Fed ściął niedawno, i to od razu o 50 punktów bazowych. EBC ma już za sobą dwie obniżki, inflacja w strefie euro spadła w sierpniu do 2,2 proc. Czy wojna z inflacją jest zakończona?
Zrobiliśmy wielki postęp. Inflacja w Europie przyszła w konsekwencji szoku podażowego w pandemii, na to nałożyło się duże wsparcie dla popytu. To pchnęło w górę ceny. Potem przyszedł drugi szok podażowy, związany ze wzrostem cen gazu w 2022 r.
Każda część koszyka cenowego reaguje na szoki w inny sposób, w innym tempie. Ceny energii rosły, ale i spadały bardzo szybko. W innych przypadkach to zajmuje więcej czasu. Niemniej myślę, że patrzymy już na ostatnie fale inflacji.
Drugi aspekt jest taki, że nawet jeśli okazało się, że inflacja była przejściowa – tak jak większość ekonomistów mówiła – to było ryzyko, że wystrzeli tak wysoko i będzie poza celem tak długo, że przyzwyczaimy się do niej. Trwały wzrost oczekiwań inflacyjnych oznaczałby, że EBC traci swoją wiarygodność. Obecnie jesteśmy w Europie tak blisko celu inflacyjnego, że ryzyko dla wiarygodności banku centralnego się zmniejszyło. Skoro tak, to nie ma potrzeby, aby polityka pieniężna wciąż kreowała tak duże koszty dla gospodarki.
Więc tak: uważam, że jesteśmy bardzo blisko wygranej z inflacją. Wciąż jednak istnieją pewne wątpliwości. To sprawia, że bankierzy centralni są ostrożni, a w Europie nawet bardziej niż w USA.
Gdzie widzi pan te ryzyka?
Inflacja usług jest dużo bardziej lepka i spada wolniej, niż się spodziewaliśmy. Jeśli uznamy, że inflacja zakorzeni się w tych najbardziej uporczywych miejscach, ryzyko wciąż istnieje. Myślę, że tak naprawdę zniknie dopiero pod koniec przyszłego roku.