ma polityczny charakter. Konstytucja po prostu nie rozstrzyga o dopuszczalności aborcji. Zarówno z powodu ratyfikującego ją referendum, jak i z powodu różnic zdań między partiami, które konstytucję uchwalały, postanowiono tę kwestię pozostawić otwartą.
Ideologiczny sprzeciw
Choć jestem zwolennikiem liberalnego uregulowania kwestii aborcji, to razi mnie hasło: „moje ciało, moja decyzja". Ale też nie potrafię zaakceptować stanowiska tych, którzy przyjmują, że człowiekiem jest zygota. Wiem również, że prawny zakaz aborcji nie prowadzi do jej eliminacji.
Prawo nie może oczywiście obrażać powszechnie akceptowanych racji etycznych, ale racje przeciw aborcji nie są powszechnie podzielane. Zresztą prawo nie powinno zmierzać do osiągnięcia celów nierealnych. W przypadku zakazu aborcji można nawet oczekiwać powiększenia ilości zabiegów przerwania ciąży – oczywiście nielegalnych.
W istocie ruchy pro-life nie działają na rzecz ograniczenia aborcji, ale mają na celu jej demonstracyjną kryminalizację. Skupiają się na zwalczaniu relatywnie nielicznych przypadków legalnych aborcji, ale nie poświęcając uwagi – wielokrotnie liczniejszym – przypadkom aborcji dokonywanych niezgodnie z prawem. Bo też nawet drastyczne działania – np. przymusowe badania ginekologiczne kobiet wyjeżdżających za granicę – mogłyby przynieść co najwyżej częściowy skutek. By skutecznie ograniczyć ilość aborcji, trzeba ograniczyć ilość niechcianych ciąż. Tu kluczowe znaczenie mają środki antykoncepcyjne i edukacja seksualna. Ruchy pro-live (niestety – także Kościół) są jednak ideologicznie im przeciwne.