Prof. Hołyst: Zabili Kamilka, Polacy gotowi do samosądu

Uważam, że w takich sytuacjach jak zabójstwo Kamila jako społeczeństwo jesteśmy gotowi do samosądu. Do tego, by sprawy bezpieczeństwa – kiedy państwo zawodzi, a instytucje nie wypełniają swoich obowiązków – wziąć we własne ręce – mówi prof. Brunon Hołyst, kryminolog

Publikacja: 15.05.2023 03:00

prof. Brunon Hołyst

prof. Brunon Hołyst

Foto: ROL, Kuba Kamiński

Panie profesorze, życzenie najgorszego dla prawdopodobnego sprawcy zabójstwa ośmioletniego Kamila płynie praktycznie z każdej strony – internauci nawołują do linczu, a część polityków żałuje, że w Polsce nie ma kary śmierci. Bardziej powściągliwi, choć przeciwni pozbawiania życia w majestacie prawa, po cichu liczą, że państwo „wyręczą” współwięźniowie. Rozumie pan takie reakcje?

Zrozumiałe jest, że za taki czyn opinia publiczna żąda kary śmierci, nawet jeśli wie, że jej wymierzenie w naszym kraju teoretycznie nie jest możliwe. Uważa jednak, że ojczym Kamila nie zasługuje na życie, bo dokonał zbrodni, która w każdym wymiarze przekreśliła istotę jego człowieczeństwa. Nie dziwię się, że opinia jest wzburzona, bo ona chciałaby kształtować relacje międzyludzkie w sposób taki, żeby nigdy nie mieć do czynienia z podobnymi przypadkami. Ale nawoływania do zabicia sprawcy nie są przemyślane, wynikają z odruchu serca, stanowią reakcję na działanie systemu, który nie zapobiegł tragedii. Społeczny bunt obejmuje nie tylko ojczyma i matkę Kamilka, ale rozszerza się też na innych, niemych świadków tej tragedii. Gniew podsuwa pewne rozwiązania i pozwala ferować wyroki bez sądu, czemu nie można się dziwić. Duże znaczenie mają też procesy emocjonalne, bo ludzie wyobrażają sobie, jak bardzo cierpiało to dziecko, szukają odpowiedzi na pytanie, jak można było do tego dopuścić. Będą więc wypowiadać „ciąg życzeń” wobec sprawcy po to, żeby „wyrównać” szkody wyrządzone Kamilkowi. Jednak żadne działania nie cofną przecież czasu i nie złagodzą doznawanego przez niego – i to przez dłuższy okres – bólu. Czyli w efekcie nie przywrócą dziecku życia.

Czy nawoływanie do wymierzenia takiej „społecznej” kary, niezgodnej z obowiązującymi w naszym kraju przepisami, nie jest wyrazem bezsilności i paradoksalnie poczucia społecznej winy?

Z pewnością. Ludzie prześcigają się teraz w wymyślaniu, co powinno spotkać tego mężczyznę, jednak taka reakcja post factum, to próba usprawiedliwiania tego, co już się wydarzyło. Społeczeństwo poczuwa się do winy, bo to w jego szeregach znalazł się przyszły sprawca takiego czynu. A my nie zrobiliśmy nic, żeby stał się on choć odrobinę lepszym człowiekiem i żeby wykazał cechy ludzkie w relacjach interpersonalnych. Pojawia się pytanie o to, dlaczego go tolerowaliśmy, a nie poddaliśmy zabiegom terapeutycznym, dlaczego w porę nie zneutralizowaliśmy jego zbrodniczych popędów i agresji.

Czy pana zdaniem nasze społeczeństwo rzeczywiście byłoby zdolne do samodzielnego wymierzenia kary, jeśli sprawca tego typu przestępstwa nie trafiłby za kratki?

Uważam, że w takich sytuacjach jak zabójstwo Kamila jako społeczeństwo jesteśmy gotowi do samosądu. Do tego, by sprawy bezpieczeństwa – kiedy państwo zawodzi, a instytucje nie wypełniają swoich obowiązków – wziąć we własne ręce. W tym kontekście wystarczy przypomnieć przypadek bandyty, który chodził z siekierą po Włodowie, a policja odmówiła interwencji w jego sprawie. W telewizyjnej audycji stanąłem wtedy po stronie tych, którzy zabili, bo uważam, że działali oni w obronie koniecznej. Tamta sytuacja była oczywiście inna, a samosądy są niedopuszczalne, ale człowiek w desperacji jest gotów zrobić wszystko. W przypadku Kamila nie zdziwiłby się, gdyby któryś z mieszkańców, widząc, jak oprawca zachowuje się wobec dziecka, zabił tego mężczyznę. Oczywiście jako prawnik musiałbym go potępić, ale jako człowiek bym go zrozumiał. Widząc bezsilność ofiary i czując chęć ocalenia dziecka, dochodzą do głosu bardzo silne, negatywne emocje, a zachowanie ludzkie zależne jest od sytuacji. Dorzucając swoją cegiełkę do społecznego buntu, usprawiedliwiamy samych siebie. A w zdrowym społeczeństwie nie ma miejsca na neutralną reakcję na to, co stało się Kamilowi.

Czytaj więcej

Gdy krzywdzone jest dziecko, procedury muszą być jasne

Ale jego ojczym był elementem podstawowej komórki tworzącej to społeczeństwo, był ojcem rodziny tego chłopca.

Niestety, w literaturze amerykańskiej pojawia się teza, że jeśli dziecko miało złe dzieciństwo, było molestowane i prześladowane, padło ofiarą gwałtu ze strony rodziny, to w przyszłości również nie będzie miało ono dobrego życia. Zaobserwować można to choćby na przykładach ofiar księży pedofilów, którzy przez kilkadziesiąt lat zmagają się z negatywnymi przeżyciami z dzieciństwa. W końcu je ujawniają, bo nie mogą już dalej żyć w ten sposób. W tym kontekście ciężko zrozumieć bezmyślność kobiety, która – posiadając dzieci – wiąże się z takim człowiekiem jak ojczym Kamila.

Cóż, do Mariusza Trynkiewicza kobiety podobno też pisały listy, a z jedną z nich nawet się ożenił, będąc już skazanym za zabójstwo czterech chłopców.

Ciężko to pojąć. Tak samo jak zjawisko zabiegania kobiet o względy zbrodniarzy, które łatwo zaobserwować można w Stanach Zjednoczonych. Wiedzą, że zabijali, ale chcą mieć ich za mężów.

Mówiąc jednak o szansach na „dobre życie” dzieci, które na wczesnym etapie rozwoju doznały krzywdy, chyba warto wspomnieć, że niebagatelne znaczenie ma kwestia ukarania sprawcy?

Oczywiście, dlatego tak ważne jest, żeby każdy z nich został osądzony. Niestety, na świecie tylko 7 procent sprawców przestępstw zostaje skazanych, pozostałe zaś 93 procent żyje na wolności. A więzienia i tak są przepełnione.

Czytaj więcej

Nie powinniśmy się bać zabierać dzieci z dysfunkcyjnych rodzin

Skoro o nich mowa, to można chyba przypuszczać, że ojczyma Kamila – zakładając, że trafi tam na długie lub wszystkie swoje lata – nie czeka najłatwiejsze życie?

Taki człowiek znajduje się na samym dole hierarchii więziennej – może zostać pobity albo wykorzystany seksualnie przez współwięźniów, którzy będą przeszkadzać mu w jedzeniu, nie będą utrzymywać z nim jakikolwiek kontaktów, a nawet się do niego odzywać, będą na niego pluć. Mają do dyspozycji cały zestaw zachowań lekceważących i niszczących taką osobę. Jeśli zagrożenie będzie poważne, to oczywiście powinna ona otrzymać dodatkową ochronę i zostać umieszczona w osobnej celi, a dyrektor więzienia musi zapewnić jej bezpieczeństwo.

W jaki sposób więźniowie decydują, którzy spośród nich zasługują na szacunek współosadzonych, a którym należy się największe upokorzenie?

Obrzydzenie wśród nich budzą przede wszystkim przestępcy seksualni i zabójcy dzieci. Wielu z więźniów je bowiem posiada i słusznie uważa za najwyższe dobro, największy skarb. Jeśli ktoś pozbawia je życia, to jego sytuacja w zakładzie karnym jest fatalna. Niestety, zdarza się, że padają oni ofiarami mężczyzn, którzy wiążą się z kobietami mającymi już dzieci; partnerzy matek zachowują się wobec najmłodszych agresywnie, piętnują ich, zaczynają od drobnych pobić i złego traktowania, a kończą czasem na zabójstwie. Upatrują w tych dzieciach samego zła i obwiniają je za złe współżycie ze swoimi partnerkami.

Rozumiem, że nad osadzonym w zakładzie karnym odbywa się ponowy „sąd”, tylko tym razem oskarżają sami więźniowie?

Można tak powiedzieć, bo nie każdy sprawca nawet brutalnego czynu jest tam źle traktowany. Nie ma przepisu mówiącego, że taką osobę trzeba zniszczyć. Pamiętajmy, że tam nie trafiają dobrzy ludzie, a każdy z nich ma coś na sumieniu i dokonał jakiegoś przestępstwa. Ale te ich czyny podlegają hierarchizacji i moralnej ocenie. Inna wystawiana jest temu, kto pobił kolegę albo ukradł taksówkarzowi 50 zł i dokonał uszkodzenia jego ciała, a inna temu, kto zabił dziecko; ten drugi – jak już wcześniej wspomniałem – znajduje się na samym dnie. Więźniowie oceniają innych więźniów wedle rodzajów czynów, motywów, tego, jak ich życie wyglądało na wolności. Często szukają usprawiedliwienia, czynników determinujących dane zachowanie. Reakcje osadzonych nie zawsze są spontaniczne, nie od razu przechodzą do ataków. Najpierw odbywają rozmowy i analizują, dlaczego dana osoba popełniła przestępstwo. Stosują swoistą procedurę, żeby ustalić stan faktyczny i decydują, na jakie traktowanie zasługuje sprawca. To prawda, że każdy zostanie w więzieniu ponownie osądzony. I każdemu wymierzana jest kara.

Przypuszczam, że bierna matka zamordowanego dziecka, jeśli idzie do więzienia, choćby za nieudzielenie mu pomocy, też nie znajduje się na szczycie „kobiecej” drabiny więziennej?

Jeśli więźniarki dowiedzą się, że do ich zakładu trafi kobieta, która milcząco wspierała i tuszowała taką zbrodnię, to z pewnością nie będzie jej tam łatwo. O ile ta, która dokonała napadu rabunkowego, może zostać uznana za bohaterkę, o tyle już ta wykorzystująca słabość ofiary przestępstwa, którego była świadkiem, zazna okrucieństwa współosadzonych. Jej pozycja byłaby inna, gdyby stanęła ona w obronie dziecka, przez to została pobita, a o całym zdarzeniu zawiadomiła policję. W innym przypadku okoliczności łagodzących brak. Jeśli kobieta biernie obserwuje, a wręcz akceptuje agresywne zachowanie partnera w stosunku do dziecka, to zemsta więźniarek będzie permanentna.

Czytaj więcej

Tragedia Kamila pokazała, że potrzeba zmian systemowych

Trudno usprawiedliwiać jakąkolwiek tolerancję dla przemocy, zwłaszcza w stosunku do najmłodszych, ale trzeba jednak zauważyć, że dla wielu kobiet moment ataku na ich dziecko jest sytuacją graniczną, po której decydują się odejść od partnera albo choćby zaczynają szukać pomocy.

Ja niestety uważam, że odchodzą one rzadko, bo zwykle nie mają możliwości finansowych i są ekonomicznie uzależnione. Nie są w stanie przeciwstawić się złu. Jeśli partner je utrzymuje, a one są w nim zakochane, to życie i zdrowie dziecka przestaje tak bardzo się liczyć. Zostaje poświęcone na ołtarzu „dobrego” życia z przestępcą. W sprawie Kamila dodatkową kwestią jest brak działań ze strony pozostałych mieszkańców domu i kamienicy, którzy też nie reagowali na jego cierpienia. Moim zdaniem wszyscy oni powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności, bo nie wyobrażam sobie, jaki poziom moralny reprezentują.

Nie tylko pan się nad tym zastanawia, ale wielu pyta też, kiedy usłyszymy o kolejnym zabitym przez najbliższych dziecku. Bo w to, że Kamil nie jest ostatnim, nawet nie wątpią.

Ja również uważam, że bez odpowiedniego systemu nie dojdzie do żadnej zmiany. Zwłaszcza że ciemna liczba przestępstw na dzieciach jest ogromna. Po śmierci takiej ofiary organizowane są manifestacje przeciwko przemocy, ale one szybko „umierają”. Ludzie przeżywają te tragedie, mówią: nigdy więcej, a potem i tak wszystko się powtarza. To tak jak z wojną – życzymy sobie, żeby ponownie już nie wybuchła, a ona wciąż toczy się w różnych częściach świata. Tylko nie na naszych oczach.

Panie profesorze, życzenie najgorszego dla prawdopodobnego sprawcy zabójstwa ośmioletniego Kamila płynie praktycznie z każdej strony – internauci nawołują do linczu, a część polityków żałuje, że w Polsce nie ma kary śmierci. Bardziej powściągliwi, choć przeciwni pozbawiania życia w majestacie prawa, po cichu liczą, że państwo „wyręczą” współwięźniowie. Rozumie pan takie reakcje?

Zrozumiałe jest, że za taki czyn opinia publiczna żąda kary śmierci, nawet jeśli wie, że jej wymierzenie w naszym kraju teoretycznie nie jest możliwe. Uważa jednak, że ojczym Kamila nie zasługuje na życie, bo dokonał zbrodni, która w każdym wymiarze przekreśliła istotę jego człowieczeństwa. Nie dziwię się, że opinia jest wzburzona, bo ona chciałaby kształtować relacje międzyludzkie w sposób taki, żeby nigdy nie mieć do czynienia z podobnymi przypadkami. Ale nawoływania do zabicia sprawcy nie są przemyślane, wynikają z odruchu serca, stanowią reakcję na działanie systemu, który nie zapobiegł tragedii. Społeczny bunt obejmuje nie tylko ojczyma i matkę Kamilka, ale rozszerza się też na innych, niemych świadków tej tragedii. Gniew podsuwa pewne rozwiązania i pozwala ferować wyroki bez sądu, czemu nie można się dziwić. Duże znaczenie mają też procesy emocjonalne, bo ludzie wyobrażają sobie, jak bardzo cierpiało to dziecko, szukają odpowiedzi na pytanie, jak można było do tego dopuścić. Będą więc wypowiadać „ciąg życzeń” wobec sprawcy po to, żeby „wyrównać” szkody wyrządzone Kamilkowi. Jednak żadne działania nie cofną przecież czasu i nie złagodzą doznawanego przez niego – i to przez dłuższy okres – bólu. Czyli w efekcie nie przywrócą dziecku życia.

Pozostało 85% artykułu
Sądy i trybunały
Po co psuć świeżą krew, czyli ostatni tegoroczni absolwenci KSSiP wciąż na lodzie
Nieruchomości
Uchwała wspólnoty musi mieć poparcie większości. Ważne rozstrzygnięcie SN
Edukacja i wychowanie
Ferie zimowe 2025 później niż zazwyczaj. Oto terminy dla wszystkich województw
Praca, Emerytury i renty
Ile trzeba zarabiać, żeby na konto trafiło 5000 zł
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Prawo karne
Śmierć nastolatek w escape roomie. Jest wyrok