Jakiś czas temu wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedział likwidację ograniczenia kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast do dwóch. Wcześniej Zjednoczona Prawica ją przepchnęła przez proces legislacyjny. Od lat mamy skłonność do tworzenia prawa w sposób wyrywkowy i tworzący bałagan. Bez danych i prawdziwego namysłu. Będzie chaos? Trudno, nie z takim chaosem sobie nasze państwo radziło. Tylko powstaje pytanie, czy to wszystko dzieje się dla dobra wspólnego i dla rozwiązywania realnych problemów.
Faktyczny problem?
Jako osoba związana z Siecią Obywatelską Watchdog Polska nie mam w swoim otoczeniu przeciwników dwukadencyjności. Trafiają do nas osoby, które diagnozują w swoich samorządach brak otwartości na debatę publiczną, brak rozliczalności i odpowiedzialności władz oraz prześladowania jej oponentów. Osoby, które wskazują, jak wielkie możliwości ma władza wykonawcza lokalnie. Pomagamy prawnie i edukujemy.
Czytaj więcej
Wójtowie, burmistrzowie, prezydenci miast coraz chętniej dzielą się informacjami o funkcjonowaniu gminy i miasta za pośrednictwem mediów społecznościowych, strony internetowej gminy czy podczas bezpośrednich spotkań.
Kilka lat temu w odpowiedzi na powtarzające się problemy stworzyliśmy kurs „(Bez)Nadzieja małej gminy”. W kolejnym roku musieliśmy dodać do nazwy wyraz „dużej”. To absolutny szlagier naszych kursów edukacyjnych. Spotykamy tam radnych i radne, aktywnych mieszkańców i mieszkanki. Uczestnicy opowiadają te same historie o feudalizmie relacji, lokalnych zależnościach i trudnościach w doprowadzeniu do wspólnej dyskusji o gminie. W ostatnich wyborach samorządowych w wielu władze się zmieniły. I teoretycznie nie trzeba było do tego dwukadencyjności. Trudno jednak nie zauważać przewagi władzy wykonawczej w samorządzie.
Prawdziwym problemem jest właśnie ta przewaga. Wynika z silnego mandatu powierzonego w wyborach bezpośrednich i z braku przeciwwagi. Często ten mandat to nawet 80 proc. głosów. Albo brak kontrkandydatów.