Kino się zmieniło, to widać gołym okiem. Ot, choćby coraz trudniej trafić w multipleksach na sensowny film dla dorosłego widza, a łatwiej na obraz z numerem w tytule, który oznacza kolejną część cyklu. Co więcej, cyklu przeznaczonego dla szerokiej widowni, od 13. roku życia w górę. Niska kategoria wiekowa oznacza nie tylko brak przemocy i seksu, ale także brak dramatu, napięcia i grozy, któremu 13-latki mogłyby nie sprostać.
Od dłuższego czasu słychać o telewizyjnej rewolucji, w ramach której ambitni twórcy migrują z dużych studiów filmowych do internetowych serwisów wideo oraz wielkich sieci kablowych, gdzie mają więcej wolności artystycznej, pracując nad serialami. Faktycznie, Netflix, HBO, Amazon, Canal Plus czy polski Showmax są dziś nie tylko dystrybutorami, ale też producentami. Najnowszy przykład takiej kooperacji to „The Irishman", nowy film Martina Scorsese (Robert De Niro i Al Pacino w rolach głównych), który reżyser „Taksówkarza" niedawno skończył kręcić za pieniądze Netfliksa.
Jednak z drugiej strony pojawia się wiele wątpliwości. Widać to na przykładzie rzeczonego „The Irishmana", bo wciąż nie wiadomo, w jak szerokiej dystrybucji obraz trafi do kin i czy równolegle z premierą kinową nie stanie się dostępny w serwisie Netflix. Negocjacje trwają, ale trudno zignorować fakt, że Netfliksowi kina nie są do niczego potrzebne, wręcz mu przeszkadzają.
Dlaczego zatem Martin Scorsese, filmowiec starej daty, na to się zgodził? Po pierwsze, dla wolności twórczej, dużo większej niż pod kontrolą jednego z sześciu głównych studiów, a po drugie, dla pieniędzy – Netflix dobrze płaci, na dodatek z góry.
Dobroczynni hakerzy
Na pytanie o przyszłość amerykańskiego kina próbuje odpowiedzieć Ben Fritz, dziennikarz przez lata piszący o przemyśle filmowym dla „The Wall Street Journal" i „Los Angeles Times". Wydał przenikliwą i dobrze udokumentowaną książkę „The Big Picture" z podtytułem „Walka o przyszłość filmów" („The Fight for the Future of Movies"), którą opublikował w marcu 2018 r. w wydawnictwie naukowym Houghton Mifflin Harcourt. Połączył wiele kropek i nakreślił obraz większej całości, opowiadając, jak przez ostatnie 20 lat zmieniło się Hollywood, a więc i cała Ameryka.