Bezpieczeństwo Polski wymaga polityki realizującej równocześnie trzy cele: wzmocnienie własnej siły państwa, kooperacji z USA i NATO oraz aktywnej i twórczej obecności w UE.
Stefan Kisielewski, pisząc o potrzebie gry na wielu fortepianach, uzmysławiał, że polityka zagraniczna wymaga konieczności poruszania się w świecie złożonym i podejmowania decyzji w logice innej niż rywalizacja wewnętrzna naznaczona czarno-białymi kolorami.
Upartyjnienie polskiej polityki, w tym polityki bezpieczeństwa, zagranicznej i europejskiej, nie pozwala na europejski aktywizm. Podporządkowanie decyzji państwowych wewnętrznym sporom pomiędzy rządem a opozycją blokuje możliwość realizowania długofalowych, wykraczających poza perspektywę jednej kadencji projektów strategicznych. Znacząco utrudnia prowadzenie skutecznej polityki w Europie. Jej warunkiem jest bowiem zdolność do budowy międzypaństwowych koalicji w konkretnych sprawach.
Ofiara propagandy
Wielu publicystów młodej generacji przypomina twórczość Adolfa Bocheńskiego, który rozumiał aktywizm jako dążenie do przełamywania niekorzystnych dla Polski układów międzynarodowych. Proponował politykę realistyczną, niepowodowaną sympatiami ideowymi i niepolegającą na pustych, wykonywanych samodzielnie spektakularnych gestach.
Tymczasem przykładów takiego błędnego i szkodliwego dla nas działania mamy ostatnio wiele. Wspomnieć należy np. o niezdolności do konstruktywnego udziału Polski w europejskich debatach o kształcie polityki klimatycznej i energetycznej. Wygłaszane w osamotnieniu efektowne z pozoru oświadczenia czy zbyt częste grożenie wetem nie pozwalają na budowanie szerszych koalicji z innymi państwami, które od współpracy z zachowującą się niezrozumiale Polską wolały negocjować swoje interesy z silniejszymi i bardziej przewidywalnymi partnerami ze starej UE.