Są na naszym globie miejsca tajemnicze i budzące baśniowe skojarzenia, które nawet w epoce powszechnej globalizacji wciąż budzą zainteresowanie. Podsuwają wyobraźni romantyczno-awanturnicze obrazy, przywołując w pamięci historie z „Księgi tysiąca i jednej nocy". Taki jest Uzbekistan, synteza Wschodu i Zachodu, kraj o ciekawej i chwalebnej przeszłości, ziemia, przez którą wędrowali kupcy, mistycy, poszukiwacze przygód i odkrywcy. Ale przede wszystkim serce Jedwabnego Szlaku, gdzie krzyżowały się trakty handlowe.
Buchara, ściśnięta pustynią Kyzył-kum, która od wieków próbuje wedrzeć się do miasta, o zachodzie słońca rozpala się czerwienią i zachwyca kolorystyką oraz symetrycznymi wzorami milionów mozaikowych płytek, które pobłyskują niczym złoto. Siedząc na tarasie niedużej kawiarenki leżącej nad straganami i sklepikami z tradycyjnym uzbeckim rękodziełem, podziwiałem błękit kopuł i minaretów odcinający się od przykurzonych glinianych murów, zachwycałem się fasadami budowli zwieńczonych bogactwem wzorów i zadziwiającymi artyzmem mozaikami i arabeskami.
Legenda głosi, że Czyngis-chan, wódz Złotej Hordy, nigdy nie pokłonił się przed nikim i niczym, dopóki nie ujrzał w Bucharze imponującego minaretu Kalon. W marcu 1220 roku po krótkim oblężeniu zdobył cytadelę i wyciął w pień cały 30-tysięczny kontyngent. Plądrując miasto, stanął przed najwyższą wówczas, bo 47-metrową, budowlą w Azji Środkowej i kiedy zauroczony jej potęgą zadzierał wysoko głowę, aby zobaczyć wierzchołek minaretu, nakrycie głowy zsunęło mu się na ziemię, musiał się więc schylić, żeby je podnieść. Mówi się, że ten ukłon powstrzymał najeźdźcę przed zburzeniem Kalonu.
Półtora wieku później Bucharę i Samarkandę zdobył Timur, zwany Chromym lub Tamerlanem. Wojenny geniusz należał do największych wodzów w historii świata. Bezwzględny władca, szerząc śmierć i spustoszenie, na czele żądnej łupów 150-tysięcznej armii rozgromił na kazachskich stepach Mongołów i w ciągu trzech dziesięcioleci podbił Azję Środkową, Zakaukazie, Iran i Irak, zajmując ziemie aż po wybrzeże Morza Śródziemnego. Do tego okresu nawiązuje obraz Stanisława Chlebowskiego „Sułtan Bajazyt w niewoli u Tamerlana", który oglądałem swego czasu w Muzeum Narodowym w Warszawie.
„I tak długo jak Jowisz we śnie lub we własnej osobie nie przyjdzie mi przypomnieć: »Zatrzymaj się, Tamerlanie!«, pozostanę zawsze postrachem świata. I komety niczym uzbrojeni legioniści będą walczyć na sklepieniu niebieskim pod moim dowództwem, aby przełamać ogniste włócznie i morzem fajerwerków świętować moje wspaniałe triumfy" – tak angielski dramaturg Christopher Marlowe przedstawił zatrważający obraz koczownika Tamerlana, przekonanego o tym, że jest narzędziem Boga do uporządkowania świata.