Krzysztof Czyżewski: Jak chroniony jest utwór

Cezura 70 lat może być przyjęta jako uniwersalna.

Publikacja: 27.09.2022 10:36

Krzysztof Czyżewski: Jak chroniony jest utwór

Foto: Adobe Stock

Utwór objęty jest ochroną z chwilą jego stworzenia. By ta ochrona powstała, nie potrzeba zatem żadnych zgłoszeń, formalności ani nawet oznaczenia notą copyright. Co więcej, do powstania utworu i jego ochrony nie jest wymagana nawet wola twórcy. Albo coś jest utworem, albo nim nie jest. To, czy autor chce, czy też nie chce stworzyć dzieła, nie ma tu znaczenia.

Oczywiście twórca, który nie chce, by jego dzieło było chronione, może zrzec się swych praw. Ale wtedy nie przekształca dzieła w nieutwór, lecz po prostu przenosi przysługujące mu prawa do niego na kogoś innego (sam się ich wyzbywając) albo zobowiązuje się nie dochodzić roszczeń związanych z korzystaniem z jego utworu. Popularną metodą w tym zakresie jest udostępnienie utworu do korzystania na jednej z wolnych licencji (np. licencji Creative Commons).

Czytaj więcej

Raz stworzony utwór będzie objęty ochroną aż do upływu 70 lat od śmierci jego twórcy. Co do zasady, można rzecz, bo oczywiście istnieją wyjątki. Dotyczą one np. sytuacji, gdy mamy więcej niż jednego twórcę (wtedy liczymy 70 lat od śmierci ostatniego ze współtwórców), albo takiej, gdy twórca nie jest znany (czas liczymy od publikacji), albo wtedy, kiedy prawa autorskie pierwotnie przysługują komuś innemu niż twórcy (wtedy patrzymy na datę rozpowszechnienia).

Co istotne, do niektórych utworów, co do których obecnie nie mamy wątpliwości, że są objęte ochroną, ochrona taka mogła w ogóle nie powstać (ciekawa sytuacja starych fotografii, ale też i zdjęć reporterskich). Oczywiście na samą zasadę czy ideę ochrony nie ma wpływu obrót prawami. Czyli nawet jeśli twórca prawa sprzedał, by ustalić, do kiedy one będą objęte ochroną, nadal będziemy (w większości przypadków) odnosić się do okresu życia i daty śmierci autora. Choć na marginesie wspomnę, że polskie prawo autorskie szczególnie chroni właśnie twórcę, a niekiedy już mniej wtórnych posiadaczy praw. Jeśli wnikliwie przeanalizujemy ustawę autorską, to zdamy sobie sprawę z tego, że niektóre uprawnienia mogą być tylko wykonywane przez samego twórcę, a już nie przez jego następców.

Należy też zauważyć, że cezura 70 lat może być przyjęta jako w miarę uniwersalna. Dotyczy na pewno wszystkich krajów, które są stronami konwencji berneńskiej. Choć niektóre kraje, jak np. USA, widzą sprawę nieco inaczej i w niektórych przypadkach rozszerzyły okres ochrony autorskiej. Nie jest jednak prawdą – wypada obalić raz na zawsze ten mit – że w USA ochrona powstaje tylko po rejestracji utworu. To fakt, w tym kraju można rejestrować utwory (w US Copyright Office), ale rejestracja nie tyle daje ochronę, co ją wzmacnia (pozwala na dochodzenie zryczałtowanego odszkodowania i zwrotu kosztów adwokackich w procesie dotyczącym naruszenia praw).

To z USA pochodzi pojęcie „public domain”, czyli domena publiczna. Oznacza ono, że okres dany utwór nie jest (lub nigdy nie był) chroniony na płaszczyźnie autorskiej. A czy to, że utwór jest w „public domain” na terenie USA, oznacza, że będzie on również niechroniony w innych krajach? Często okres ochrony będzie zbieżny, ale jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której ten sam utwór będzie w „public domain” w USA i jednocześnie będzie chroniony w Polsce (np. utwór nie uzyskał ochrony lub ją utracił ze względu na formalności obowiązujące kiedyś w USA, a nadal jest chroniony poza USA, na postawie konwencji berneńskiej).

W końcu jednak nadchodzi moment, kiedy prawa autorskie wygasają. I co wtedy? Tu wypada być precyzyjnym, bo wygasają tylko i wyłącznie prawa majątkowe do utworu, czyli prawo do korzystania z niego (na przeróżnych polach eksploatacji), rozporządzania nim i pobierania z tego wynagrodzenia. W systemie europejskim (a częściowo też i amerykańskim) nawet po upływie wspomnianych 70 lat chronione będą prawa osobiste. Czyli nadal twórca (choć już dawno nieżyjący) powinien zachować prawo do bycia oznaczonym jako autor utworu. Ochroną objęte będą również więzi twórcy z utworem. Oczywiście, sam twórca żadnego pozwu już nie złoży, ale w jego imieniu mogą zrobić to osoby bliskie, spadkobiercy albo niekiedy nawet stowarzyszenie autorów.

O ile z prawem do oznaczenia autorstwa nie ma co dyskutować, pojawia się pytanie, jak długo i jak daleko chroniona będzie substancja i treść dzieła. Czy tak samo 50 lat po śmierci twórcy i tak samo 200 lat później?

Dość na razie nieśmiało w orzecznictwie i doktrynie zauważa się ten problem i różnicę. Z jednej strony widzimy, że dobra osobiste (w tym twórczość) mają charakter nomen omen osobisty, czyli są ściśle związane z uprawnionym, a co za tym idzie, wygasają po jego śmierci. Z drugiej strony mamy prawa autorskie osobiste, które ustawowo mają tą śmierć przetrwać (i trwać wiecznie).

Ocena naganności czy bezprawności działań ingerujących w utwór powinna jednak uwzględniać dystans, jaki dzieli wkroczenie w uprawnienia osobiste (wykonywane przez spadkobierców), a moment śmierci pierwotnie uprawnionego oraz charakter ingerencji i jej rozpoznawalność w dziele, jak i samą rozpoznawalność dzieła oryginalnego. Bo czy gdyby jakiś żartowniś przygotował przysłowiowego mema na podstawie powszechnie znanego obrazu znajdującego się od dawna w domenie publicznej i podszedł rzetelnie do oznaczenia i komunikacji swego dzieła, to czy istniałaby realna obawa, że więź twórcy z utworem uległaby aż takiemu naruszeniu, by móc domagać się jej ochrony na drodze sądowej? Szczerze wątpię. Oczywiście inaczej patrzyłbym na sytuację, gdzie ten sam żartowniś próbuje ukryć swoje manipulacje w dziele oryginalnym, podszywa się pod autora oryginalnego dzieła albo formą prezentacji lub komunikacji utworu uderza w samego autora lub dobrą pamięć po nim.

Autor jest adwokatem z Czyżewscy Kancelaria Adwokacka

Utwór objęty jest ochroną z chwilą jego stworzenia. By ta ochrona powstała, nie potrzeba zatem żadnych zgłoszeń, formalności ani nawet oznaczenia notą copyright. Co więcej, do powstania utworu i jego ochrony nie jest wymagana nawet wola twórcy. Albo coś jest utworem, albo nim nie jest. To, czy autor chce, czy też nie chce stworzyć dzieła, nie ma tu znaczenia.

Oczywiście twórca, który nie chce, by jego dzieło było chronione, może zrzec się swych praw. Ale wtedy nie przekształca dzieła w nieutwór, lecz po prostu przenosi przysługujące mu prawa do niego na kogoś innego (sam się ich wyzbywając) albo zobowiązuje się nie dochodzić roszczeń związanych z korzystaniem z jego utworu. Popularną metodą w tym zakresie jest udostępnienie utworu do korzystania na jednej z wolnych licencji (np. licencji Creative Commons).

Pozostało 85% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian