63 dni walk w stolicy: Jaki był sens Powstania Warszawskiego?

O godzinie 21, 2 października 1944 roku w Ożarowie Mazowieckim, z upoważnienia Dowódcy AK, gen. dyw. Tadeusza Komorowskiego „Bora” oficer Komendy Głównej AK, płk dypl. Kazimierz Iranek–Osmecki, podpisał z dowódcą sił niemieckich w Warszawie, SS–Obergruppenfuhrerem i gen. mjr. policji Erichem von dem Bach-Zelewskim układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie.

Aktualizacja: 02.10.2019 14:38 Publikacja: 02.10.2019 14:12

63 dni walk w stolicy: Jaki był sens Powstania Warszawskiego?

Foto: Juliusz Bogdan Deczkowski [Public domain]

Wbrew obiegowym opiniom nie był to układ o kapitulacji. Strona polska zabiegała o podpisanie układu, ponieważ AK była częścią Wojska Polskiego, które wraz z Aliantami walczyło nadal z Trzecią Rzeszą. Gen. Komorowski, mianowany w tym czasie przez władze RP na uchodźstwie Naczelnym Wodzem, nie mógł więc podpisać żadnego aktu kapitulacyjnego. Strona niemiecka przystała na takie rozstrzygnięcie, ponieważ bardzo jej zależało na jak najszybszym „odzyskaniu” Warszawy (ważnego węzła komunikacyjnego) wobec ofensywy wojsk sowieckich na wschód od Wisły. Tak zakończyła się trwająca 63 dni powstańcza epopeja - Powstanie Warszawskie, które było największym zrywem ruchu oporu w okupowanej przez Niemcy hitlerowskie Europie.     

Mimo poświęcenia i bohaterstwa żołnierzy AK – Powstanie nie powiodło się, W tej konkretnej sytuacji geopolitycznej i militarnej nie mogło zakończyć się powodzeniem.

Gehenna stolicy

Przyczyny wybuchu Powstania Warszawskiego i trwające dwa miesiące zacięte walki powstańcze są ogólnie znane. Jednak nadal nie widać końca  sporów historyków, polityków i zwykłych Polaków o zasadność jego rozpoczęcia w kontekście ogromu strat ludzkich i praktycznie unicestwienia miasta i jego wielowiekowego dziedzictwa kulturowego.

Należy przy tym także pamiętać o zbrodniach Niemców i wspomagających ich sił kolaboranckich, rekrutujących się głównie z renegatów pochodzących z ZSRR. Szczególnie „wsławiła” się tu złowrogo Brygada SS Oskara Dirlewangera, złożona z kryminalistów i brygada RONA  Bronisława Kamińskiego, sformowana z renegatów rosyjskich i specjalizująca się w mordach, gwałtach i rabunkach. Ich ofiarami stawała się głównie bezbronna ludność cywilna oraz ranni i chorzy w powstańczych szpitalach. 

Warszawska Wola najwcześniej doświadczyła bestialstwa niemieckiego w pierwszych dniach Powstania. Piotr Gursztyn w swojej solidnej pracy „Rzeź Woli”, wydanej w 2014 r. podaje, że Niemcy i ich pomocnicy wymordowali ok. 50 tys. mężczyzn, kobiet i dzieci. Inni historycy, na przykład Antoni Przygoński, pisze o 65 tys. ofiar („Powstanie Warszawskie w sierpniu 1944”, PWN, 1988 r.). Za to bestialstwo odpowiedzialny był  SS- Gruppenfuhrer i gen. mjr policji Heinz Reinefarth, który po wojnie za te zbrodnie nie poniósł żadnej kary, i pełnił nawet eksponowane stanowiska samorządowe w Niemczech (sądy w RFN kilkakrotnie go uniewinniały). Uniknął także odpowiedzialności komendant wojskowy Warszawy gen. por. Rainer Stahel, tłumacząc się, że na masakrę ludności na Woli „ nie miał wpływu”, co nie mogło być usprawiedliwieniem dla żadnego dowódcy (zmarł w niewoli w ZSRR, prawdopodobnie na zawał serca). Pamiętamy, jak w 2014 roku rodzina gen. Stahela zagroziła pozwem sądowym pracownikom Muzeum Powstania Warszawskiego za nazwania hitlerowskiego generała zbrodniarzem wojennym, podczas prezentowania wystawy o Powstaniu Warszawskim w Berlinie. Nawiasem mówiąc wystawę tą otwierali prezydenci Niemiec i Polski.

Mordy wstrzymał przybyły do Warszawy 5 sierpnia SS-Obergruppenfuhrer von dem Bach-Zelewski, przysłany przez Himmlera, w celu objęcia dowództwa nad siłami niemieckimi w Warszawie do stłumienia polskiego powstania. Bach-Zelewski nie kierował się oczywiście żadnymi względami humanitarnymi, musiał po prostu wziąć w karby rozpasane i zdemoralizowane żołdactwo, które wolało mordować i rabować niewinnych ludzi niż walczyć z uzbrojonymi powstańcami.

Myślenie ahistoryczne

W PRL-u, po 1956 roku już można było mówić i pisać o Powstaniu Warszawskim (wcześniej był to temat tabu, a o Powstaniu można było mówić wyłącznie źle). Jednak oficjalna propaganda starała się przeciwstawiać bohaterstwo i poświęcenie szeregowych żołnierzy AK oraz ludności cywilnej - polityce tak zwanego obozu londyńskiego i dowództwu Armii Krajowej, które - zdaniem partyjnych propagandzistów - wywołało Powstanie jako antyradziecką demonstrację i w rezultacie naraziło warszawiaków na niepotrzebne cierpienie, a stolicę na kompletne zniszczenie. Ale oprócz różnych propagandowych i pseudonaukowych wydawnictw wychodziły także solidne prace naukowe, jak chociażby wydana w PAX-się w 1957 r. książka kapitana AK Adama Borkiewicza „Powstanie Warszawskie”, do dziś uznawana za najlepsze opracowanie z punktu widzenia historii wojskowej. Ukazały się także i inne wartościowe monografie, takie jak prace: Stanisława Podlewskiego: „Przemarsz przez piekło” i „Rapsodia Żoliborska”, Lesława M. Bartelskiego, Władysława Bartoszewskiego i wiele, wiele innych. Wydano też dużo ciekawych pamiętników z Powstania, jak chociażby płk. Stanisława Komornickiego „Nałęcza” "Na barykadach Warszawy" (wyd. MON, 1964 r.), w czasie Powstania podchorążego AK, a po wojnie pracownika Wojskowego Instytutu Historycznego. Ta doskonała książka została wyróżniona nagrodą MON w 1964 r.  W wolnej Polsce Stanisław Komornicki awansował na stopień generała brygady. Zginął w katastrofie smoleńskiej. Do klasyki gatunku należy zaliczyć także „Pamiętnik z Powstania Warszawskiego” Mirona Białoszewskiego. W sumie wydano sporo pamiętników, trudno wszystkie wymienić. Nawet Zenon Kliszko, prominentny dygnitarz PZPR. opublikował na podstawie własnych przeżyć „przemyślenia” o Powstaniu, jednak nie przedstawiały one większej wartości. 

Kręcono też filmy fabularne, w tym znakomity „Kanał” Andrzeja Wajdy, czy serial o Kolumbach według Romana Bratnego. Stawiano także pomniki upamiętniające Powstańców, jak chociażby Pomnik Małego Powstańca. Ale najważniejszy pomnik nazwano pomnikiem „Bohaterów Warszawy,” z pominięciem nazwy „Powstania”.  Było to głupie i małostkowe.

Obchody rocznicowe Powstania Warszawskiego organizowali głównie żyjący jeszcze uczestnicy tego zrywu, przy wsparciu duchowieństwa, przeważnie na Powązkach i w kościołach. Władze PRL-u w zasadzie nie przeszkadzały , ale i nie były specjalnie zainteresowane w pielęgnowaniu pamięci o Powstaniu.

Sytuacja zmieniła się diametralnie po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1989 roku. Obchody rocznic wybuchu Powstania Warszawskiego miały już charakter niemal święta państwowego, a w publikacjach o Powstaniu można już było oficjalnie pisać o zdradzieckiej i przewrotnej polityce Sowietów wobec polskiego zrywu w Warszawie.

Historycy mogli  swobodnie dyskutować i spierać się o celowości wybuchu Powstania Warszawskiego, ukazało się sporo filmów, chociaż nie zawsze wybitnych, wydawano różne publikacje, w tym i komiksy przeznaczone głównie dla młodzieży. Ukoronowaniem pielęgnacji pamięci o Powstaniu było stworzenie Muzeum Powstania Warszawskiego z inicjatywy Lecha Kaczyńskiego, ówczesnego prezydenta Warszawy. Była to bardzo trafna decyzja, a Muzeum w sposób fantastyczny popularyzuje wiedzę o Powstaniu, nie tylko wśród Polaków.  Muzeum gościło nawet członków brytyjskiej rodziny królewskiej. 

Jednak nonszalancko pojmowana demokracja i związana z tym swoboda w prezentowaniu poglądów, często bałamutnych i fałszywych, świadomie lub nie, rzuca niekiedy złe światło na problemy związane z Powstaniem Warszawskim. Złości często fakt, kiedy dyletanci, znający historie na poziomie szkoły podstawowej, z całym szacunkiem dla uczniów podstawówek, opowiadają różne brednie, złorzeczą przywódcom, którzy ich zdaniem w sposób zbrodniczy(!) wywołali Powstanie, w rezultacie zgubne dla Warszawy i Polaków. Takie opinie prezentowane są nawet w czasie obchodów rocznicowych wybuchu Powstania, co w sposób ewidentny obraża i rani żyjących jeszcze bohaterów tamtych wydarzeń. Domorośli „znawcy” myślą często ahistorycznie nie rozumiejąc, że przywódcy Polski Walczącej i Armii Krajowej działali w dobrej wierze i nie mieli wtedy takiej wiedzy, którą mamy teraz, po latach. Powołują się przy tym na krytyczne opinie gen. Władysława Andersa o przywódcach AK, którzy wywołali powstanie w Warszawie w sierpniu 1944 roku. Rzeczywiście, gen Anders ostro skrytykował decyzje o rozpoczęciu Powstania, a osoby za to odpowiedzialne, powinny jego zdaniem zostać osądzone i skazane. Jednak Anders szybko się z tego wycofał, o czym krytycy Powstania już nie wspominają. Żeby to jednak zrozumieć trzeba znać kontekst opinii Andersa. Otóż po odwołaniu pod presją rządu brytyjskiego z funkcji Naczelnego Wodza, gen. broni Kazimierza Sosnkowskiego, naturalnym kandydatem na to stanowisko był gen. dyw. Władysław Anders. Jednak nieoczekiwanie władze Rzeczpospolitej na Uchodźstwie mianowały Naczelnym Wodzem dowódcę AK, gen. dyw. Tadeusza Komorowskiego „Bora”, który po upadku Powstania Warszawskiego udawał się do obozu jenieckiego, w którym przebywał do klęski Niemiec.  W tym czasie gen. Anders miał „tylko”  pełnić obowiązki Naczelnego Wodza, stąd chyba wzięła się jego frustracja, moim zdaniem trochę uzasadniona. Po oswobodzeniu z niewoli gen. Tadeusz Komorowski przejął stanowisko Naczelnego Wodza od gen. Andersa.  

Gorzej, że wywołanie powstania w Warszawie krytykują niektórzy publicyści z wykształceniem historycznym, myślę że można ich nazwać historykami-celebrytami. Mam tu na myśli przede wszystkim redaktora Piotra Zychowicza, autora wydanej w 2013 roku książki „Obłęd’ 44”. Już sam tytuł sugeruje czym był dla autora zryw Polaków, którzy przystąpili do walki ze znienawidzonym okupantem i jednocześnie z niepokojem oczekiwali ewentualnego wkroczenia do stolicy Sowietów. Wszystko wskazywało na to, że Armia Czerwona może lada chwila znaleźć się w Warszawie, dlatego stolicę Polski należy wyzwolić własnymi siłami i oczekiwać na Rosjan w roli gospodarzy. Tym bardziej, że ZSRR zerwał stosunki dyplomatyczne z legalnym polskim rządem emigracyjnym rok wcześniej.

Często zarzuca się dowództwu AK, że błędnie oceniło sytuacje militarną na wschód od Warszawy. Może to i prawda, ale należy pamiętać, że AK nie była wojskiem regularnym lecz armią podziemną i nie dysponowała takimi środkami rozpoznania jak „normalna” armia. Brytyjski historyk Norman Davies, autor głośnej książki o Powstaniu, powiedział kiedyś w programie telewizyjnym, że dysponując "wiedzą, jaką mieli dowódcy AK, powstanie miało sens.

Tymczasem książka pana Piotra Zychowicza ma się dobrze, jest ogólnie dostępna, ostatnio widziałem jak była sprzedawana w cenie promocyjnej (ze zniżką 50%). Czyta ją wielu ludzi, w tym niestety,  bez przygotowania historycznego i dlatego dyskusja z nimi jest bezprzedmiotowa.

Zresztą Piotr Zychowicz głosi i inne fantastyczne teorie, na przykład takie, że Polska powinna zawrzeć przed wrześniem 1939 roku pakt z Hitlerem i razem z Niemcami dziarsko pomaszerować na wojnę z ZSRR.

Sens Powstania

We wrześniu 1944 r., pod presją Aliantów, zwłaszcza Brytyjczyków, Niemcy musieli przyznać żołnierzom AK status kombatantów, co miało duże znaczenie dla dalszych losów powstańców po zaprzestaniu działań bojowych w Warszawie. Po 63 dniach walk pomaszerowali oni do obozów jenieckich, zgodnie z postanowieniami Konwencji Genewskiej z 27 lipca 1929 roku o traktowaniu jeńców wojennych, a nie do obozów koncentracyjnych. Warto tu zaznaczyć, że dowódca AK nakazał wydać legitymacje AK-owskie członkom innych organizacji zbrojnych, w tym i AL, ażeby Niemcy potraktowali ich także jako kombatantów. Być może to uratowało im życie. Ponadto w umowie zagwarantowano, że żaden jeniec nie będzie pociągnięty do odpowiedzialności za działalność wojskową i polityczną prowadzoną przed i podczas Powstania.

Natomiast ludność cywilna została wysiedlona z Warszawy. Wielu warszawiaków wywieziono na roboty do Rzeszy, a nawet do obozów koncentracyjnych. Niemcy w tym względzie nie dotrzymali podpisanych ustaleń. Ponadto Umowa nie przewidywała rabunku i całkowitego zburzenia Warszawy po Powstaniu. 

Oceniając skutki Powstania przeważnie mówi się o stratach i niemal całkowitym zniszczeniu stolicy. Poległo  12-18 tys. żołnierzy AK, był to kwiat polskiej inteligenckiej i patriotycznej młodzieży. Zespół redakcyjny Wielkiej Ilustrowanej Encyklopedii Powstania Warszawskiego wykorzystując informacje z list PCK, z relacji środowisk  kombatanckich i innych źródeł ustalił ok. 9 tys. nazwisk poległych żołnierzy AK. Zginęło też ok. 180 tys. ludności cywilnej, często w wyniku mordów. Ale jednocześnie świat dowiedział się o heroizmie Polaków i przywiązaniu do niepodległego bytu.                   

Często także pomija się aspekt militarny Powstania i wkład AK w dzieło pokonania III Rzeszy. Warszawa była ważnym węzłem komunikacyjnym. Przez dwa miesiące Niemcy mieli zablokowane połączenia kolejowe i drogowe z frontem wschodnim, co miało negatywne skutki dla zaopatrzenia Wehrmachtu w materiały wojenne. Zaopatrzenie trzeba było dowozić drogą okrężną. Ponadto powstańcy wiązali znaczne siły niemieckie - w przeliczeniu na jednostki taktyczne - w sile trzech dywizji. Niemcy ponieśli też stosunkowo duże straty w walkach o Warszawę. Straty niemieckie trudno jest dokładnie oszacować. Bardzo pomocne w tym względzie są raporty dowódcy sił niemieckich w Warszawie SS-Obergruppenfuhrera von dem Bacha- Zelewskiego, który 5 października 1944 roku meldował Himmlerowi o 1570 poległych, w tym 73 oficerów i 7,5 tys. rannych. W 1947 roku, będąc już w niewoli alianckiej, Bach-Zelewski podał, że łączne straty po stronie niemieckiej wyniosły 10 tys. zabitych, 7 tys. zaginionych i 9 tys. rannych. Co ciekawe, Encyklopedia Wojskowa wydana przez Bellonę w 2007 r. podaje bezkrytycznie podobne liczby. 

Reasumując straty Niemców i żołnierzy kolaboranckich, wywodzących się głównie ze Wschodu (ZSRR) były bardzo duże. Bach-Zelewski nie poniósł żadnej kary za tłumienie powstania w Warszawie, ciągle podkreślał podczas przesłuchań, że to on powstrzymał mordy na ludności cywilnej. Wcześniej oznajmił płk. Irankowi-Osmeckiemu (podczas rozmów w Ożarowie), że jego matka była Polką. Aliancki trybunał wojskowy skazał go jednak za udział w... tak zwanej „Nocy Długich Noży” w 1934 r., podczas to której Hitler rozprawił się z „opozycją” z SA.

Można spierać się czy Powstanie było potrzebne, czy nie, ale w tamtej konkretnej sytuacji polityczno-militarnej, gdy pod sowiecką kuratelą komuniści utworzyli „rząd” pod nazwą PKWN, zdobycie Warszawy przez AK i światowy rozgłos tego wydarzenia mogło wymusić na ZSRR uznanie legalności i suwerenności prawowitych organów władzy Rzeczpospolitej Polskiej.

Wbrew obiegowym opiniom nie był to układ o kapitulacji. Strona polska zabiegała o podpisanie układu, ponieważ AK była częścią Wojska Polskiego, które wraz z Aliantami walczyło nadal z Trzecią Rzeszą. Gen. Komorowski, mianowany w tym czasie przez władze RP na uchodźstwie Naczelnym Wodzem, nie mógł więc podpisać żadnego aktu kapitulacyjnego. Strona niemiecka przystała na takie rozstrzygnięcie, ponieważ bardzo jej zależało na jak najszybszym „odzyskaniu” Warszawy (ważnego węzła komunikacyjnego) wobec ofensywy wojsk sowieckich na wschód od Wisły. Tak zakończyła się trwająca 63 dni powstańcza epopeja - Powstanie Warszawskie, które było największym zrywem ruchu oporu w okupowanej przez Niemcy hitlerowskie Europie.     

Pozostało 95% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!