Jak straciliśmy polskie piosenki

W tym roku ostatecznie przepadły nam prawa do dziedzictwa Polskich Nagrań, choć jeszcze do niedawna była szansa na ich odzyskanie.

Publikacja: 06.09.2024 17:00

Jak straciliśmy polskie piosenki

Foto: AdobeStock

Historia Polskich Nagrań rozpoczyna się jeszcze przed II wojną światową. Wówczas wśród przedstawicielstw zachodnich koncernów muzycznych w Polsce funkcjonował pochodzący z Niemiec Odeon. Po wojnie, na mocy kolejnych dekretów, majątek firmy przeszedł na własność państwa. Wydawnictwo działało pod tą marką do 1948 roku, a zmienione logo jeszcze przez kolejnych kilka lat nawiązywało do poprzednika. Wkrótce jednak charakterystyczną grafiką stał się wizerunek koguta wraz z podpisem „Muza”. Przedsiębiorstwo państwowe Polskie Nagrania otrzymało swoją nazwę 30 czerwca 1955 roku.

Przez większą część swojej historii PN posiadały monopol wydawniczy w Polsce. Ale tuż po wojnie istniały jeszcze prywatne wydawnictwa. Właścicielem jednego z nich był Mieczysław Fogg. Wydawnictwo służyć miało przede wszystkim produkcji i dystrybucji własnych utworów. Prowadzenie prywatnej wytwórni muzycznej w nowych realiach było oczywiście niemożliwe i po nagraniu około 100 utworów w 1951 roku zakończyła ona swoją działalność. Podobny los spotkał inne prywatne inicjatywy. Monopol wydawniczy oznaczał, że niemal wszystkie utwory będące w legalnym obiegu w czasach PRL (szczególnie do lat 80.) składały się na katalog blisko 40 tys. utworów zgromadzonych przez dziesięciolecia działalności Polskich Nagrań.

Czytaj więcej

Bój o „Czerwone maki”

Pieśni dla nowej władzy

Początkowy repertuar to przede wszystkim muzyka popularna i ludowa. Szczególnie ten drugi gatunek wkrótce stał się oczkiem w głowie nowej władzy. Pozwoliło to na rejestrację nagrań takich zespołów, jak Mazowsze czy Śląsk. Stąd też charakterystyczne „kogucie” logo, które miało nawiązywać do ludowego repertuaru.

Pierwsza połowa lat 50., wraz z deklaracją socrealizmu, to wysyp pieśni masowych opartych na wzorcach radzieckich. „Czym jest sowiecka władza”, „O chłopach średniakach” czy nagrania fragmentów „Akademii ku czci” na 70-lecie urodzin Stalina, to tylko przykład zasobów z tego czasu.

W czasie październikowej odwilży pierwszym dyrektorem artystycznym Polskich Nagrań został Ryszard Sielicki, polski kompozytor żydowskiego pochodzenia. Przed wojną pracował jako asystent Jerzego Gerta, który szefował Odeonowi. Do Polski wrócił w 1956 roku po studiach w moskiewskim konserwatorium. Stanowisko opuścił w 1968 roku na fali antysemickich wystąpień. Był także pomysłodawcą serii Polish Jazz, w której do dziś wydawane są albumy polskiej sceny jazzowej, a także autorem wielu popularnych piosenek. Skomponował między innymi „Na Francuskiej” dla Sławy Przybylskiej. Na znakomitą część katalogu składają się wreszcie nagrania operowe oraz muzyka klasyczna, w tym bardzo cenne nagrania realizowane przy okazji Międzynarodowych Konkursów Pianistycznych imienia Fryderyka Chopina w Warszawie.

Choć od roku 1956 rozpoczęto tłoczenie płyt winylowych, to najpopularniejszym formatem stały się muzyczne pocztówki. Ich stosunkowo łatwa produkcja i niska jakość technologii wymuszającej zamieszczanie na płycie nie więcej niż po dwa utwory uczyniły z nich socjalistyczną wersję singla. Ponieważ pomiędzy nagraniem a wytłoczeniem płyty mijały często nawet dwa lata, wydawnictwa traciły na swojej aktualności. Kolejka do publikacji była długa, więc kierownictwo PN nie chciało dublować utworów na kolejnych płytach. Tym samym, inaczej niż w krajach zachodnich, longplaye nie były wcześniej promowane singlami.

Trudno ustalić dokładny nakład pocztówek muzycznych, ale w latach 70. wynosił on od 2 do 3,5 miliona egzemplarzy rocznie. Do tego doliczyć trzeba nieprzebrane ilości wydawnictw drugiego obiegu, także popularnych zespołów zza żelaznej kurtyny wydawanych bez licencji. Takie wydawnictwa miały na swoim koncie również przedsiębiorstwa państwowe, jak Tonpress, który samowolnie wydawał utwory Rolling Stonesów, Abby czy Boney M.

Śpiewanie się nie opłaca

Wszystkie powyższe problemy, a także polityka wynagradzania artystów za nagrania, prowadziły do kuriozalnych sytuacji, gdzie dorobek płytowy największych gwiazd był znikomy. Album Piotra Szczepanika z 1966 roku stał się największym komercyjnym sukcesem Polskich Nagrań do tego czasu. Trzy lata później nagrał on już tylko „Największe przeboje”, które następnie zostały wydane ponownie w 1987 roku.

Zbigniew Wodecki swój pierwszy longplay wydał w 1976 roku, po czym nie nagrywał nic przez kolejne 11 lat. Obaj piosenkarze przez ten czas pozostawali jednymi z napopularniejszych wykonawców w Polsce. Wyjaśnienie tego fenomenu jest bardzo proste – wykonawcy mogli zdobyć dużo większe pieniądze, grając koncerty, a nawet – grając w zachodnich lokalach „do kotleta”. Znacznie lepiej wynagradzani byli autorzy tekstów i kompozytorzy.

Było to pokłosiem obowiązującego wówczas prawa autorskiego, które z definicji utworu wyłączało artystyczne wykonanie. To prawo autorskie stało się także przyczyną klęski Polskich Nagrań w latach 90. oraz skandalu politycznego 20 lat później.

Uchwalona już w III RP nowa ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z 4 lutego 1994 roku wprowadziła ochronę „praw pokrewnych”, czyli m.in. artystycznych wykonań. Jednocześnie ograniczyła tę ochronę tylko do nagrań zrealizowanych do 20 lat przed jej wejściem w życie. W praktyce oznaczało to wypuszczenie bez wynagrodzenia na wolny rynek wszystkich nagrań sprzed roku 1974, których w zasadzie jedynym dysponentem były Polskie Nagrania. Dopiero nowelizacją z 2000 roku rozszerzono czas ochrony artystycznych wykonań do lat 50.

Innym wyzwaniem stało się rozstrzygnięcie, czy PN takie prawa rzeczywiście posiadały. Przyjęta wówczas ścisła wykładnia przepisów nowej ustawy powodowała bowiem, że prawa do wydawnictw kiedyś nagranych utworów nie obejmowały nośników, które nie istniały w chwili nagrania. Oznaczało to, że prawo do wydania starych nagrań na płytach CD sprzed czasu jej wynalezienia w 1977 roku pozostawało przy wykonawcach lub ich spadkobiercach. Mogły być zatem przedmiotem nowych umów licencyjnych zawieranych w nowych warunkach rynkowych, zdecydowanie korzystniejszych dla wykonawców i prywatnych wydawnictw muzycznych.

Wszystko to powodowało, że zarządzanie katalogiem utworów obarczone było sporym ryzykiem prawnym, które należało wyjaśniać albo w drodze negocjacji nowych umów licencyjnych, albo na drodze sądowej. Na tę drugą ścieżkę zdecydowali się m.in. Ewa Demarczyk, Janusz Laskowski, Alibabki i spadkobiercy Anny German. To właśnie ta ostatnia sprawa stała się przyczynkiem do upadku Polskich Nagrań.

Chodziło o zapłatę tantiem za nagrania wydawane w Związku Radzieckim, gdzie Anna German była rozpoznawalną gwiazdą. W latach 1968–1982 wydała na tamtym rynku sześć płyt długogrających. Ostatnie wydanie piosenek Anny German na rynku rosyjskim miało miejsce w roku 2019, co pokazuje, jak żywą pozostaje tam legendą. Konsekwencją procesu sądowego była konieczność zapłaty 2 mln zł, których spółka nie miała. Jedynym rozwiązaniem stało się postawienie jej w 2013 roku w stan upadłości likwidacyjnej.

W tym samym czasie, kiedy ministrem kultury i dziedzictwa narodowego był Bogdan Zdrojewski (2007–2014), w stanie likwidacji pozostawały także Wydawnictwo Ossolineum oraz Państwowy Instytut Wydawniczy. Obie te instytucje udało się uratować (Wydawnictwo Ossolineum stało się częścią Zakładu Narodowego im. Ossolińskich; PIW funkcjonuje od 2017 roku jako państwowa instytucja kultury). To był także ostatni moment na zagospodarowanie zasobów Polskich Nagrań.

Czytaj więcej

Śpiew rzeczy obcych

Obcy kapitał wchodzi do gry

Zamiast tego w 2015 roku majątek PN został wystawiony na licytację, w której Warner Music Poland nabył go za 8,1 mln zł. Fizyczne archiwa zostały przekazane do Narodowego Archiwum Cyfrowego, ale rzeczywistym majątkiem są prawa do 40 tys. utworów nagranych na przestrzeni lat – w zasadzie wszystkich znanych z PRL artystów wykonawców, a także szeregu nagrań muzyki klasycznej, ludowej, jazzowej, a nawet słuchowisk i bajek. Choć znaczna część utworów i wykonawców popadła dzisiaj w zapomnienie, nadal wiele nagrań to rozpoznawalne hity z tamtych lat czy nostalgiczny powrót do przeszłości polskiej muzyki. Popularność takich wydawnictw, jak The Very Polish Cut Outs, odnaleziona kilka lat temu płyta Renaty Lewandowskiej czy ciągle powracający do repertuaru Zbigniewa Wodeckiego artyści to znak, że w katalogu Polskich Nagrań z pewnością drzemie potencjał komercyjny.

Alternatywną historię przeżył czeski odpowiednik Polskich Nagrań, Supraphon. W 2010 r. także podpisał umowę z Warnerem, ale wyłącznie na dystrybucję katalogu, którego pozostaje właścicielem. Podobna oferta leżała na stole w 2018 roku. Rok wcześniej minister kultury Piotr Gliński zapowiedział kroki prowadzące do odzyskania Polskich Nagrań przez Skarb Państwa. Po dziesięciomiesięcznych negocjacjach, zostały one zerwane przez Warnera. W odpowiedzi Polskie Wydawnictwo Muzyczne, będące stroną tych negocjacji, pozwało Warner Music Poland. Pozew miał jednak wyłącznie charakter symboliczny i polityczny. Zarzut dotyczył tego, że druga strona prowadziła negocjacje z naruszeniem dobrych obyczajów i nie miała zamiaru zawarcia umowy. Nawet w przypadku wygranej nie doprowadziłoby to do niczego innego niż zapłaty odszkodowania w kwocie niewiele przekraczającej 100 tys. zł, z czego lwią część stanowił koszt obsługi prawnej.

Taki zarzut jest trudny do udowodnienia, tym bardziej jeśli obie strony prowadzą negocjacje i podejmują (choćby pozorowane) kroki zmierzające do zawarcia umowy. W toku negocjacji Warner zastrzegał, że ostateczna decyzja co do sprzedaży Polskich Nagrań uzależniona jest od korporacyjnej zgody. Taka blankietowa zgoda została udzielona na początku negocjacji, ale po sprecyzowaniu przedmiotu umowy, w tym jego wartości w wyniku przeprowadzenia wyceny katalogu, została ona cofnięta z uwagi na „strategiczne długofalowe plany inwestowania w katalogi z muzyką na całym świecie”.

Zasadnicze elementy umowy były już jednak uzgodnione. Choć właścicielem praw do wszystkich utworów miało pozostawać PWM, to Warner zastrzegał sobie dziesięcioletnią wyłączność na eksploatację niemal wszystkich utworów oraz bezterminową wyłączność na dystrybucję fonogramów. Prasa donosiła w tym czasie, że wartość kontraktu to ponad 20 mln zł. Wyroki sądów powszechnych obu instancji w 2021 roku uznały pozew za niezasadny. Ich decyzję podtrzymał 29 maja tego roku Sąd Najwyższy.

Podczas pisania tekstu korzystałem głównie z publikacji „Polish Estrada Music Organization, Stars and Representations” Ewy Maziarskiej

Bogusław Wieczorek

Radca prawny, specjalizuje się w prawie własności intelektualnej oraz prawie nieruchomości. 

Historia Polskich Nagrań rozpoczyna się jeszcze przed II wojną światową. Wówczas wśród przedstawicielstw zachodnich koncernów muzycznych w Polsce funkcjonował pochodzący z Niemiec Odeon. Po wojnie, na mocy kolejnych dekretów, majątek firmy przeszedł na własność państwa. Wydawnictwo działało pod tą marką do 1948 roku, a zmienione logo jeszcze przez kolejnych kilka lat nawiązywało do poprzednika. Wkrótce jednak charakterystyczną grafiką stał się wizerunek koguta wraz z podpisem „Muza”. Przedsiębiorstwo państwowe Polskie Nagrania otrzymało swoją nazwę 30 czerwca 1955 roku.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi