Temat dopuszczalności aborcji wraca w debacie publicznej jak bumerang i niezmiennie wywołuje emocje, nie przybliżając nas jednakże do zmiany obowiązującego prawa. Społeczeństwo było bowiem i jest podzielone na dwa główne obozy.
Jeden z nich zasilają osoby opowiadające się za możliwością przerywania ciąży, drugi jest temu przeciwny. Co istotne, także w dostrzegalnych podgrupach tych obozów ich przedstawiciele różnią się rygoryzmem podejścia do tematu.
Czytaj więcej
W dyskusji o aborcji pada pytanie o odpowiedzialność za dostarczenie np. środków poronnych.
W konsekwencji osoby, które moglibyśmy określić mianem „co do zasady przeciwników” przerywania ciąży, ale dopuszczających jej możliwość w skrajnych przypadkach, np. w razie zagrożenia życia kobiety, bywają traktowane z wrogością przez zwolenników walki o byt płodu. Osoby dopuszczające zaś myśl o aborcji np. do dwunastego tygodnia ciąży są po wielekroć wyzywane na słowne pojedynki (zwłaszcza w internecie) przez tych, których zdaniem przerwanie ciąży powinno być na życzenie, choćby w przeddzień porodu.
Wskutek jaskrawej polaryzacji poglądów mamy nie tylko trudność w przeprowadzeniu reformy przepisów – rozsądnej i uwzględniającej wiedzę medyczną oraz zasady rządzące demokratycznym państwem prawa, dla którego godność ludzka stanowi centralny punkt odniesienia – ale i poważny problem z dostrzeżeniem, czego w istocie trwająca od lat dyskusja o aborcji dotyczy. Nie chodzi tu bowiem o emocje czy wyznawaną wiarę lub światopogląd, lecz o logikę prawniczą, skoro to właśnie parlament, a nie Episkopat władny jest w tej materii decydować.