Wioletta Prigożyna figuruje na liście ponad 1500 osób objętych sankcjami w związku z ich udziałem w popieraniu agresji Rosji na Ukrainę. Została na nią wpisana w lutym 2022 r. w związku z informacją, że jest posiadaczką udziałów w jednej z firm, których właścicielem jest jej syn, Jewgienij Prigożyn.
Szef paramilitarnej grupy Wagnera jest kojarzony z okrucieństwami na froncie ukraińskim, a wcześniej także w Syrii czy Libii. Unijny sąd uznał jednak, że nie można karać jego matki bez wystarczających dowodów. A tych nie ma, bo rzekome udziały w należącej do Jewgienija firmie Concord Management and Consulting jego matka zbyła już w 2017 r., a więc na pięć lat przed agresją Rosji na sąsiada.
Czytaj więcej
Sąd Unii Europejskiej uznał, że wpisanie na listę osób objętych sankcjami Wioletty Prigożyny było nieważne, bo z synem łączą ją tylko więzi pokrewieństwa.
– Mimo odpowiedzialności Jewgienija Prigożyna za działania podważające integralność terytorialną, suwerenność i niezależności Ukrainy, związek Wioletty Prigożyny z synem, ustalony w chwili przyjmowania środków ograniczających, opiera się wyłącznie na więzi pokrewieństwa, a zatem nie jest wystarczający, by uzasadnić umieszczenie jej nazwiska w spornych wykazach – brzmi fragment orzeczenia Sądu.
Wyrok wzbudził niepokój opinii publicznej. Pojawiły się komentarze sugerujące, że to początek fali udanych pozwów członków rodzin innych bliskich Putinowi urzędników, wojskowych czy biznesmenów. Nawet w samej Radzie – instytucji, która nałożyła podważone teraz sankcje – słychać głosy nawołujące do ostrożności. – To groźne dla naszej wiarygodności. Państwa naciskają, żeby jak najwięcej nakładać sankcji i jak najszybciej. Ale ten wyrok pokazuje, że trzeba być ostrożnym – mówi wysoki rangą dyplomata UE.