Przed Sądem Okręgowym w Koszalnie stawił się organizator przedsiębiorstwa, który nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów, wynajmujący mu lokal, ale także jego babcia oraz matka - starsza z kobiet rejestrowała prowadzoną działalność, a młodsza z nich ją współprowadziła. Na ławie oskarżonych zasiadł też pracownik firmy zatrudniony niedługo przed tragedią.
Cała piątka została wprowadzona na salę sądową przy asyście ochrony, policji oraz antyterrorystów tak by uniknąć kontaktu z rodzinami pokrzywdzonych, a przewodnicząca składu orzekającego, sędzia Sylwia Dorau-Cichoń zastrzegła ich dane osobowe oraz wizerunki. Podobnie postąpiono z oskarżycielami posiłkowymi, którymi są rodzinny zmarłych. Mimo tego w sprawie nie wyłączono jawności.
Czytaj więcej
Miłosz S., organizator escape roomu w Koszalina, gdzie doszło w piątek do pożaru, został tymczasowo aresztowany na okres trzech miesięcy.
W czasie śledztwa ustalono, że przyczyną pożaru był ulatniajacy się gaz z butli zasilajacych piecyki w budynki, a odpowiednie organy nie zostały poinformowane o rozpoczęciu takiej działalności, a więc nie doszło też do zbadania stanu bezpieczeństwa w pomieszczeniach. Nie zostały zorganizowane odpowiednie drogi ewakuacyjne, za to w pokojach oraz poczekali znajdowały się materiały łatwopalne.
Co ważne, po wejściu do jednego z takich pokoi gracze nie mogli samodzielnie otworzyć drzwi. Było to możliwe dopiero po rozwiązaniu wszystkich zagadek lub przez pracownika opiekującego się grupą. Jak wskazuje materiał dowodowy, pracownik nie zrobił tego, nie próbował także ugasić ognia. Dziewczęta nie mogły wydostać się z pułapki same, ponieważ okno w pomieszczeniu było z jednej strony zabite deskami, a z drugiej zakratowane.