Panie profesorze, życzenie najgorszego dla prawdopodobnego sprawcy zabójstwa ośmioletniego Kamila płynie praktycznie z każdej strony – internauci nawołują do linczu, a część polityków żałuje, że w Polsce nie ma kary śmierci. Bardziej powściągliwi, choć przeciwni pozbawiania życia w majestacie prawa, po cichu liczą, że państwo „wyręczą” współwięźniowie. Rozumie pan takie reakcje?
Zrozumiałe jest, że za taki czyn opinia publiczna żąda kary śmierci, nawet jeśli wie, że jej wymierzenie w naszym kraju teoretycznie nie jest możliwe. Uważa jednak, że ojczym Kamila nie zasługuje na życie, bo dokonał zbrodni, która w każdym wymiarze przekreśliła istotę jego człowieczeństwa. Nie dziwię się, że opinia jest wzburzona, bo ona chciałaby kształtować relacje międzyludzkie w sposób taki, żeby nigdy nie mieć do czynienia z podobnymi przypadkami. Ale nawoływania do zabicia sprawcy nie są przemyślane, wynikają z odruchu serca, stanowią reakcję na działanie systemu, który nie zapobiegł tragedii. Społeczny bunt obejmuje nie tylko ojczyma i matkę Kamilka, ale rozszerza się też na innych, niemych świadków tej tragedii. Gniew podsuwa pewne rozwiązania i pozwala ferować wyroki bez sądu, czemu nie można się dziwić. Duże znaczenie mają też procesy emocjonalne, bo ludzie wyobrażają sobie, jak bardzo cierpiało to dziecko, szukają odpowiedzi na pytanie, jak można było do tego dopuścić. Będą więc wypowiadać „ciąg życzeń” wobec sprawcy po to, żeby „wyrównać” szkody wyrządzone Kamilkowi. Jednak żadne działania nie cofną przecież czasu i nie złagodzą doznawanego przez niego – i to przez dłuższy okres – bólu. Czyli w efekcie nie przywrócą dziecku życia.
Czy nawoływanie do wymierzenia takiej „społecznej” kary, niezgodnej z obowiązującymi w naszym kraju przepisami, nie jest wyrazem bezsilności i paradoksalnie poczucia społecznej winy?
Z pewnością. Ludzie prześcigają się teraz w wymyślaniu, co powinno spotkać tego mężczyznę, jednak taka reakcja post factum, to próba usprawiedliwiania tego, co już się wydarzyło. Społeczeństwo poczuwa się do winy, bo to w jego szeregach znalazł się przyszły sprawca takiego czynu. A my nie zrobiliśmy nic, żeby stał się on choć odrobinę lepszym człowiekiem i żeby wykazał cechy ludzkie w relacjach interpersonalnych. Pojawia się pytanie o to, dlaczego go tolerowaliśmy, a nie poddaliśmy zabiegom terapeutycznym, dlaczego w porę nie zneutralizowaliśmy jego zbrodniczych popędów i agresji.
Czy pana zdaniem nasze społeczeństwo rzeczywiście byłoby zdolne do samodzielnego wymierzenia kary, jeśli sprawca tego typu przestępstwa nie trafiłby za kratki?