Maciej Zięba OP. Jak sport stał się niemoralny i cyniczny

Gdy sport – teoretycznie szkoła uczciwości, piękna oraz fair play – w jawny sposób promuje dziś zachowania niemoralne, cyniczną pogoń za zyskiem i przyczynia się do narastania nierówności społecznych, nie powinny dziwić liczne afery polityczne i gospodarcze. Jest on bowiem lustrem, w którym odbija się kształt cywilizacji.

Aktualizacja: 01.02.2020 00:27 Publikacja: 31.01.2020 00:01

Lud rzymski można utrzymać w spokoju tylko rozdawnictwem zboża i igrzyskami – pisał cesarz Trajan na

Lud rzymski można utrzymać w spokoju tylko rozdawnictwem zboża i igrzyskami – pisał cesarz Trajan na przełomie I/II w. n.e. A tak widział igrzyska Jean-Luc Gérôme w dziele „Police verso” z 1872 r.

Foto: Wikipedia

Święte igrzyska olimpijskie – hieroj olympiakoj agones – poprzedzał zawsze miesiąc religijnego pokoju (ekechejria), w trakcie którego zawieszano wojny, nie wykonywano kary śmierci i przerywano procesy sądowe. Owe sportowe zmagania miały bowiem przede wszystkim charakter religijno-etyczny, który symbolizował znicz płonący w świętym gaju Olimpii. Dary ofiarne niesione bogom przez wszystkich, tak widzów, jak i zawodników, oraz składana przez tych ostatnich przysięga uczciwej rywalizacji podkreślała, że celem igrzysk jest helleńskie dążenie do ideału harmonijnego rozwoju ciała oraz ducha i intelektu. Stąd też były one inspiracją dla licznych malarzy, rzeźbiarzy oraz poetów.

Zwycięskie Imperium Romanum przejęło wielowiekową tradycję igrzysk. Jednakże, jako że cyniczną maksymę panem et circenses (chleba i igrzysk), zanotowaną przez Juvenalisa w czasach cezara Trajana, stosowano w Rzymie już od stuleci, to stopniowo traciły one swój religijno-duchowy wymiar. Grecki ideał kalos kaghatos (dobra i piękna) – harmonii między pięknem ciała, ducha i umysłu – uznano za zbyt narcystyczny i oderwany od życia. Igrzyska przestały zatem być inspiracją dla pieśniarzy oraz poetów, a ich słabnący ethos oraz sakralny charakter coraz bardziej zaczął przegrywać z masową rozrywką. A nawet więcej, z czasem owa rozrywka nabrała quasi-religijnego charakteru.

I im bardziej Rzym stawał się synkretycznym zlepkiem wielu wierzeń, a zarazem postępował „wewnętrzny rozpad etycznych zasad świata rzymskiego w wyniku postępującej duchowej barbaryzacji" (M. Cichocki) – tym bardziej rosło znaczenie igrzysk. Zwłaszcza że coraz bardziej konsekwentnie stawały się one ważną i cynicznie używaną przez władze instytucją publiczną, której celem było oderwanie uwagi plebsu od problemów politycznych i ekonomicznych.

Dlatego społeczne znaczenie igrzysk stale rosło. Widać to choćby po powstających w Rzymie i na prowincji budowlach dedykowanych sportowym zmaganiom. W I w. po Chrystusie zbudowano rzymskie Koloseum, gigantyczny amfiteatr mieszczący 50–80 tys. widzów (amfiteatr w Pompejach miał pojemność 20 tys. osób), a niewielki cyrk z VI w. przed Chr. zmieniono w monumentalny Circus Maximus. Po rozbudowie, za panowania Trajana, stał się on długą na 600 m i szeroką na 200 m areną mieszczącą 250 tys., a – później – nawet 300–380 tys. widzów. Igrzyska trwały też coraz dłużej. W I w. przed Chrystusem odbywały się one 66 dni w roku, dwieście lat później było to już ponad 100 dni, a po kolejnych dwóch stuleciach ich liczba wzrosła do 175. A do tego dochodziły dodatkowe igrzyska organizowane przez cesarzy oraz nobilów. Autorem najbardziej monumentalnych był cezar Trajan. W 107 r. po Chr. zorganizował on igrzyska trwające 123 dni, w których zginęło 10 tys. gladiatorów, jeńców i skazańców oraz 11 tys. dzikich zwierząt. Dwa lata później przez 117 dni przez areny znów przewinęło się 10 tys. gladiatorów.

Co zrozumiałe, z czasem rosły również koszta igrzysk. Jeżeli w czasach republiki, 200 lat przed Chrystusem, wahały się one między 300 a 800 tys. sesterców (można przyjąć, że 1 sesterc to ok. 50 dzisiejszych złotych), to w I w. przed Chr., w czasach Pompejusza i Cezara, przekroczyły milion, a w I w. po Chr. sięgnęły już paru, często kilkudziesięciu milionów sesterców. A późniejsi cesarze – w okresie swego panowania – wydawali na takie rozrywki ponad miliard sesterców.

Igrzyska z czasem stawały się nie tylko dłuższe, droższe i bardziej krwawe. Najlepsi atleci cieszyli się też coraz większą sławą, zostawali idolami tłumów, które dzieliły swoje przywiązanie wedle drużynowych barw. W tamtych też czasach powstała instytucja transferów – kupowania zawodników dla wzmocnienia własnego zespołu. Czempioni posiadali swoje fankluby, produkowano też rozliczne suweniry z ich imionami i – jeżeli byli ludźmi wolnymi – zarabiali coraz pokaźniejsze sumy. Dlatego – ze smutkiem notują kronikarze – w późnym cesarstwie młodzi ludzie chętniej zostawali gladiatorami niż cesarskimi żołnierzami. Trudno się jednak temu dziwić, jeżeli dobry gladiator za walkę przy pełnym amfiteatrze mógł dostać kilkanaście tysięcy sesterców – ponad dziesięć razy więcej, niż wynosił całoroczny żołd legionisty.

Jeszcze lepiej powodziło się woźnicom rydwanów, którzy za pojedyncze zwycięstwo dostawali kilkadziesiąt tysięcy sesterców. Najsławniejszy z nich, żyjący w II w. po Chr. Gaius Appuleius Diocles, który powoził zwycięskim rydwanem w ponad tysiącu wyścigów, w każdym roku swej 24-letniej kariery zarabiał po ok. 1,5 mln sesterców. Było to – warto zapamiętać tę proporcję – ok. 20–30 razy więcej od wykwalifikowanego nauczyciela – retora.

Renesans igrzysk

Sport powinien być traktowany jako źródło sztuki i jako czynnik pobudzający do rzeczy pięknych

Pierre de Coubertin, 1934

Oczywistością jest uznanie kulturotwórczej i edukacyjnej roli sportu. Zarazem możemy też spojrzeć na rolę oraz znaczenie sportu, zwłaszcza wyczynowego, w danej kulturze jako epifenomen owej kultury. Innymi słowy, przyglądając się społecznej roli sportu, wolno nam wyciągać wnioski dotyczące współczesnej mu kultury. Można więc spoglądać na sport jako swoiste lustro, w którym odbija się kształt danej cywilizacji. Rola i znaczenie sportu w starożytnej Grecji oraz w Imperium Romanum, a także ich ewolucja, mówią nam wiele o kulturze antycznych społeczeństw.

W podobny sposób możemy się przyjrzeć zjawiskom sportowym w XXI wieku, które mogą nam sporo powiedzieć o kondycji współczesnego świata. Rzecz jasna kondycja ta poprzez swą wielowymiarowość i złożoność jest zjawiskiem niezmiernie trudnym do opisania. Nawet sport wyczynowy – zaledwie część sportowej rzeczywistości – doczekał się niezliczonych monografii nie tylko z dziedziny kultury fizycznej, nawet najszerzej pojętej, ale też z politologii, kulturoznawstwa, ekonomii, socjologii, medycyny, pedagogiki czy demografii. Dlatego chciałbym się skupić jedynie na trzech zjawiskach obecnych we współczesnym wyczynowym sporcie, które uważam za dość symptomatyczne dla ogólnej ewolucji świata w XXI wieku.

Bez wątpienia powszechność, popularność i międzynarodowy charakter współczesnego sportu zawdzięczamy francuskiemu wizjonerowi baronowi Pierre'owi de Coubertinowi, który u schyłku XIX wieku wskrzesił ideę antycznych olimpiad. Francuski miłośnik sportowych zmagań przywrócił nie tylko starożytną tradycję, ale zbudował też podwaliny pod nadchodzącą dopiero erę globalizacji. Początkowo członkami założonego przez niego w 1894 r. Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego były jedynie Francja i USA, ale błyskawicznie zaczęły doń przystępować nowe kraje i przed wybuchem I wojny światowej zrzeszał już 22 państwa. Dziś posiada więcej członków niż Organizacja Narodów Zjednoczonych.

Sport był pionierem organizacji globalnych. W 1904 roku powstaje Międzynarodowa Federacja Piłkarska, a w 1912 r. zostaje założona IAAF, bardzo ważna i silna federacja lekkoatletyczna. Należy dodać, że w owych czasach, gdy „biały człowiek" dominował nad 80 procentami naszego globu, Pierre de Coubertin stworzył wielobarwną olimpijską flagę harmonijnie reprezentującą wszystkie kontynenty. Celem olimpiad miało być bowiem promowanie – pisał w programowej odezwie w 1894 r. – „pokojowych i rycerskich zmagań", „dla obrony przeciwko duchowi zysku" oraz przeciw „przeobrażaniu atlety z Olimpii w gladiatora cyrku".

Ów arystokrata i pedagog nieustannie podkreślał, że w igrzyskach ważny jest przede wszystkim udział, a nie zwycięstwo. Uważał bowiem sport za życiową szkołę nauki fair play i wielkoduszności oraz formę budowania pokoju między narodami. A nawet więcej, gdyż – jak przekonywał opinię publiczną – „sport powinien być traktowany jako źródło sztuki i jako czynnik pobudzający do rzeczy pięknych". Z tego też względu w 1912 roku wskrzesił Olimpijski Konkurs Sztuki i Literatury, w którym w pięciu dziedzinach sztuk pięknych przyznawano medale olimpijskie.

Sam baron wziął udział w pierwszym konkursie literackim, a jego „Oda do sportu" przyniosła mu złoty laur. Co ważne, piękne i dowodzące niezwykłego idealizmu, de Coubertin zgłosił do konkursu swój utwór w dwóch wersjach językowych, francuskiej pod pseudonimem Georges Hohrod i niemieckiej jako Martin Eschbach, sugerując ich wspólne autorstwo. W okresie wybujałych nacjonalizmów oraz ogromnych napięć pomiędzy Niemcami i Francją był to piękny gest promujący braterstwo ponad przepaściami narodowych antagonizmów. Niestety, okrutne realia I wojny światowej, która wybuchła dwa lata później, a potem potworność II wojny znacznie obniżyły wiarę w jednoczącą ponad podziałami rolę twórców sztuk pięknych. I tak w latach 50. ubiegłego stulecia zrezygnowano z konkursów sztuki i literatury.

Szlachetne ideały barona rzeczywistość już znacznie wcześniej wystawiała na próbę. Dość wspomnieć maraton na olimpiadzie w Saint Louis w 1904 roku, gdzie pierwszy na mecie Frederic Lorz, jak się potem okazało, przejechał sporą część trasy samochodem, a drugi Thomas Hicks w trakcie biegu był tak intensywnie pojony przez trenera brandy ze strychniną, że stracił przytomność na stadionie. Do annałów też musi przejść nadużywanie igrzysk w 1936 r. w Berlinie dla głoszenia sławy Tysiącletniej III Rzeszy, a potem fałszywe „amatorstwo" wszystkich krajów „demokracji ludowej" wspierane państwowym dopingiem w ZSRR oraz NRD. Takie działania spotykały się jednak przez lata z powszechną dezaprobatą i krytyką. Ideały fair play i szlachetnej rywalizacji nie były kwestionowane – wciąż na nowo były przywoływane w ślubowaniu olimpijskim, nadal były wzorem powszechnie aprobowanym oraz szanowanym.

Ręka czarta

Idea olimpizmu jest koncepcją kultury fizycznej opartej na duchu rycerskości – co zwykło nazywać się fair play – i na estetycznych przymiotach, kulcie piękna i wdzięku. Jednak prawdą jest również to, że w naszych czasach, gdy postęp cywilizacji materialnej – powiedziałbym nawet mechanicznej, wszystko wyolbrzymił, niektóre problemy zagrażające idei olimpijskiej są powodem do niepokoju. Tak, nie będę ukrywać faktu, że idea fair play jest w niebezpieczeństwie.

Pierre de Coubertin, 1908

Za symboliczną cezurę odsyłającą coubertinowski wzorzec do lamusa – jestem o tym przekonany – można uznać mecz Anglii z Argentyną w ćwierćfinale mundialu w 1986 r. Charyzmatyczny argentyński napastnik Diego Maradona zdobył wówczas prowadzenie, strzelając bramkę ręką, czego nie dostrzegli sędziowie. Późniejsze powtórki nie pozostawiły wątpliwości i Maradona przyznał się do oszustwa, oświadczając zarazem, iż była to „la mano de Dios" – ręka Boga. Różne sportowe oszustwa zdarzały się i wcześniej. Ale to szalbierstwo zostało dokonane przez powszechnie uwielbianego idola oraz usprawiedliwione przezeń moralnie na oczach miliardów telewidzów. W istniejącym po dzień dzisiejszy Iglesia Maradoniana, quasi-kościelnym bractwie, zrzeszającym obecnie ok. 40 tysięcy przysięgłych wyznawców boskiego Diego, do rytuału inicjacji należy odtworzenie przez neofitę gola strzelonego ręką na Mundialu przed 34 laty.

W ten sposób jeden z najwybitniejszych piłkarzy wszech czasów publicznie gloryfikował zasadę „cel uświęca środki", a „ręka Boga" stała się idiomem cynicznie powtarzanym przez miliony młodych ludzi na stadionach, salach sportowych i – co najgorsze – na podwórkowych boiskach całego świata. Moralne usprawiedliwienie szwindlu genialnego Maradony na oczach świata publicznie zamordowało ideały Pierre'a de Coubertina. Rozlewająca się coraz szerzej po kolejnych dyscyplinach fala – przemysłowo organizowanego – dopingu jest kolejnym dowodem na powszechne wyparcie zasady fair play przez normę „cel uświęca środki". Ukoronowaniem tej zasady jest tzw. faul taktyczny (przypomnijmy, że faul z definicji oznacza zagranie niezgodne z przepisami), który dziś stał się naturalnym elementem sportowych zmagań. I nikogo już dzisiaj nie dziwi, że nieskorzystanie z możliwości sfaulowania jest oceniane nagannie. Co jeszcze gorsze, zjawisko to nie tylko się upowszechnia, ale także pogłębia. Całkiem niedawno, bo w styczniu 2020 r., Federico Valverde z Realu Madryt brutalnie faulujący w finale Super Pucharu Hiszpanii zawodnika Atletico Madryt został uznany za bohatera i najlepszego gracza meczu, a jego drastyczny atak na nogi przeciwnika określono w hiszpańskiej prasie jako „historyczny."

W starożytnej tradycji chrześcijańskiej diabeł jest często opisywany jako „przedrzeźniacz Boga", jako ktoś, kto chce osiągnąć boskie cele, ale zdolny jest je realizować jedynie poprzez kiepską imitację Bożych działań. W taki też sposób można spojrzeć na wynikającą z zachowania Maradony zamianę ideału uczciwej rywalizacji na zasadę uświęcenia niemoralnych środków. W tej perspektywie należy więc powiedzieć, że „ręka Boga" wybitnego napastnika Maradony okazała się w rzeczywistości „ręką czarta".

Czy może bowiem dziwić, że miliony chłopców i dziewcząt na różnych kontynentach, ucząc się na boiskach wyzwolenia z zachowań moralnych, gdy potem wkraczają na rynek pracy świadomie albo – co gorsze – nieświadomie jako naturalną zasadę przyjmują słowa Gordona Gekko z filmu „Wall Street", że „chciwość jest dobra". Nawiasem mówiąc, to sławne zdanie zostało wypowiedziane w rok po mundialu w Meksyku.

Nierówności, które wołają o pomstę

Niedoskonałość ludzka skłania się zawsze w stronę przeobrażania atlety z Olimpii w gladiatora cyrku

Pierre de Coubertin, 1894

Realistyczna uwaga Pierre'a de Coubertina o postępującej degradacji herosów i ich przeistaczaniu się w cyrkowców skłoniła go do wskrzeszenia ideałów olimpijskich. Miało to zapobiec owej negatywnej ewolucji. Niestety, także to marzenie barona trzeba dziś odłożyć do lamusa. Miarą tego jest powszechna profesjonalizacja wszystkich gałęzi sportu. Owszem – w jakiejś mierze – można to uznać za zjawisko pozytywne. Wyeliminowało bowiem ono kryptoprofesjonalistów, a więc „amatorów" hojnie sponsorowanych przez państwo oraz nie uczyniło ze sportu domeny ludzi bogatych, nietroszczących się o swoje utrzymanie.

Nie sposób jednak nie dostrzec błyskawicznej komercjalizacji wszystkich popularnych dziedzin sportu. To poziom oglądalności i przychody z reklam rozstrzygają dzisiaj o kształcie sportowych zmagań i układzie olimpijskiego programu. Trudno się temu dziwić, skoro we współczesny sport zaangażowane są dzisiaj niebotyczne pieniądze. Dochody parunastu krajowych lig piłkarskich mierzy się obecnie w miliardach dolarów, a średnie roczne dochody graczy w pięciu najbogatszych ligach świata (angielska Premier League oraz amerykańskie ligi hokeja, futbolu, baseballu i koszykówki) przekraczają 2 miliony dolarów. Trzeba przy tym pamiętać, że do najlepiej opłacanych sportowców, których dochody sięgają dziesiątków milionów dolarów, należy doliczyć bokserów, tenisistów, zawodników MMA i golfistów.

Te gigantyczne kwoty robią wrażenie, ale to, co jest bardziej poruszające, to ich stały, wręcz błyskawiczny wzrost. Jeżeli bowiem rekordowe transfery piłkarzy osiągały (w porównywalnych wartościach z 2020 r.) w 1900 roku ok. 75 tys. dol., to w 1970 było to 3,4 mln dol., a najnowszy rekordowy transfer Brazylijczyka Neymara w 2017 roku wyśrubował jego cenę do 270 mln dol. Przez pierwszych 70 lat XX wieku wzrost był więc 45-krotny, aby w kolejne pół wieku skoczyć o 80 razy. Podobny proces możemy zauważyć, porównując zarobki czołowych piłkarzy. W Anglii pomiędzy 1900 r. a 1970 r. wzrosły one mniej więcej 13-krotnie. Natomiast od 1970 r. aż do dziś wzrosły kolejne 15 razy i obecnie przekraczają 300 tys. funtów tygodniowo, a najlepsi piłkarze na kontynencie zarabiają jeszcze więcej – ponad 500 tys. funtów na tydzień.

Zarobki klubów, trenerów i piłkarzy rosną więc w oczach, sięgając niebotycznych rozmiarów i każdy kolejny rok przynosi kolejne rekordy. Co jednak naprawdę przeraża, to porównanie zarobków czołowych piłkarzy z zarobkami najlepszych nauczycieli. W Wielkiej Brytanii na początku lat 70. ta relacja układała się, rzecz jasna na korzyść piłkarzy, jak 1 do 30. Obecnie wynosi już 1 do 450. Oznacza to, że utalentowany piłkarz zarabia w ciągu jednego miesiąca więcej, niż nauczyciel zdoła zarobić przez blisko 40 lat pracy jako pedagog. W – co najwyżej – przeciętnej polskiej lidze relacja ta układa się jak 1:55, co oznacza, że miesiąc pracy piłkarza wart jest 4,5 roku pracy dobrego nauczyciela. Trudno o bardziej deprymujący miernik priorytetów współczesnej cywilizacji.

Korupcja i hipokryzja

Sport jest wielkim przestępstwem i biznesem

Tadeusz Konwicki, 2008

Połączenie obu mechanizmów, gigantycznych pieniędzy i usankcjonowania amoralnych zachowań, wiedzie w nieuchronny sposób do korupcji.

W XXI w. systemową korupcją wstrząśnięte zostały nie tylko tak mizerne ligi piłkarskie jak polska, czeska, węgierska, austriacka czy bośniacka, ale też ligi średniaków: belgijska, portugalska, turecka, szwajcarska, oraz te czołowe: niemiecka Bundesliga, hiszpańska La Liga czy włoska Serie A. Kompletnie skompromitowane przez stosowany przemysłowo doping są kolarstwo i podnoszenie ciężarów, bardzo ciężko poraniona zaś została królowa sportów lekkoatletyka, a także pływanie, biegi narciarskie, baseball czy biathlon. Zresztą skandale dopingowe mają coraz szerszy zasięg i obejmują kolejne dyscypliny. Stąd wziął się rozpowszechniony ostatnio żałosny obyczaj przesyłania pocztą medali olimpijskich parę lat po olimpiadzie – gdy jednoznacznie udowodni się poprzednim medalistom stosowanie dopingu.

Niejasne, polityczno-towarzyskie, zasady doboru działaczy sportowych decydujących o przepływie potężnych kwot prowadzą do jeszcze jednej kategorii nadużyć – systemowej korupcji. Wynika to również z faktu, że organizacje międzynarodowe nie przejmują się zbytnio prawem poszczególnych krajów członkowskich. Miliardy dolarów ze sprzedaży praw do transmisji oraz reklam sprzyjają działaniom skupionym wyłącznie na zysku i torują drogę do korupcji. A pokusy bywają ogromne. Dość wspomnieć, że przychody jednej tylko Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej wyniosły w 2018 r. blisko 5 mld dolarów. Oskarżony o machinacje finansowe ongiś wybitny piłkarz oraz działacz Michael Platini bronił się publicznie, tak opisując działalność federacji piłkarskich: „Są grupą kumpli. Robią, co chcą. Wydają wyroki, jakie chcą. Nikt nie sprawuje nad nimi pieczy. Prawnicy FIFA, UEFA i CAS to ta sama grupa ludzi. Wielka rodzina. Mieszkają w małej Szwajcarii, spotykają się ze sobą, rozmawiają, ustalają sprawy. Mają moc, aby każdy zniknął z futbolu... FIFA czy Trybunał Arbitrażowy do spraw Sportu (CAS) działają jak mafia".

I w XXI wieku – jedynie dzięki mediom – najprzeróżniejszymi organizacjami sportowymi wstrząsnęła fala demaskująca strukturalnie wbudowaną korupcję. Sprzyjało jej też zjawisko sport-washingu – dążenie do wybielenia wizerunku danego państwa poprzez organizowanie międzynarodowych imprez sportowych. Wielu członków najpoważniejszej organizacji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego przyłapano na przyjęciu łapówek od przedstawicieli państw ubiegających się o organizację kolejnych olimpiad. A podobne skandale wstrząsnęły też Międzynarodową Federacją Lekkoatletyczną, światowym i kontynentalnymi związkami piłkarskimi, Związkiem Podnoszenia Ciężarów.

Absolutnym rekordzistą w sport-washingu jest Katar. To państewko o powierzchni mniejszej od województwa świętokrzyskiego konsekwentnie kupuje prawie corocznie mistrzostwa świata: w 2014 roku w squashu, w 2015 w piłce ręcznej, w 2016 roku w kolarstwie, w 2018 roku w gimnastyce, w 2019 roku w lekkiej atletyce, w 2022 roku w piłce nożnej, w 2023 roku w pływaniu. Tropikalny klimat nie przeszkadza skorumpowanym – co udowodniono – działaczom międzynarodowych gremiów w przyznawaniu organizacji mistrzostw tradycyjnie odbywających się pod gołym niebem. Co prawda na mistrzostwa lekkoatletyczne, nie licząc się z kosztami, zbudowano zadaszenie i klimatyzację ogromnego stadionu. Nie udało się jednak wyeliminować całkowicie efektu łaźni parowej. A najbliższe mistrzostwa świata w piłce nożnej – wbrew wszelkiej sportowej logice – będą rozegrane w grudniu.

Korupcja oraz doping dokonują się w zaciszu gabinetów. Dlatego wymagają żmudnych dziennikarskich dociekań, śledztw policyjnych oraz badań ekspertów. Natomiast wynikającą z niepohamowanej chciwości hipokryzję organizacji sportowych może śledzić każdy, kto choćby sporadycznie zagląda do światowych mediów.

W grudniu ubiegłego roku piłkarz Arsenalu Mesut Özil potępił na Twitterze okrutne prześladowania Ujgurów. Reakcja chińskich władz była natychmiastowa. Odwołano telewizyjną transmisję meczu Arsenalu, wyczyszczono internet ze wzmianek o Özilu, a sylwetkę piłkarza usunięto z popularnej gry komputerowej. Wobec utraty wpływów z reklam i transmisji Arsenal natychmiast odciął się od swego napastnika, oświadczając, że złamał on żelazną klubową zasadę niemieszania się do polityki. Jak jednak słusznie zauważył znany sinolog Ian Buruma: „Odcięcie się od piłkarza i jego krytyki ewidentnego łamania praw człowieka oraz nazwanie tego polityką jest absurdem. Arsenal w oczywisty sposób miesza się do polityki. Tyle że czyni to po złej stronie". Serwilizm władz klubu wobec pieniędzy Chińczyków staje się tym bardziej widoczny, jeśli wspomnimy, że gdy inny piłkarz Arsenalu krytykował ongiś publicznie premiera Johnsona, a francuski trener „kanonierów" wzywał do głosowania na Emmanuela Macrona, władze Arsenalu nawet się nie zająknęły na temat swojej „żelaznej zasady" całkowitej apolityczności.

Podobnie, choć z opóźnieniem, zareagowało kierownictwo amerykańskiej ligi koszykówki, gdy dyrektor generalny Houston Rockets Daryl Morey wsparł na Twitterze broniących swoich praw mieszkańców Hongkongu. Początkowo szef NBA wziął go w obronę, ale gdy w reakcji Chińczycy zawiesili transmisje telewizyjne rozgrywanych wówczas w tym kraju meczów amerykańskich klubów koszykarskich i zerwali związane z nimi kontrakty, kierownictwo ligi przeprosiło Chińczyków za nietakt, a supergwiazda koszykówki LeBron James wydał oświadczenie, że ów dyrektor „nie posiadał wiedzy o problemie, o którym się wypowiedział". Po tym pokazie czołobitności kierownictwo ChRL pozwoliło na wznowienie w Chinach transmisji z meczów NBA. Na czarnej liście pozostawiono tylko Rakiety z Houston.

Aby przeciwstawiać się korupcyjnym nadużyciom, Międzynarodowa Federacja Piłkarska po wielu poważnych skandalach powołała specjalną komisję badającą przestrzeganie standardów etycznych w krajach ubiegających się o organizację imprez piłkarskich. Komisja ta, badając w 2018 roku kandydatury Kanady i USA, aspirujących do organizacji mundialu w 2026 roku, surowo je upomniała, że nie obiecały poprawy w kwestii przestrzegania praw człowieka. Mogłoby to świadczyć o niezwykle wysokich standardach moralnych wyznaczonych przez władze piłkarskie. Problem w tym, że w następnym roku ta sama federacja nie miała żadnych wątpliwości, przyznając organizację klubowych mistrzostw świata Chińskiej Republice Ludowej.

Lustro współczesności

Gdy sport – teoretycznie szkoła uczciwości, piękna oraz fair play – w jawny sposób promuje dziś zachowania niemoralne, cyniczną pogoń za zyskiem i narastanie nierówności społecznych, nie powinny dziwić liczne światowe afery w polityce i gospodarce w XXI wieku. Jako się rzekło, jest on speculum mundi, wyraża jedynie ogólnoświatowe tendencje, unaocznia kierunek przemian dokonujących się w naszej kulturze. Cynizmowi i hipokryzji wielu działaczy sportowych odpowiada cynizm oraz hipokryzja dzisiejszych polityków, chciwość organizacji międzynarodowych i globalnych korporacji. Korupcji w sporcie korupcja gigantów gospodarki. Dość wspomnieć tu o Dieselgate – zakrojonym na przemysłową skalę oszustwie, polegającym na zaniżaniu podczas testów emisji spalin, stosowanym przez Volkswagena, a także przez Renault, Citroena, Opla, Jeepa, Forda, Daimlera i Fiata. Dodajmy do tego aferę LIBOR – spisek najpotężniejszych światowych banków, by manipulować stopą procentową, czy skandale w Japonii, w której fabryka Takata, mając świadomość łamania norm, przez 15 lat produkowała niebezpieczne dla życia poduszki powietrzne do samochodów, a stalowy potentat Kobe Steel przez wiele lat oszukiwał na jakości części do samolotów, pociągów, aut i satelitów. Dla uzupełnienia tego obrazu dodajmy jeszcze parę gigantycznych skandali spekulacyjnych w XXI wieku, które wstrząsnęły gospodarką światową, afery gigantów internetu nieuczciwie korzystających z danych użytkowników czy stosujących niedozwolone algorytmy. By uzasadnić tezę o sporcie jako obrazie kondycji życia społecznego, warto też dostrzec kolejną analogię. Pensje menedżerów najwyższego szczebla, które w latach 70. ubiegłego stulecia przekraczały mniej więcej 30-krotnie średnie pensje w przedsiębiorstwie, w 2010 roku były już ponad 300-krotnie większe od średniej, a obecnie ta relacja sięga 1 do 400.

Ktoś mógłby rzec, iż opisuję sport, a zatem i współczesność, w krzywym zwierciadle. Zwłaszcza że korupcja i pogoń za zyskiem od zawsze były obecne i w sporcie, i na świecie. Więcej, sport stał się dzisiaj zjawiskiem masowym promującym zdrowy tryb życia i kulturalną rozrywkę, przysięga olimpijska nadal mówi o ideałach, a działacze wciąż powtarzają frazesy o standardach moralnych. Globalizacja sportu przyniosła też szanse rozwoju dla mieszkańców najuboższych regionów świata, ucząc zarazem szacunku i tolerancji dla różnorodności i odmienności. Wszystko to prawda. Sportu wyczynowego, podobnie jak i opisu naszej rzeczywistości, nie można przedstawiać tylko w ciemnych barwach. Ale opisane przeze mnie mechanizmy realnie istnieją i w znacznym stopniu kształtują sportową rzeczywistość. To, co jest naprawdę niebezpieczne, to kierunek oraz szybkość zmian dokonujących się na naszych oczach. Opisywane przeze mnie patologie upowszechniają się z roku na roku i coraz skuteczniej stają się normą w oczach światowej opinii publicznej.

Sport jest tylko jednym z elementów opisujących kierunki ewolucji naszego świata. Można jednak mieć wątpliwości, czy świat, w którym narastają nierówności, w którym korupcja częstokroć posiada systemowy charakter i w którym zasada „cel uświęca środki" doczekała się publicznej aprobaty, zmierza w dobrym kierunku. 

Święte igrzyska olimpijskie – hieroj olympiakoj agones – poprzedzał zawsze miesiąc religijnego pokoju (ekechejria), w trakcie którego zawieszano wojny, nie wykonywano kary śmierci i przerywano procesy sądowe. Owe sportowe zmagania miały bowiem przede wszystkim charakter religijno-etyczny, który symbolizował znicz płonący w świętym gaju Olimpii. Dary ofiarne niesione bogom przez wszystkich, tak widzów, jak i zawodników, oraz składana przez tych ostatnich przysięga uczciwej rywalizacji podkreślała, że celem igrzysk jest helleńskie dążenie do ideału harmonijnego rozwoju ciała oraz ducha i intelektu. Stąd też były one inspiracją dla licznych malarzy, rzeźbiarzy oraz poetów.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku