Czego – jeżeli czegokolwiek – uczy nas pandemia koronawirusa? Jej przejawy są oczywiste, widzimy je wszędzie wokół siebie: opustoszałe centra miast, przechodnie z maseczkami na twarzach, zamknięte stadiony, muzea i galerie handlowe. A ponad tym wszystkim: niewidoczna, ale dająca się wyraźnie wyczuć, atmosfera napięcia, stanu wyjątkowego.
Wyjątki bywają czasami ważniejsze od reguł. Z definicji zdarzają się rzadziej, ale to nie znaczy, że powinniśmy uznać je za nieinteresujące. Przeciwnie: nierzadko w pełniejszy niż tzw. norma sposób ilustrują to, jak rzeczy mają się naprawdę. Wyjątek odsłania to, czego na co dzień nie widać. A więc również to, o czym nie chcemy wiedzieć lub o czym wolimy nie pamiętać.
Niestabilna rzeczywistość
Pierwsza lekcja czasów zarazy jest chyba właśnie takim nieprzyjemnym i otrzeźwiającym przypomnieniem. Mówi ona: wszelki porządek jest kruchy. Historia jest nieprzewidywalna. Nie ma wpisanych w siebie żadnych reguł. Nie rządzi nią ani prawo wzrostu, ani rozkładu. Nie da się nią również zarządzać niczym jakimś gigantycznych rozmiarów przedsiębiorstwem. Kto wierzy, że dokonuje się w niej postęp, albo uważa, że można nią racjonalnie administrować, nie docenia tego, jak bardzo chaotyczny i irracjonalny potrafi być bieg wydarzeń. Wszystko to, co na co dzień uznajemy za stabilne i niewzruszone, bynajmniej takie nie jest. Nasza normalność nie powstaje, ani nie jest utrzymywana spontanicznie, siłą bezwładu. Wymaga stałych działań, ciągłego podtrzymywania. Ktoś musi zawsze stać na jej straży.
Głównym takim podmiotem, jak wyraźnie pokazuje pandemia Covid-19, pozostaje państwo. To ono posiada najważniejsze narzędzia zarządzania sytuacją nadzwyczajną. To ono jest – lub chociaż powinno być – w stanie zaprowadzić porządek wszędzie tam, gdzie rzeczywistość staje się chaotyczna i nieuporządkowana. Gdy wszystko inne zawodzi, dziś, podobnie jak to miało miejsce w czasie kryzysu finansowego roku 2008, a także w wielu innych przypadkach, zwracamy się do państwa, by przedsięwzięło odpowiednie działania. Może ono jednak być skuteczne jedynie wtedy, gdy posiada sprawnie działające instytucje. Dlatego dzisiejsza pandemia wystawia jak najgorsze świadectwo wszystkim tym – zarówno w Polsce, jak i za granicą – którzy swoimi działaniami doprowadzali do osłabienia lub wręcz paraliżu instytucji państwa. Nie jest przy tym ważne, czy chodzi o służbę zdrowia, wojsko, urzędy, publiczne media czy sądownictwo. Sęk w tym, że sprawnie działające struktury państwa są naszym wspólnym dobrem. Przejmowanie ich, jak gdyby były wyborczym łupem, to działanie ze szkodą dla nas wszystkich. Niszczenie instytucji – zamiast ich ostrożnej i przemyślanej naprawy – jest równoznaczne ze wspieraniem zarazy. W zależności od obszaru, o który chodzi, „dżuma" będzie oczywiście przyjmowała odmienną formę.