Jeśli pracujesz więcej niż 40 godzin tygodniowo, zarywając noce, jeśli myślisz i mówisz niemal wyłącznie o pracy, którą zabierasz na weekendy i na wakacje, poświęcając dla niej relacje z bliskimi, a w dodatku stale czujesz się nią zestresowany – to prawdopodobnie zaliczasz się już do pracoholików. W Polsce – jak wynika z ubiegłorocznego badania CBOS dotyczącego uzależnień behawioralnych –ta grupa liczy prawie jedną dziesiątą pracowników, podczas gdy np. w Wielkiej Brytanii niedawny sondaż oszacował ją aż na 40 proc.
Droga do wypalenia
O problemie pracoholizmu, czyli uzależnienia od pracy, media i eksperci przypominają zwykle przy okazji Dnia Pracoholika, który w Polsce przypada 12 sierpnia (a w krajach anglosaskich 5 lipca). Na co dzień ten problem jest pomijany. Jak ocenia Małgorzata Czernecka, psycholog i szefowa firmy doradczej Human Power, pracodawcom na ogół nie przeszkadza pracoholizm pracowników. Wydaje im się, że takie osoby są oddane pracy, bardzo zaangażowane, ambitne, skuteczne i efektywne. Do czasu.
– Badania pokazują, że duża ilość godzin spędzonych w pracy czy praca do późnych godzin wieczornych i w weekendy oraz funkcjonowanie pod wpływem ciągłego stresu bardzo obniża naszą efektywność działania i paradoksalnie wydłuża czas potrzebny do realizacji zadań – przypomina Czernecka. Żyjąc w ciągłym napięciu i stresie, pracownicy stają się też mniej kreatywni, pogarsza się stan ich zdrowia.
Czytaj także: Rząd zachęca do etatu. Samozatrudnienie jest takie złe?
To prosta droga do wypalenia zawodowego, które często kończy się dłuższym zwolnieniem chorobowym. Z danych CBOS wynika, że zagrożenie pracoholizmem zwiększa praca na własny rachunek (samozatrudnienie), a także pełnienie funkcji kierowniczych, odpowiedzialność za pracę innych osób lub kierowanie projektami.