Ciągle jesteśmy w lesie

Polskie partie nie potrafią zaoferować swoim byłym działaczom żadnego godnego zajęcia. Stąd kolejne kontrowersje wokół polityków odchodzących do biznesu

Aktualizacja: 06.03.2009 20:16 Publikacja: 06.03.2009 19:34

Igor Janke

Igor Janke

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/03/06/igor-janke-ciagle-jestesmy-w-lesie/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Zamieszanie wokół obecności Kazimierza Marcinkiewicza w banku Goldman Sachs jak w soczewce pokazuje problemy naszej klasy politycznej. Niską jakość życia publicznego, słabości mechanizmów i struktur partyjnych. Pokazuje, jak wielkie partie polityczne nie umieją dbać o swoich ludzi, korzystać z ich doświadczenia i jak łatwo wypychają ich poza politykę. A tam jedni radzą sobie lepiej,inni gorzej.

Marcinkiewicz nie jest przecież wyjątkowym przypadkiem, choć trzeba przyznać – dość spektakularnym, z różnych –jak wiadomo –powodów.

[srodtytul]Od Bieleckiego do Marcinkiewicza[/srodtytul]

Były premier rządu PiS nie jest też jedynym, który poszedł do bankowości. Znacznie bardziej błyskotliwą karierę zrobił Jan Krzysztof Bielecki, od lat jest szefem Banku Pekao należącego do włoskiej grupy UniCredit.

Henryka Bochniarz, minister przemysłu w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego, po zakończeniu misji w rządzie przeszła do biznesu i założyła własną firmę doradczą.

Jacek Merkel, były minister do spraw bezpieczeństwa narodowego w kancelarii prezydenta Wałęsy, do niedawna również ważny działacz Platformy Obywatelskiej. Związki z polityką nie przeszkadzały mu wprowadzeniu wielu przedsięwzięć biznesowych, niektórych postrzeganych jako dość kontrowersyjne – jak członkostwo w radzie nadzorczej Universalu czy stworzenie medialnej spółki 4Media.

Adam Glapiński, obecny doradca prezydenta, był najpierw ministrem gospodarki i budownictwa w latach 1991 – 1992, a potem ministrem współpracy gospodarczej z zagranicą. Od 2007 roku objął funkcję przewodniczącego rad nadzorczych Centralwings SA, KGHM Polska Miedź SA i prezesa zarządu Polkomtelu SA. Po zmianie władzy w Polsce w Polkomtelu zastąpił go inny polityczny nominat – Jarosław Bauc – były minister finansów w rządzie AWS.

Gromosław Czempiński, były szef UOP, dziś jest partnerem jednej z wielkich firm doradczych Ernst & Young. Jacek Socha, były minister skarbu w rządzie Marka Belki, również został szefem dużej firmy doradczej (trzeba jednak dodać, ze Socha w biznesie był wcześniej).

Wiesław Walendziak, były szef Kancelarii Premiera Jerzego Buzka, kiedy porzucił politykę, rozpoczął karierę w imperium trójmiejskiego biznesmena Ryszarda Krauzego. Wcześniej głośnym transferem z polityki do firmy Krauzego był Zbigniew Okoński, prezydencki minister Lecha Wałęsy.

Wiesław Kaczmarek wieloletni minister w kilku lewicowych rządach trafił do firmy Aleksandra Gudzowatego, który – podobnie jak Krauze – też lubił przygarniać polityków. Teraz kieruje spółką mającą otworzyć prywatny szpital.

Zmarła tragicznie Barbara Blida była najpierw ministrem budownictwa w rządzie Leszka Millera, apotem prezesem wielkiej budowlanej firmy J. W. Construction.

Wiceminister finansów Witold Modzelewski najpierw napisał bardzo skomplikowaną ustawę o podatku VAT, apotem założył firmę Instytut Studiów Podatkowych Modzelewski i Wspólnicy, który zajmował się doradzaniem firmom, jak sobie radzić m.in. ze skomplikowaną ustawą o VAT.

Przykładów polityków przechodzących do biznesu jest wiele i można by je dalej wyliczać. I nie znaczy to, że każdy z nich jest podejrzany. Te przykłady są bardzo różne. Jedne nie wzbudzają żadnych kontrowersji, inne rodzą pytania, jeszcze inne – dość oczywiste wątpliwości. Ciągle na dziko Kiedy się dowiadujemy, że człowiek, który jeszcze niedawno był premierem, a więc miał dostęp do ogromnej wiedzy na temat funkcjonowania państwa, dziś doradza wielkiemu bankowi, który działa na niekorzyść polskich przedsiębiorstw i milionów obywateli, musi się rodzić niepokój. Jak to możliwe, by coś takiego w ogóle się stało?

Wierzę, że Kazimierz Marcinkiewicz nie miał nic wspólnego z atakiem na polską walutę przeprowadzonym przez bank, z którym się związał. Niemniej musimy pamiętać o tym, że Marcinkiewicz nie odszedł definitywnie z polityki, że pozostaje w dobrych relacjach z obecnie rządzącymi. I dziś, będąc w instytucji, która działa na niekorzyść Polski, dziwi się, że ktoś widzi w tym problem, że ktoś śmie zadawać o to pytania.

Znamienne, że nawet obecny minister skarbu Aleksander Grad podczas swojej podróży do Londynu, gdzie spotykał się z inwestorami, manifestacyjnie zrezygnował ze spotkania z przedstawicielami Goldman Sachsa. Polski rząd zamanifestował tym samym dezaprobatę dla działalności wielkiej instytucji finansowej, której doradza były polski premier.

Polityki nie da się oddzielić murem od biznesu – i nie tylko od niego. Polityka jest wszędzie. I to jest naturalne. Nie żyjemy w państwie Platona, politycy przychodzą z różnych miejsc, idą w różne miejsca, prowadzą swoje interesy i pewnie będą je dalej prowadzić. Nie żyjemy nawet w Stanach Zjednoczonych z wielką klasa średnią i założeniem, że polityk powinien dorobić się przed rozpoczęciem pracy dla państwa, by potem nie być narażony na rozmaite pokusy.

Jesteśmy krajem na dorobku, dotyczy to nie tylko wyborców, ale i polityków. Problem w tym, byśmy się wszyscy nie dorabiali w sposób dziki.

Musimy dalej tworzyć reguły rządzące relacjami świata polityki z innymi światami. Zasady muszą być jak najbardziej przejrzyste i budzić jak najmniej wątpliwości. Żadne jednak reguły nie zastąpią kultury politycznej i jakości instytucji. To tworzy się latami, ale jeśli będziemy na wszystko przymykać oczy, „bo tak już u nas jest”, to tej jakości nie zbudujemy nigdy.

Trzeba zacząć rozmowę o tym, jak sprawić, by politycy nie mieli zamkniętej drogi dalszego rozwoju po zakończeniu kariery politycznej, ale zarazem nie wykonywali dziwnych wygibasów.

Przecież nie każde przejście z polityki do biznesu jest czymś nagannym czy choćby budzącym wątpliwości. –To normalne, że politycy trafiają do biznesu – mówi Antoni Kamiński, profesor Instytutu Studiów Politycznych PAN i były szef Transparency International. – Ważne jednak, by procesy decyzyjne były całkowicie przejrzyste. Sytuacja, w której premier, który nie miał doświadczenia w bankowości, zostaje nagle doradcą wielkiego zagranicznego banku inwestycyjnego, nie jest dobra – przekonuje.

[srodtytul]Partie wypluwają[/srodtytul]

Dość groteskowa historia starań o pracę po stracie funkcji premiera przez Kazimierza Marcinkiewicza pokazuje nam, jak niezorganizowane jest polskie życie publiczne. Partie wypluwają swoich czołowych działaczy i nie dbają o to, by ich jakoś wykorzystać i zagospodarować. To dotyczy wszystkich bez wyjątku ugrupowań.

- Mówi się dużo o tym, by politycy nie trafiali do biznesu, ale nikt nie dba o to, by umożliwić politykom funkcjonowanie po odejściu z polityki – mówi Wiesław Kaczmarek.

- Problem w tym, że wielu polityków z dobrym doświadczeniem, którzy z jakiegoś powodu odchodzą ze służby, nie jest wykorzystywanych – zgadza się profesor Kamiński. – Teraz próbuje to robić Donald Tusk z Adamem Rotfeldem, który jest byłym ministrem spraw zagranicznych i przewodzi polsko-rosyjskiej grupie ds. trudnych. To jest dobry przykład na to, jak można wykorzystać i dać dobrą pracę ludziom, którzy odeszli z bieżącej działalności publicznej. Ale to jest absolutny wyjątek. Sportowcy, kiedy kończą karierę, zostają trenerami i kształcą młodszych. Są wykorzystywani. A politycy u nas – nie – dodaje.

Leszek Miller, kiedy przestał być premierem i stracił funkcję szefa SLD, znalazł się na aucie. Zamiast pracować na rzecz jakiegoś partyjnego instytutu, dość rozpaczliwie poszukiwał zajęcia, co doprowadziło go na mało chlubne listy wyborcze Andrzeja Leppera. Nikt z SLD nie chciał wykorzystać swojego byłego premiera. Podobnie dzieje się w PiS i PO.

Gdyby partia Jarosława Kaczyńskiego miała za sobą porządny think tank, to po usunięciu Marcinkiewicza z fotela premiera mogłaby go tam umieścić. Gdyby choć Jarosław Kaczyński miał taką wolę, to mógłby zaproponować byłemu premierowi tworzenie takiego ciała. Ale zamiast nabudowanie think tanku, PiS wolał wydać pieniądze na kolejną kampanię reklamową.

Jan Rokita ze swoim 100-osobowym zespołem ekspertów tworzących program jego hipotetycznego rządu trzy lata temu został wykurzony z Platformy Obywatelskiej. Razem z opracowaniami i ekspertami. Czy partia Tuska cokolwiek zaproponowała Rokicie? Nie. Podobnie jak Marcinkiewicz, został wypchnięty za burtę. Tyle że Rokita zachowuje się bardziej racjonalnie od byłego premiera i został publicystą.

[srodtytul]Byle nie na prowincję[/srodtytul]

Do polskiej polityki ciągle zbyt często trafiają ludzie kompletnie przypadkowi i często z bardzo marnym backgroundem merytorycznym. Praca w Sejmie jest da nich życiową szansą nie na zrobienie kariery politycznej, ale na podreperowanie sytuacji materialnej i zawodowej.

Jeszcze niedawno wydawało się, że jakość naszych elit politycznych się poprawia, ale niestety sposób budowania i zarządzania obiema wielkim partiami wskazuje, że wartością najwyżej cenioną jest lojalność, a nie kompetencja czy samodzielność myślenia.

Kiedy politycy kończą swoją kadencję czy pracę w rządowym resorcie, nagle znajdują się w poważnym kłopocie. Wielu stoi przed perspektywą bezrobocia albo powrotu do pracy, która po kilku latach spędzonych w Sejmie wydaje się całkowicie nieinteresująca.

Marcinkiewicz też nie chciał wracać do gorzowskiej szkoły. Zapragnął zostać szefem dużego banku lub spółki. Politycy mniejszego kalibru często zadowalają się pośledniejszymi stanowiskami, które mogą dostać, bo pracodawcę interesują ich kontakty polityczne.

Co zrobić, by informacje i kontakty zdobyte w czasie służby dla państwa nie były wykorzystywane do generowania zysków prywatnych korporacji, do których trafiają czasem jego byli urzędnicy?

Profesor Antoni Kamiński: – Problem tkwi w jakości polskiej polityki. Jak chce się mieć dobrą orkiestrę, trzeba mieć dobrych muzyków. Jak chce się mieć dobre rządy, trzeba mieć dobrych ministrów. Klasa polityczna powinna być dużo lepiej przygotowana do pracy dla aparatu państwowego – mówi. Ale zwraca też uwagę na to, że media rzadko spełniają swoją zasadniczą funkcję. – Środki masowego przekazu muszą dużo lepiej weryfikować i analizować działania polityków. Amerykańskie media ciągle robią to dużo dokładniej niż nasze.

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/03/06/igor-janke-ciagle-jestesmy-w-lesie/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Zamieszanie wokół obecności Kazimierza Marcinkiewicza w banku Goldman Sachs jak w soczewce pokazuje problemy naszej klasy politycznej. Niską jakość życia publicznego, słabości mechanizmów i struktur partyjnych. Pokazuje, jak wielkie partie polityczne nie umieją dbać o swoich ludzi, korzystać z ich doświadczenia i jak łatwo wypychają ich poza politykę. A tam jedni radzą sobie lepiej,inni gorzej.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi