Najnowszy wyrok Sądu Najwyższego może być ostrzeżeniem dla funkcjonariuszy samorządowych. SN zajmował się sprawą w której Wiesław W. rok przed śmiercią sporządził testament, nie własnoręcznie, nie przed notariuszem, ale przed kierownikiem urzędu stanu cywilnego. Do spadku powołał Roberta W. Skorzystał więc z jednego z trzech rodzajów testamentu zwykłego, tzw. allograficznego. Jego sporządzenie polega na tym, że spadkodawca (testator) składa ustnie swoją ostatnią wolę wobec wójta lub burmistrza, ale może też wobec m.in. starosty, sekretarza powiatu.
Zabrakło świadków
W tej sprawie zapomniano jednak o jednym z warunków ważności takiego testamentu, tj. ostatnia wola nie została oświadczona wobec dwóch świadków.
Z powodu tej wady sąd uznał testament za nieważny i stwierdził nabycie spadku przez spadkobierców ustawowych.
W tej sytuacji Robert W., niedoszły spadkobierca, pozwał gminę miasta Tarnowa, domagając się odszkodowania odpowiadającego wartości utraconego spadku.
Sąd Okręgowy i Apelacyjny w Krakowie uwzględniły żądanie, zasądzając od miasta 133 tys. zł, to jest kwotę odpowiadającą wartości spadku, pomniejszoną o podatek od spadku oraz uprawnienie krewnych do zachowku, jaki by im przypadł, gdyby to Robert W. spadek odziedziczył.