Utarło się, że PiS jest teflonowy, wyjątkowo odporny na krytykę. Część polityków opozycji wykazuje podobne cechy. Borys Budka udzielił serii wywiadów. W rozmowie z Tomaszem Kwaśniewskim lider PO przyznał, że na pytania wyborców: „Kaczyński robi tyle błędów, a wy tego nie wykorzystujecie?!", odpowiada: „Ale co my możemy?". I wyjaśnia, że w marcu 2021 r. „nie ma wyborów, nie mamy większości w parlamencie" itd.
W rozmowie z Michałem Kolanko w „Rzeczpospolitej" Budka się zreflektował i powrócił do owijania w bawełnę. Były słowa o „pracy w terenie", o „naszej filozofii" i że „człowiek jest w centrum uwagi". Podobnej wzniosłości dostarcza rozmowa z Karoliną Lewicką.
Szczerość szczerością, ale zainteresowanie musi budzić bezradność, trudność z oceną rzeczywistości. Wywiad służy podtrzymaniu ognia, gdy rządy sprawuje przeciwnik wagi ciężkiej, oskarżany o łamanie standardów praworządności.
A lider PO mówi: „Taki jest kalendarz wyborczy, że wybory mamy dopiero za trzy lata". Brzmi to jak zrzucenie z siebie odpowiedzialności. Jakiej?
Po pierwsze, za wypracowanie standardów komunikacji adekwatnych do naszych czasów. Sukcesy populizmu w XXI wieku powinny dać do myślenia. Politycy od Salviniego po Trumpa budują więź z wyborcami na co dzień. Chwytają smartfona i ruszają do pracy. Chodzi o to, by widownia powróciła następnego dnia, i to liczniejsza. W pandemii ten rodzaj uprawiania polityki zyskał na znaczeniu. Z medialnych sukcesów populistów wnioski wydaje się wyciągać wyłącznie Szymon Hołownia, choć politycy pokroju Radosława Sikorskiego także nieźle sobie radzą w demokracji cyfrowej.