W najnowszym raporcie amerykańskiego departamentu obrony po raz drugi w historii podkreślono rosnącą rolę nowej formacji chińskiej armii. Opublikowany w sierpniu dokument mówi o członkach morskiej milicji (dokładnie People's Armed Forces Maritime Militia, PAFMM), cywilach-rezerwistach gotowych do mobilizacji w każdej chwili na potrzeby działań chińskiej marynarki. "PAFMM odgrywa ważną rolę w działaniach o charakterze represyjnym, dzięki którym Chiny osiągają polityczne cele bez prowadzenia walki" - napisano w amerykańskim raporcie, rolę nowej formacji odnotował także japoński MON w tegorocznym podsumowaniu regionu.
PAFMM to nie dotychczasowa marynarka wojenna ani straż przybrzeżna. Dowódca amerykańskiej floty Pacyfiku, admirał Scott Smith w ubiegłym roku twierdził, że nowa jednostka ma określone dowództwo i nie postępuje chaotycznie. Przestrzega, by nie postrzegać jej w kategoriach morskich piratów, którzy działali by na własny rachunek. Nie wiadomo, jak liczne są nowe siły, ale z pewnością chińska milicja złożona z rybaków nie ma sobie równych na całym świecie.
Posiadanie takiej formacji, która ze względu na skłonność do bezkompromisowych działań, swoją skalę i odgórne, rządowe skoordynowanie działań, jest w stanie wywierać presję na terenach, do których Pekin rości sobie prawa, ma niebagatelne znaczenie w przypadku niekończących się sporów na Morzu Południowochińskim. 12 lipca br. minęły dwa lata od wyroku Międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego ds. morza, który wykluczył prawo Chin do skrawków terenu, niewielkich skalnych formacji leżących na obszarze archipelagów Spratly i Paraceli. Pomimo przegranej z Filipinami, które w 2013 roku wniosły na chińskie działania oficjalną skargę, Chiny nie zmieniły swojej taktyki i wciąż rozbudowują sporne tereny, tworzą tzw. sztuczne wyspy uzbrajając je w coraz nowsze rakiety, budując na nich lądowiska zdolne przyjmować bombowce strategiczne i stawiając nowoczesne radary. Na nic nie zdają się długotrwałe protesty międzynarodowej społeczności, która krytykuje takie postępowanie Pekinu oraz to, że przeciw chińskiej polityce terytorialnej protestuje poza Filipinami większa grupa państw regionu: Wietnam, Malezja, Brunei, Indonezja i Tajwan. Rybacy-rezerwiści są asem w rękawie dla Pekinu. Tam, gdzie nie będą w stanie zagrozić wietnamskim czy filipińskim jednostkom zbrojnym wystąpieniem swojej marynarki czy straży przybrzeżnej, mogą zawsze wysłać PAFMM jako argument siły.
Nowa formacja jest coraz częściej określana jako element wojny hybrydowej prowadzonej na Morzu Południowochińskim przez Chiny. Wspominana w tytule broń nie jest jednak tak oczywista jak można by sądzić. Rybacy nie mają pistoletów ani karabinów maszynowych na kutrach (choć niektórzy z nich dysponują bronią do osobistej obrony oraz korzystają z armatek wodnych), natomiast kadłuby ich jednostek są wzmacniane na tyle, by mogły taranować inne łodzie. Takiego działania doświadczyli wietnamscy rybacy, Japończycy spierający się z Chinami o wyspy Senkaku/Diaoyu, a także południowokoreańska straż przybrzeżna staranowana przez dwa chińskie kutry na Morzu Żółtym w październiku 2016 roku. Analitycy nie kryją, iż istnieje szansa na to, że takimi gotowymi na wszystko rybakami mogą być w rzeczywistości przeniesieni do rezerwy żołnierze chińskiej armii. Pekin podjął w ubiegłym roku decyzję o kadrowych cięciach - liczebność armii ma zostać zmniejszona o 300 tys.
PAFMM nie jest wojskiem, ale jednostkami cywilnymi. Z tego powodu straże przybrzeżna państw sąsiadujących z Chinami, dla których nielegalne połowy tych pierwszych stanowią coraz większy problem, nie chcą podejmować zbrojnych działań i ryzykować zatopienia cywilnego kutra. Mimo iż znajdujący się na nim rybacy mogą być o wiele bardziej agresywni niż można się spodziewać.