Kryzys zbożowy pokazał, że na polu produkcji rolnej Polska nie jest w stanie konkurować z Ukrainą. Jednak, jak przekonują eksperci, zarobić nadal możemy. Wymaga to jednak pomysłu oraz inwestycji w infrastrukturę – koleje, porty i centra przeładunkowe.
Dawid i Goliat
– W Polsce nastawianie się na eksport zboża jest nieporozumieniem – mówi prof. Walenty Poczta, ekonomista rolnictwa z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Jak dodaje, połowę ziem rolnych Ukrainy zajmują czarnoziemy, działają tam gigantyczne gospodarstwa – niektóre mają ponad 100 tys. ha. Uprawy zajmują aż 28 mln ha, a w Polsce tylko 18,8 mln ha. Unia celna niedługo przestanie chronić polski rynek przed importem z Ukrainy, a cła i kwoty na produkty rolne zostały zawieszone już rok temu.
Na pytanie, jak można zarobić na sąsiedztwie z Ukrainą, prof. Arkadiusz Artyszak, kierownik katedry agronomii ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, pesymistycznie odpowiada, że trochę już na to za późno. – Inni byli szybsi, wszystkie agroholdingi nie należą do Ukraińców, tylko do kapitału zagranicznego. Nasze gospodarstwa nie mają szans – mówi.
Czytaj więcej
Otwarcie rynku unijnego dla zboża, warzyw czy drobiu z Ukrainy niepokoi Polaków. Zarobić na tym sąsiedztwie nie będzie łatwo, przetwórstwu będzie łatwiej niż rolnikom.
Siła eksportu
Jednak zdaniem innych ekspertów wyjściem może być ucieczka do przodu, czyli stawianie na przetwórstwo. Polski eksport spożywczy sięgał tuż przed wojną ok. 14 proc. całej sprzedaży zagranicznej, tymczasem ukraiński – aż 40 proc. całego eksportu Ukrainy. – Jednak pod względem wartości to polski eksport rolny był dwa razy większy niż ukraiński, bo wysyłamy za granicę bardziej przetworzone produkty – podkreśla prof. Walenty Poczta.