– Halo?
– Dzień dobry, Zarychta Lidia, ja powiem najpierw, że nie jestem osobą bezdomną, ale za to jestem w ciężkiej sytuacji. Jestem opiekunką 80-letniej mamy. Mama jest sparaliżowana, a ostatnio przyplątał się też parkinson. Musiałam zrezygnować z pracy, nie oddałam mamy do DPS-u. Od ośmiu lat się nią zajmuję. Pobieram z urzędu, przyznaję uczciwie, świadczenie pielęgnacyjne. Mama rentę ma małą. Czy ja się także zaliczam do pomocy?
– Dostałem ten numer z parafii, od takiej pani Marysi. Bo państwo udzielają, jak się zdaje, pomocy. A mnie żona zostawiła, ze wszystkimi opłatami, więc chyba się w to wliczam. O pracę trudno, po wypadku nogi jeszcze trudniej, a z wirusem to już w ogóle niemożliwe. A najbardziej to niemożliwe ze względu na brak internetu.
(Sygnał połączenia, muzyka: „Niech żyje wolność, wolność i swoboda... Niech żyje zabawa..."). – Halo, słucham? A dziękuję, że pani oddzwania. Moje imię Renata. Proszę pani, ja jestem osobą niepełnosprawną, chodzę o kulach. Mieszkam na Sokołowskiej od 30 lat. Nie wychodzę z domu od pięciu. Z synem bytuję, który nie ma pamięci w ogóle. Co możecie zaoferować? Zrobić zakupy? Zakupy to mi sąsiedzi, wie pani, czasem robią, kupią chleb raz na tydzień, bo tyle potrzebuję. Czyli rozumiem, że nic więcej? Na co liczę? No, nie wiem, ja tutaj taką ulotkę dostałam od sąsiadki i dlatego do pani zadzwoniłam. Za zakupy dziękuję. Do widzenia.
– Witam panią, tu Hanna Gołębiowska z ulicy Kwiatowej. Bardzo serdecznie dziękuję za paczuszkę z żywnością od państwa. Było takich dwóch młodych chłopaków, bardzo miłych i tak dalej. No i wczoraj przynieśli paczkę, elegancko, wcześniej się zapowiedzieli i tak dalej. Jestem bardzo zadowolona.
Biegi jakieś po osiedlu
Po świętach wielkanocnych, miesiąc od wprowadzenia zakazów i obostrzeń, coraz więcej organizacji pomocowych zaczęło rozdawać suchy prowiant, po mieście krążył autobus MPP (Mobilny Punkt Poradnictwa) z paczkami żywnościowymi. Na ulicach pojawiali się kolejni wolontariusze. Punkty odzieżowe pozostały zamknięte. Telefon wciąż dzwonił – o świcie, o północy.
– Jest taka sprawa, dzień dobry, moje imię Tomasz, przydałaby się jakaś odzież. Tylko komplet został, bo resztę przetraciłem, a dziś taka sprawa, że podjąłem pracę. Bo ja to mam takie wzloty i upadki. Jak jest wzlot, to później łup i tyle, od razu na dnie. No więc ta odzież, którą mam, to się teraz robocza zrobiła i nie ma nic na zmianę, a chodzić w czymś trzeba. Czy już mówiłem, że dostałem robotę? Teraz to, wie pani, o pracę w czasie tego pieprznika ciężko, więc jest taka sprawa, czyby się nie udało czegoś załatwić. Co potrzebuję? Buty, czterdzieści sześć rozmiar. Spodnie, najlepiej dwie pary, jak da radę. Trzydzieści cztery rozmiar. Koszulkę, bluzę ikselkę. I torbę podróżną. Bo ja tu jestem taki, jak stoję.
– Dobry dzień. Bardzo, bardzo wielki podkoszulek trzeba, tak? I kalesony bardzo bardzo wielkie, mogę poprosić, proszę bardzo. Będziecie się starać? A kurtkę też mogę poprosić, też wielkie, proszę bardzo? Postaracie się. No dziękuję, dziękuję. A czy maść od świerzba też mogę poprosić, bardzo proszę?
– Dzień dobry, Mareczek, ja dzwonię z nietypową prośbą, taką sprawinką małą. Ja wiem, że wy teraz macie ciężko z jedzeniem i ze wszystkim, ale znalazłby się tam może jakiś test ciążowy? Test cią-żo-wy, tak. Niby mała rzecz, a na mieście nie do zdobycia jednak.
– Halo? Oddzwania pani? A skąd pani dzwoni? Sant... co? Sant... dżino? A co to cholercia jest? Że dzwoniłem kilka razy? No chyba jest pani zwariowana. Do widzenia. To chyba pomyłeczka.
– Dzień dobry, ja dzwonię w sprawie butów, które od was dostałem. One są za ciasne, proszę pani, więc ja bym je chciał oddać, może się komuś lepiej przydadzą. W zamian za to bym poprosił o jakieś spodnie dżinsowe. I obcinaczkę do paznokci, bo to jest potrzebne, żeby wyglądać jak człowiek, a ja to się ostatnio czuję jak łajza. Grzesiek jestem. A kierowcy czasem nie potrzebujecie? Ja jestem zawodowy kierowca. Miejcie mnie na uwadze w razie czego, do widzenia.
Nie wszystkie telefony dotyczą próśb materialnych. Są też i potrzeby niematerialne, a z nich największa jest potrzeba rozmowy (a reszta, tak przy okazji):
– Ja tutaj mam takich sąsiadów, proszę pani, że można by umrzeć z głodu, a nie z koronawirusa, bo tu nikt nie pomoże. Latają codziennie w kolorowych portkach na jakieś biegi po osiedlu, ale żeby pomóc osobie starszej i niepełnosprawnej, to nikt się nie zainteresuje. Czy pytałam? Proszę pani, ja ich znam, by nie pomogli. To są żywnościowe paczki? Byłabym wdzięczna, bo ja naprawdę nie mam co jeść. Halina Rocka, jak to dobrze tak z kimś porozmawiać od serca.
– Ja to pani powiem szczerze, że się mierzę z ciekawym doświadczeniem socjologicznym, bo na mnie to nawet ludzie się teraz częściej oglądają niż wcześniej. Dlaczego? Mnie to się wydaje, że się boją o zarażenie. Przed tym szaleństwem to rzadko ktoś spojrzał, a raczej udawał, że nie widzi, jak człowiek szedł przykulony. No bo czym się można było zarazić. Nawet nie smrodkiem, bo ode mnie tylko oldspajsy, wie pani, u Sióstr Białych się myję codziennie. To znaczy myłem, bo teraz siostry pochowane jak wszyscy, ale i tak jest gdzie się wykąpać na działkach. Ja to nawet kosmetyków używam, jak się trafi jakaś okazja. Zapisała pani, że potrzebuję termos? Dziękuję. Adam Turzyk.
– Jak w czasach pandemii sobie daję radę? A to pani z koła fortuny dzwoni? Nie, no, przepraszam, ja taki zgryźliwy od dzieciaka jestem. Nie robi żadnej różnicy dla bezdomnego, czy epidemia czy nie. Powiem pani tak: najważniejsze to wstać, a później to już jakoś idzie. Mówią, że nie mają co jeść. No lekko nie jest, ale nigdy nie było. Trzeba szukać pozytywów. A takim pozytywem jest na przykład to, że więcej miejsca w tramwajach czy w metrze, bo się szczury i biurwy pochowały. Życie jest nowelą, wie pani, jak to leciało. Ja się tylko chciałem przypomnieć z tą bielizną, boby się bardzo przydała. Bez gaci to świata nie zawojuję, a mi ktoś właśnie podprowadził.
– Halo? Dziękujemy za pomoc, tak dzwonimy tutaj łącznie. Adam, Krzysiek, Tomek. Chłopaki z ronda Żaba. Wy już wiecie za co, więc szkoda gadać. My się odwdzięczymy, jak przyjdzie na to czas. My teraz firmę zakładamy, więc się otwierają okna na świat. Kolega tutaj skończył Oksford, a drugi... (szum) drugi też coś skończył. Co ty skończyłeś, Radziu? (Szum) Prawo jakieś skończył. Tylko teraz nie ma pracy, bo kryzys przyszedł. We trzech jesteśmy. W każdym razie trzymajcie się tam i kochajcie. Będzie dobrze, wyjścia nie ma.
Telefony od bezdomnych i innych potrzebujących odbiera w Warszawie członkini wspólnoty Sant'Egidio (wspólnoty św. Idziego) Paulina Kozion, której dziękuję za pomoc przy tekście. Personalia wszystkich dzwoniących osób zostały zmienione.W uzasadnionych przypadkach zmieniłem także miejsca