Matthew Lee był pracownikiem średniego szczebla w dziale finansowym Lehman Brothers. 16 maja 2008 roku wysłał notatkę do kierownictwa banku, w której informował o nadużyciach popełnianych w księgowości.
Przedstawicielom firmy Ernst & Young wyznaczonej do zbadania sprawy wyjaśnił, że w bilansach firmy ukrywane są toksyczne aktywa o wartości 50 miliardów dolarów. W efekcie firma wydawała się mniej zadłużona niż była w rzeczywistości. Mimo to szefowie banku nie podjęli żadnych działań, a Lee został zwolniony w ramach redukcji stanowisk. Dwa miesiące później Lehman Brothers zbankrutował, wywołując panikę na rynkach finansowych.
Eligiusz Krześniak, partner w kancelarii Squire Sanders Święcicki Krześniak, wyjaśnia, że [b]polskie przepisy prawa pracy nie zajmują się kwestią tzw. wołania na alarm[/b] (ang. whistleblowers). W mediach pojawiają się jednak informacje o pracownikach, którzy stracili pracę za oskarżenie szefa czy kolegi.
– Takie działanie pracodawcy w zdecydowanej większości przypadków powinno zostać potraktowane jako niezgodne z prawem – twierdzi Eligiusz Krześniak. Dlatego w takich sytuacjach podaje się zwykle inne powody zwolnienia – a wtedy pozbawiony pracy whistleblower może w sądzie dochodzić swych praw i pokazać, co było prawdziwym powodem zwolnienia.
[wyimek][b]40 procent[/b] nadużyć w firmach nigdy nie zostaje ujawnionych[/wyimek]